Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Malowanie swastyk to tylko jedna z form protestu

Tomasz Mikulicz
zbezczeszczony pomnik
zbezczeszczony pomnik Anatol Chomicz
Prawdziwa wielokulturowość to stwarzanie możliwości wyboru - mówi prof. Andrzej Sadowski, dziekan Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku

Obserwator: 16 września na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku zaczęła się międzynarodowa konferencja "Społeczeństwo wielokulturowe - nowe wyzwania i zagrożenia". Skąd pomysł, by poruszyć akurat tę tematykę?

Profesor Andrzej Sadowski: Chcemy spróbować odpowiedzieć na wiele pytań, nowych wyzwań, jakie powstały w związku z kontestowaniem, a ostatnio - załamaniem się polityki, i w jakiejś mierze także idei wielokulturowości.

O tym ostatnim zjawisku wiele się dziś mówi. Chociażby za sprawą wypowiedzi tak znaczących w Europie polityków jak Angela Merkel czy David Cameron.

- To prawda. Tak się jednak składa, że ogłaszany przez polityków upadek wielokulturowości dość ostro koresponduje z moim poglądem na samą istotę tego pojęcia.

Według mnie, wielokulturowość nie jest tylko współwystępowaniem w obrębie jednego kraju różnych narodów, grup etnicznych, czy ogólniej, grup kulturowych. Takie myślenie jest wielką banalizacją tego zagadnienia i wyrazem pewnego populizmu w myśleniu i działaniu. Opiera się on na romantycznej wręcz idei, która mówi, że każdy z nas toleruje przybyszów, mniejszości, a przybysze i mniejszości się z tego cieszą i w konsekwencji wszyscy żyjemy w zgodzie i harmonii.

Jeszcze do niedawna, postawy populistyczne przejawiały się też w odniesieniu do przyjeżdżających do Europy imigrantów. Wielu twierdziło, że powinni oni być zadowoleni z samego tylko faktu, że Europa zgadza się na ich przyjęcie. Bardzo szybko wszystkie te mity prysły.

Okazało się, że imigranci oczekują czegoś więcej niż tylko otrzymania pracy, wynagrodzenia, czy możliwości rozwoju, ale w ramach kultury dominującej, według wyobrażeń wielu, stojącej na wyższym poziomie cywilizacyjno-kulturowym niż w krajach, z których imigranci pochodzą.

Między innymi oczekują możliwości utrzymania lub rozwoju własnej tożsamości w nowych krajach zamieszkania, co zasadniczo podważało dotychczasową de facto politykę asymilacyjną.

Czym więc, według Pana, jest wielokulturowość?

- Jest to idea, koncepcja teoretyczna, która zakłada możliwość osiągnięcia partnerskiego współżycia w jednym państwie przedstawicieli wielu grup etnicznych, religijnych, czy szerzej, grup wyposażonych w autonomiczną kulturę.

W swoim definiowaniu wielokulturowości zakładam szczególnie, że wielokulturowość nie służy li tylko do oznaczenia zjawiska (faktu) współwystępowania w określonym społeczeństwie dwóch lub więcej zbiorowości (grup) wyposażonych w autonomiczne lub odrębne kultury. Wówczas mamy do czynienia, co najwyżej ze zróżnicowaniem kulturowym.

Oznacza to, że w społeczeństwie zróżnicowanym kulturowo na gruncie długookresowych i trwałych kontaktów międzykulturowych (odbywających się w sposób tak żywiołowy, jak i stymulowany), najczęściej w ramach wspólnego obywatelstwa, nastąpiła tak dalece zaawansowana integracja społeczno-kulturowa, że wytworzyło się jakościowo nowe społeczeństwo wielu kultur zdolne do realizacji wspólnych celów.

To przecież identyczna definicja jak ta, o której mówi Pan, że jest banalna.

- Wielokulturowość przedstawiana przeze mnie jest szlachetną ideą przyszłości, do której należałoby zmierzać, podczas gdy w wielu wypowiedziach i publikacjach stwierdza się, że wielokulturowość istnieje już dzisiaj.

Twierdzi więc Pan, że wielokulturowe społeczności, w tym wielokulturowy Białystok to tylko mit?

- Dokładnie tak uważam. Po przejściu od rządów autorytarnych do demokracji, możemy co najwyżej mówić o pierwszym etapie konstruowania społeczeństwa wielokulturowego, a więc i o tym, że Białystok jest miastem zróżnicowanym kulturowo, ale nie wielokulturowym.

W społeczeństwach postkomunistycznych w zasadzie mamy do czynienia z państwami narodowymi, cechą charakterystyczną których jest istnienie wyraźnej grupy dominującej oraz podporządkowanych mniejszości, chociaż stopień i zakres podporządkowania jest bardzo różny.

W Polsce, a więc także i w Białymstoku, zbiorowością dominującą jest naród polski, który głównie poprzez instrumenty prawne pozwala na otwarte funkcjonowanie różnych mniejszości narodowych, etnicznych, religijnych oraz na budowanie przez nich swoich tożsamości grupowych. Wciąż jednak grupa dominująca, jej interesy określają charakter państwa i społeczeństwa. Jest to fakt realny, którego nie zamierzamy kontestować na konferencji.

Będziemy szukać wizji strategicznego rozwoju społeczeństw europejskich, którym bliskie są wartości demokratyczne. Mianowicie będziemy szukać odpowiedzi na pytanie: na czym polega demokracja w sferze kultury?

W projektowanym teoretycznie przyszłym społeczeństwie wielokulturowym, moim zdaniem, nastąpi zasadniczo większa autonomia narodu i państwa. Chodzi o to, by państwo wyrażało interesy wszystkich swoich zróżnicowanych kulturowo mieszkańców, a nie przede wszystkim jednej grupy dominującej. Wiadomo, że nie da się tego zrobić od razu i niejako na rozkaz. Jest to perspektywiczna idea konstruowania nowego ładu społecznego, szerszej demokracji.

No tak, nasza cywilizacja istnieje od stuleci, a o wielokulturowości mówi się dopiero od początku lat 90. ubiegłego wieku.

- W dwóch krajach - a mianowicie Kanadzie i Australii - debata na ten temat zaczęła się jeszcze w latach 70. W Kanadzie był w tamtym czasie problem z budowaniem zasad demokratycznego współżycia między ludnością pochodzenia anglosaskiego i frankofońskiego. W Australii chodziło generalnie o włączenie Aborygenów do społeczeństwa australijskiego.

Prawdziwy wybuch idei wielokulturowości przypada zaś rzeczywiście na lata 90. Na początku pojawiła się ona w USA, aby bardziej zintegrować pluralistyczne kulturowo społeczeństwo amerykańskie, a dopiero w drugiej połowie tegoż dziesięciolecia stała się znaczącą w Europie.

Wszystko jednak załamało się po 11 września 2001 roku, kiedy terroryści zaatakowali USA.

- Można przyjąć, że była to symboliczna data upadku wielokulturowości. Atakującymi byli przecież ludzie, którzy mieli amerykańskie obywatelstwo, bądź prawo do stałego zamieszkania. Zrozumiano wtedy, że wielu mieszkających w Stanach muzułmanów nie udało się zintegrować z resztą społeczeństwa.

Okazało się też, że demokracja powoduje bardzo różne procesy w zakresie kształtowania się tożsamości danych grup. Demokracja przecież broni prawa obywateli tak do lojalności, jako i do sprzeciwu wobec państwa.

Upadł też mit, że na ulicy wszyscy są Amerykanami, a Polakiem, bądź Meksykaninem jest się tylko w domu. Mniejszości zaczęły chcieć być sobą zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej. I tutaj pojawiły się nowe wyzwania w stosunku do władz państwowych.

Chodzi o to, czy - w sytuacji, gdy nie da się już odgrodzić od imigrantów - mają one nadal reprezentować jedynie grupę dominującą, czy też całe zróżnicowane społeczeństwo.

Niektórzy chcieliby jednak, by kraje europejskie w ogóle zamknęły się na imigrantów. Niechlubnym przykładem jest Anders Behring Breivik, którego czyn wstrząsnął w lipcu Norwegią.

- Reakcja większości na zachowania (zagrożenia) mniejszości to bardzo ciekawy autonomiczny temat do badań.

Zaraz, zaraz. Jakiej większości? To było przecież bestialstwo ekstremisty, od którego odcięła się większość Norwegów.

- To tak jakby powiedzieć przykładowo, że w Jedwabnem i w wielu innych miasteczkach północno-wschodniej Polski w 1941 roku mieliśmy do czynienia z działaniem przestępczym i w warunkach wyjątkowych jedynie jakiejś zmarginalizowanej grupki ekstremistów. Zdecydowanie zgadzam się, że większość wprost nie poleciła czynić to i tamto, ale niewątpliwie wytworzyły się warunki do powstania takich działań.

To właśnie przez wytworzenie się sprzyjających okoliczności, pojawiają się osoby, które mają swoiste poczucie misji, by spełnić różne, logicznie niemożliwe do realizacji idee. Przecież jeżeli w Polsce istnieją takie poglądy, że Unia Europejska podważa naszą tożsamość, zalewa nas swoimi towarami, itd., to jest to geneza, szerokie podłoże tego, że powstają u nas grupy, które przypisują sobie misję ochrony kraju przed Europą.

Ekstremiści nie mogą przecież istnieć bez elementarnej akceptacji społecznej wyrażanej wprost lub przynajmniej pozostającej w chorym domyśle ekstremisty. Dlatego też trochę współczuję mieszkańcom Jedwabnego, którzy nie są w stanie uciec od roli bycia kozłem ofiarnym.
Patrząc na sprawę z drugiej strony, niektórzy twierdzą, że istnieje tzw. Przedsiębiorstwo Holokaust, czyli grupa Żydów, którzy poprzez ciągłe mówienie o krzywdach, jakich doznali ich przodkowie, chcą coś ugrać.

- Podobnie lub tak samo robi wiele narodów. Nawet najgorsze, najbardziej dramatyczne doświadczenia z przeszłości bywają traktowane instrumentalnie do realizacji dzisiejszych, przeważnie politycznych celów.

Polacy próbują także coś ugrać na przypominaniu, że byli ofiarami Rosji i Niemiec, ginęli w Powstaniu Warszawskim, itd. Bardzo trudno oddzielić w praktyce autentyczną potrzebę pamięci historycznej narodu, społeczeństwa, od przejawów instrumentalnego traktowania historii, wykorzystywania jej do budowania pożądanej politycznie tożsamości mieszkańców.

Czyli Muzeum Powstania Warszawskiego nie powinno być zbudowane, bo pokazuje historię tylko z jednego punktu widzenia?

- Nie zamierzam podważać zrealizowanej koncepcji w postaci Muzeum Powstania Warszawskiego. Mogę jedynie pomyśleć o idei muzeum w kontekście koncepcji społeczeństwa wielokulturowego.

Muzeum w swoim wyrazie może perspektywicznie tak ewaluować, aby zwiedzający je mogli mieć możliwość zapoznania się, z utrzymującą się przecież w świadomości społecznej, szeroką interpretacją idei powstania warszawskiego.

Można by w nim np. zrobić także prezentację poglądów tych, którzy uważają, że było ono nadmiernym, ponad siły powstańców, przelaniem krwi. Wtedy mielibyśmy pokazaną otwartą prawdę o powstaniu, które można interpretować na wiele sposobów.

Wyrażam stanowisko, że otwieranie się na zróżnicowane interpretacje wcale nie podważy zasadniczego wręcz świętego miejsca Powstania Warszawskiego w świadomości społeczeństwa polskiego. Nie ma przecież narodów dobrych i złych, każdy ma swoje jasne i ciemne karty i w taki realny sposób należałoby traktować także inne narody.

Przykładowo nadal mamy trudności z ułożeniem poprawnych stosunków z Rosją, która jest już przecież jakościowo innym krajem niż za czasów stalinowskich. Tracimy przez to szansę np. na prowadzenie szerokiej wymiany handlowej ze Wschodem.

Jeśli już upieramy się, że z Rosją nie da się wyjść na prostą, to powinniśmy bliżej przyjrzeć się naszym stosunkom z Litwą, czy Ukrainą jako krajami suwerennymi.

Czasami mam wrażenie, że w naszym społeczeństwie nie zanikły zupełnie historyczno-psychologiczne uwarunkowania postrzegania ich w nawiązaniu do naszych dawnych Kresów Wschodnich.

W stosunku do mieszkańców tych terenów najwięcej błędów popełniliśmy chyba w czasach II RP?

- Oczywiście, że tak. W dwudziestoleciu międzywojennym Polacy wyraźnie ograniczali przedstawicielom innych mniejszości narodowych i etnicznych możliwości awansu społecznego. Ostatnio czytałem, że tak wybitny pedagog, jakim był Janusz Korczak mógł nauczać w Polsce międzywojennej tylko żydowskie dzieci.

W Polsce międzywojennej prowadzono na szeroką skalę w większości nieskuteczną akcję polonizacji mniejszości.

Współczesność też nie jest wolna od spięć kulturowych. Ostatnio w gminie Puńsk ktoś zniszczył tablice z litewskimi nazwami miejscowości. Jak doprowadzić do tego, by takie ekscesy się więcej nie powtórzyły.

- Przede wszystkim trzeba postawić na prowadzenie systematycznego dialogu, na dążenie do osiągnięcia kompromisu. W naszej kulturze jest to trudne, ponieważ kompromis jest uważany za oznakę słabości, ponieważ pokutuje pogląd, że racja jest jedna, a wobec tego jest się albo wygranym albo przegranym.

Takie podejście pokutuje do dziś. Na przykład mieszkające w Polsce od pokoleń, osoby wyznania prawosławnego są czasami traktowane jako element obcy. Niektórzy odmawiają im nawet prawa nazywania siebie Polakami. Z drugiej strony osoby, których dziadkowie, czy rodzice posługują się w domu np. językiem białoruskim, wstydzą się sami tak mówić.

- Myślę, że nie mamy tu do czynienia ze wstydem, a raczej z bardzo przemyślaną kalkulacją. Chodzi o to, że mniejszościom używającym swoich języków bardzo trudno jest osiągnąć awans w społeczeństwie większościowym.

Językiem białoruskim określane są często dialekty, język ludowy, używany tylko i wyłącznie przez mieszkańców wsi.

Mówiąc takim językiem nie odniesie się przecież sukcesów na salonach. Dlatego też, moim zdaniem wielokulturowość w sferze językowej nie oznacza, że powinno się na siłę trzymać ludzi w ich kulturach, zmuszać (m.in. poprzez gwałt symboliczny) do używania matczynego języka i tworzyć przez to silne granice międzykulturowe.

Prawdziwa wielokulturowość to stwarzanie możliwości wyboru, także w sferze nauki języka. Jak chcę i wybieram naukę języka i kultury białoruskiej, to powinny zostać stworzone ku temu warunki. Jeżeli uważam, że jestem Polakiem, to jestem i koniec.

Społeczeństwo nie może się zamykać, tak jak to miało miejsce przykładowo w przypadku stosunku do Żydów w okresie międzywojennym, Żydów, którzy byli przecież znacznie zasymilowani do polskości i Polaków.

Niestety, raczej uważano, że Żydzi, którzy chcieli być Polakami, podpinają się pod tych ostatnich tylko po to, by robić jakieś niecne rzeczy przeciw Polsce i Polakom. Zamiast być otwarci i cieszyć się, że polskość jest dla tych ludzi atrakcyjna, nierzadko śmieliśmy się, ironizowaliśmy z używanego przez Żydów języka polskiego.

Natomiast kaleczenie języka polskiego przez Anglika, czy Francuza powoduje, że autentycznie się cieszymy i czujemy się dowartościowani.

Może to dlatego, że o ile czujemy wyższość wobec mieszkańców Wschodu, to zupełnie odwrotnie jest z Zachodem, przed którym padamy wręcz na kolana. Chyba nic nie jest w stanie zmienić tego podejścia.

- Gdybym tak myślał, to nie zajmowałbym się teorią wielokulturowości. Wiadomo, że nie da się zbudować idealnego społeczeństwa, a tym bardziej w bardzo krótkiej perspektywie czasowej, ale błędem jest też rezygnowanie z dążenia do tego.

Czasami jednak - jak to się mówi - ręce opadają. Jak wtedy, kiedy słyszy się np. o swastykach na pomniku w Jedwabnem.

- Autorami tego typu ekscesów są zazwyczaj bardzo młodzi ludzie, którzy z uwagi nawet na sam wiek są radykalni, a usłyszane gdzieś idee od razu przekuwają w działanie. Ich podatność na ekstremistyczne hasła wynika też z tego, że młodzi odczuwają w Polsce coraz większa frustrację.

Jeszcze 10 lat temu mówiło się, jak zrobisz drugi kierunek i studia podyplomowe, to masz większe szanse na dobrą pracę i płacę. Teraz nawet trzy kierunki nie stwarzają pewnej sytuacji na rynku pracy.

Młodzi są wykształceni i bez pracy. Awans młodzieży jest blokowany w społeczno-ekonomicznych strukturach społeczeństwa.

Nasuwa mi się analogia z sytuacją w Polsce z końca lat 60., kiedy to stary aktyw partyjny wraz ze swoimi sympatykami, zajął wszystkie najważniejsze stanowiska w państwie, blokując je młodym i wykształconym w latach 70.

Moim zdaniem było to ważne uwarunkowanie polskiego Sierpnia '80, który był w znacznej mierze protestem wykształconych 30-latków zawiedzionych przez państwo.

Teraz przerost kryteriów tożsamościowych w zakresie społecznego awansu może być czynnikiem ograniczania szans młodym i wykształconym Polakom. Delikatny problem wymaga bliższych badań.

Lekarstwem na taki stan rzeczy byłoby realizowanie zasady, że o wartości człowieka nie decyduje tylko jego tożsamość, czy posiadane przez niego znajomości, ale kompetencje i wykształcenie. Jeśli tak się nie stanie, młodzież będzie protestować coraz ostrzej.

Malowanie swastyk to tylko jedna z form protestu, bardzo radykalna, ale zawsze.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny