MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz chce odzyskać syna

Agata Masalska [email protected]
34-letni Mariusz od dwóch lat walczy z byłą żoną o opiekę nad synem.
34-letni Mariusz od dwóch lat walczy z byłą żoną o opiekę nad synem. sxc.hu
34-letni Mariusz od dwóch lat walczy z byłą żoną o opiekę nad synem. - Chcę, by mieszkał ze mną - mówi. - Nie potrafię bez niego żyć i nie mogę patrzeć, jak chodzi w podartych butach. Suwalski sąd uznał, że dziecko zostanie z matką.

Byłej żonie nie chcę się pracować, więc traktuje Kubusia, na utrzymanie którego łożę, jak źródło dochodu - twierdzi Mariusz. Suwalski sąd nie podzielił tej opinii i uznał, że dziecku będzie lepiej pod opieką matki. Choć jest bezrobotna. A poza tym, nie panuje nad emocjami i nie daje chłopcu poczucia bezpieczeństwa - tak przynajmniej wynika z opinii specjalistów z ośrodka rodzinnego w Białymstoku.
Mariusz orzeczeniem sądu pierwszej instancji jest zdruzgotany. Liczy na sprawiedliwość białostockiej Temidy, gdzie złoży apelację od wyroku.

- Będę walczył o dziecko - zapowiada.

Jak pałac na wodzie

Mariusz jest zawodowym żołnierzem. Niedawno obchodził 34. urodziny. Anna, jego była żona jest o dwa lata młodsza. Nie pracuje, bo - jak mówi - posiada mało atrakcyjny zawód. Wykształciła się bowiem na ekspedientkę. A to zajęcie jest mało ciekawe i ciężkie. Mają 10-letniego syna Jakuba.

- Nie można budować pałaców na wodzie, a związków na kłamstwach - zauważa Mariusz. - A w naszym życiu, mniejsze lub większe oszustwa były na porządku dziennym. Wzięliśmy ślub, bo Anka twierdziła, że jest w ciąży. A tak nie było. Później mówiła, że studiuje marketing, a wcale się nie kształciła. Miała pracować w sklepie, ale nigdy tam się nie zgłosiła. Po prostu, nie zależało jej na pracy. Oczekiwała, że ja będę harował od rana do nocy, by spełniać jej wygórowane zachcianki.

To jednak, jak zapewnia, mógł jeszcze znieść. Czara goryczy przelała się dopiero dwa lata temu, po tym, jak Anna oskarżyła Mariusza o znęcanie się. Miał ją bić i poniżać.

Prokurator umorzył postępowanie, ponieważ nie znalazł dowodów winy, ale dalsze wspólne życie małżonków straciło sens. Postanowili się rozstać. Wcześniej jednak mieli omówić kwestie opieki nad Kubusiem.

- Nie wyobrażałem sobie, że stracę kontakt z synem - dodaje Mariusz.

W 2011 roku, w wakacje, Anna wraz z Jakubem wybrała się w odwiedziny do mieszkających w Mońkach rodziców. Obiecywała, że wróci za kilka dni. Wkrótce wyszło na jaw, że znowu kłamała.

- To był cios - nie ukrywa Mariusz. - Błagałem żonę, by wróciła, proponowałem, że wyprowadzę się z mieszkania, by mogła je zająć. Wtedy roześmiała się mi prosto w twarz: zniszczę cię - rzuciła. I realizuje swój plan.

Ojciec pół roku nie widział syna

Do Sądu Okręgowego w Suwałkach posypały się wnioski. Anna chciała rozwodu i alimentów. Domagała się pieniędzy dla syna i siebie, bo musi z czegoś żyć. Mariusz natomiast zabiegał o Kubusia. Prosił, by sąd ustalił, że chłopak pozostanie przy nim.
- Żona utrudniała mi kontakt z dzieckiem - opowiada. - Jeździłem do Moniek, godzinami wyczekiwałem pod drzwiami mieszkania teściów. Nie otwierali.

Mężczyzna, ze łzami w oczach wspomina, jak kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego zawiózł Kubusiowi jego wymarzony plecak. Do środka wrzucił trochę słodyczy i telefon komórkowy. Miał nadzieję, że dzięki temu będzie mógł z synem rozmawiać. Zapytać, jak idzie mu w nowej szkole i czego potrzebuje. Prezentów nie przekazał. Po kilku spędzonych na wycieraczce godzinach pozostawił na niej plecak i wrócił do domu. Telefon też nie pomógł w kontaktach. Chłopak rzadko mógł rozmawiać, a jeśli już, to pod okiem matki, albo babci.

Kilka miesięcy później Mariuszowi udało się zabrać syna do siebie. Mówi, że spędzili razem parę cudownych dni. Dużo rozmawiali, śmiali się i chodzili na spacery. Kubuś dopytywał wtedy, czy mogliby mieszkać razem.

- Rozpłakałem się ze szczęścia - wspomina mężczyzna. - Miałem cichą nadzieję, że żona się zgodzi. Snułem plany.

Za szybko. Propozycja Mariusza, by syn z nim mieszkał, była przysłowiowym gwoździem do trumny. Znowu przestał widywać Jakuba.
Minęły kolejne miesiące. Mężczyzna poprosił suwalski sąd, by ten wyznaczył terminy spotkań z Kubusiem. Wniosek został odrzucony. Sędzia uznał bowiem, że... nie ma dowodów na to, że ojciec nie widuje syna. Kwestię tę uregulował dopiero na początku minionego roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku.

Wyrok swoje, a życie - swoje. Mariusz mówi, że nie kontaktował się z dzieckiem przez kilka miesięcy. Choć jeździł do Moniek co parę dni. Któregoś dnia zdecydował, że postawi na swoim. Zaczął dobijać się do mieszkania teściów. Anna wezwała wówczas policję.
- Właściwie, to mi trochę pomogła - ironizuje Mariusz. - Mundurowi nakazali "wydać" dziecko.

Od tego czasu sytuacja nieco się unormowała. Kubuś spędzał u ojca co drugi weekend. Był też w wakacje.
- Cieszę się na te spotkania, choć jak patrzę na syna, to serce mnie boli - opowiada Mariusz. - Przywożę go w podartych butach i ubraniach. Wstyd wyjść na ulicę, czy do kościoła. Nie wiem, na co idą pieniądze z tytułu alimentów.

Matka nie panuje nad emocjami

Sprawa rozwodowa ciągnęła się dwa lata. Suwalski sąd nie dał wiary świadkom Mariusza, którzy podnosili, że kobieta nie dbała o dom, że policzkowała męża. Dlaczego? Uznał bowiem, że zawodowy żołnierz powinien znać różne sztuki walki oraz samoobrony. A to pozwala unikać ciosów.

Sędzia zauważył też, że niektórzy, wnioskowani przez Mariusza świadkowie są z nim spokrewnieni. A w takiej sytuacji trudno się dziwić, że w swoich wyjaśnieniach obciążali Annę. W drugą stronę takich wniosków sąd nie wyciągnął. Na przykład, wyjaśnienia matki Anny, choć mieszka daleko uznał za "wiarygodne i spójne".

- Miałem wrażenie, że sędzia był adwokatem mojej żony - irytuje się Mariusz. - Niemal wszystkie dowody jej winy ignorował.
Na przykład nie dał wiary SMS-om wysyłanym do przyjaciela Anny, które dowodziły ich zażyłej znajomości, ani zdjęciom z klubu nocnego, w którym bawiła się kobieta. Uznał, że nie ma to żadnego wpływu na opiekę nad dzieckiem.

Bogusław Chomiczewski, adwokat Mariusza mówi, że ma on prawo czuć się skrzywdzonym oceną materiału dowodowego.

- Faktycznie, większość wniosków złożonych przez powódkę była uwzględniana - zauważa. - Nasze były oceniane znacznie krytyczniej.
Sytuację w rodzinie i więzy dziecka badali specjaliści z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Białymstoku. Z ich opinii wynika, że Anna "nie potrafi realnie oceniać siebie, innych osób, faktów i zdarzeń (...), nie potrafi panować nad emocjami, wikła dziecko w konflikt małżeński (...), podsyca lęki związane z ojcem".

Pracownicy ośrodka stwierdzili też, że kobieta nie dawała chłopcu poczucia bezpieczeństwa i alienowała go od ojca. Podczas badania w RODK przyznała, że popełniła błąd. Przypuszczalnie to zdecydowało, że w opinii znalazł się zapis, że zarówno matka, jak i ojciec mogą wychowywać dziecko. Ale, jak zauważa Chomiczewski, opinia, delikatnie mówiąc, nie promowała matki.
A gdzie dobro dziecka?

Suwalski sąd uznał, że nie ma szans na ratowanie małżeństwa i orzekł rozwód. Postanowił też, że Jakub pozostanie z Anną. Na decyzji, jak czytamy w uzasadnieniu wyroku, zaważyło stanowisko dziecka. Kubuś bowiem stwierdził, że woli mieszkać z mamą. Ale też jednocześnie zastrzegł, że chce też widywać się i z tatą.

- To naturalna odpowiedź dziecka w takim wieku. Chłopczyk przecież przez dwa lata mieszkał z powódką - zauważa mecenas Bogusław Chomiczewski. - Trudno by chciał wrócić do domu ojca zwłaszcza, że - jak wynika z opinii ośrodka - ojciec był ciągle krytykowany przez matkę. I to w obecności nieletniego.

Adwokat mówi, że wyrok jest krzywdzący dla jego klienta, któremu bardzo zależy na kontakcie z synem.

- Sąd nie zauważył, że dla dobra dziecka jest on skłonny odłożyć żale na bok i pozwolić matce uczestniczyć w wychowywaniu syna. Z drugiej strony takiej gwarancji, niestety, nie ma - dodaje Bogusław Chomiczewski. Mecenas zauważa też, że sądom wciąż jest "bliżej" do matek.

- Mamy do czynienia ze stereotypem, że kobiety zapewnią lepszą opiekę, a to nie jest prawdą - mówi obrońca. - Poza tym, sędziom niejednokrotnie brakuje odwagi, by orzec, że po dwóch latach dziecko ma wrócić do ojca. Rozumiem, że jest to trudne, ale dobro nieletniego powinno być nadrzędne. A z tym bywa różnie.

Anna na temat sporu o syna z dziennikarzami rozmawiać nie chce. Mariusz natomiast zapowiada, że w walce o dziecko nie ustanie.
- Kubuś jest wspaniały - mówi. - Zależy mi na tym, by miał spokój i czuł się kochany. Jestem w stanie zapewnić mu to.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny