Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodziny czekają na poznanie prawdy o losach swoich bliskich

Julita Januszkiewicz
Gdy podczas uroczystości w IPN ogłoszono nazwisko Piotra Wądołowskiego, jego córka Eugenia płakała.
Gdy podczas uroczystości w IPN ogłoszono nazwisko Piotra Wądołowskiego, jego córka Eugenia płakała. Anatol Chomicz
Zhańbieni jako zdrajcy i bandyci, niewinnie mordowani. A potem pogrzebani w dołach śmierci. Bezimiennie, bo ślad miał po nich zaginąć. Teraz po wielu latach rodziny mają szansę na ich identyfikację.

Jestem mocno wzruszona, bo nie spodziewałam się, że odnajdę mojego tatę - mówiła przez łzy Eugenia Dybowska z Łomży. W ubiegły czwartek z rąk dr Łukasza Kamińskiego, prezesa IPN odebrała dokument potwierdzający tożsamość jej ojca. Szczątki Piotra Wądołowskiego ekshumowano koło aresztu śledczego w Białymstoku w maju 2014 roku. Na podstawie badań DNA zidentyfikowali je specjaliści z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów w Szczecinie.

Gdy poznała prawdę o swoim ojcu pani Eugenia płakała. - Czuję się już spokojna - zapewniała. Miała zaledwie trzy lata, gdy 15 lipca 1943 roku Niemcy aresztowali jej ojca. Nigdy go już więcej nie zobaczyła. Został rozstrzelany i pogrzebany w ogrodzie więziennym.

Taki sam los spotkał 41-letniego Wacława Sadokierskiego spod Hajnówki. Gestapowcy aresztowali go w nocy z 23 na 24 czerwca 1943 roku. Najpierw siedział w areszcie w Hajnówce, a potem w białostockim więzieniu. W połowie lipca wraz z grupą więźniów wywieziono go na egzekucję do Bacieczek. Udało mu się uciec. Jednak następnego dnia został złapany i zabity w więzieniu.

Przez lata rodziny Wacława i Piotra potajemnie poszukiwały ich przez Czerwony Krzyż. Bez skutku. Nadzieja na odnalezienie szczątków powróciła, gdy historycy i prokuratorzy z białostockiego IPN w lipcu 2013 roku na terenie dawnego ogrodu więziennego rozpoczęli prace ekshumacyjne. Przez dwa lata szukano tutaj ofiar komunistycznych zbrodni.

- W wakacje 2014 roku skontaktowałem się z prokuratorem IPN. Następnego dnia oddałem swój materiał genetyczny, a po kilku dniach zrobiła to babcia - opowiada Mariusz Dybowski, prawnuk Piotra Wądołowskiego.

Z kolei Jadwiga Wachol, córka Wacława Sadokierskiego przyznaje, że do głowy jej nie przyszło, by zgłosić się na takie badania. Powiadomili ją o tym pracownicy IPN.

Nadzieję na odnalezienie miejsca pochówku ma wciąż rodzina kapitana Kazimierza Kamińskiego, legendarnego „Huzara”. Był on jednym z najdłużej walczących żołnierzy podziemia niepodległościowego na Podlasiu. Po zakończeniu wojny nie mógł się pogodzić z narzuconą Polsce władzą komunistyczną. Dowodzony przez niego oddział wykonał kilkadziesiąt akcji przeciw UBP, KBW, NKWD.

Bezpieka długo ścigała „Huzara”. Żeby go schwytać stworzono nawet fikcyjny, centralny ośrodek niepodległościowy w Warszawie, V Komendy WiN. Ściągnięto go do Warszawy i 28 października 1952 roku aresztowano. Na trzynastokrotną karę śmierci warszawski Wojskowy Sąd Rejonowy skazał go w Łapach. Wyrok wykonano 12 października 1953 roku w więzieniu przy Kopernika. Kazimierz Kamieński miał 34 lata. Do dziś nie wiadomo, gdzie został pochowany. Jego symboliczny grób znajduje się na cmentarzu w Poświętnem.

- Szansę na identyfikację teraz są dużo większe. Jest inna atmosfera, wielu ofiarom przywrócono nazwiska. Wierzę, że też się tego doczekamy - mówi Wiesław Kamiński, bratanek „Huzara”. Długo nie wiedział kim był stryj. Ojciec nie chciał mu mówić o czasach stalinowskich, bał się. Po wojnie wyjechał na Ziemie Odzyskane, ale komuniści dopadli go. Siedział w więzieniu we Wronkach. Wyszedł dopiero po odwilży październikowej w 1956 roku. Pan Wiesław poznał prawdę o swoim bohaterskim stryju, gdy był uczniem liceum.

Na identyfikację czeka też Jerzy Rybnik. - Kiedy zaproszono mnie na uroczystość w IPN, byłem przejęty. Przeżywałem to bardzo, bo myślałem, że ogłoszą nazwisko mojego ojca - przyznaje. - Całe życie o tym myślę. Co czuję? Chce mi się wrzeszczeć, innym razem płakać. To takie uczucie niemocy - mówi z goryczą w głosie.

Nigdy nie widział swojego ojca. Miał trzy miesiące, gdy Aleksander Rybnik zginął 11 września 1946 roku z rąk stalinowskich oprawców w piwnicy białostockiego aresztu. Potem komuniści prześladowali rodzinę. Pan Jerzy wspomina, że w dzieciństwie nazywano go synem bandyty, a ubecy szykanowali jego matkę. Rodzina żyła w ciągłym strachu, musiała ciągle zmieniać miejsce zamieszkania. - Babcia sprzedała wszystko, by zdobyć informacje o moim ojcu. Stryj za to, że był jego bratem siedział pięć lat w więzieniu we Wronkach.

Nadzieja na znalezienie szczątków ojca pojawiła się przed dziesięcioma laty, gdy proboszcz z Tryczówki opowiedział panu Jerzemu, że ojca zabito w lesie w Olmontach. Pojechał tam z dr. Tadeuszem Waśniewskim. Odkopali związane drutem kości ludzkich palców. Powiadomili prokuraturę. Podczas ekshumacji znaleziono osiem ludzkich szkieletów. Pogrzebano je na cmentarzu wojskowym. Ale do tej pory nie ustalono do kogo mogą należeć.

Od Jerzego Rybnika pobrano materiał DNA. Czeka na identyfikację. Przyznaje, że ma satysfakcję, że szczątki 35 Żołnierzy Wyklętych, pomordowanych przez komunistów doczekały się godnego pogrzebu. Uroczystości odbyły się niedzielę na warszawskich Powązkach. - Czekamy na pozostałych bohaterów - dodaje.

Ekshumacje

Teren aresztu przy Kopernika. Białostockie pole śmierci

Prace poszukiwawcze na terenie dawnego ogrodu więziennego przy ul. Kopernika, obecnie Aresztu Śledczego w Białymstoku rozpoczęły się w lipcu 2013 roku pod kierunkiem dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka. Odnaleziono wtedy szczątki trzech ofiar. Na tej podstawie Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przy białostockim IPN wszczęła śledztwo. Łącznie od lipca 2013 do września 2015 roku odbyło się pięć etapów prac ekshumacyjnych. Przebadano ponad 4,7 tys. mkw. obszaru. Odkryto 66 jam grobowych. W sumie wydobyto z nich szczątki 385 ofiar, w tym 36 proc. to były dzieci, zaś 16 proc. kobiety.

- Aresztowano całe rodziny. Te, które przeżyły wywożono do obozów koncentracyjnych - mówi prokurator Zbigniew Kulikowski z IPN.

Na podstawie wstępnej analizy wyników prac i materiałów historycznych można stwierdzić , że wśród ofiar znalazły się zarówno osoby zmarłe i zamordowane w okresie okupacji niemieckiej (1941-1944) jak i w okresie powojennym w latach 1944 - 1956.

Dr Marcin Zwolski, historyk z białostockiego IPN, którego badania naukowe prowadzone od dziesięciu lat, były podstawą rozpoczęcia ekshumacji przy białostockim areszcie podkreśla, że efekty ekshumacji są zaskoczeniem. Spodziewano się bowiem odnalezienia w tym miejscu około trzystu szczątków ofiar zbrodni powojennych i niewielkiej liczby ofiar z okresu wojny. Tymczasem okazało się, że wśród odnalezionych, więcej było ofiar wojennych zbrodni niemieckich.

- Wszyscy wiemy o identyfikacjach, które przeprowadziła Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmu w Warszawie czy Gdańsku - mówił dr Zwolski. - Dotyczyły one osób znanych, zapisanych w wielu miejscach na kartach naszej historii. Jeżeli identyfikacja takich osób była bardzo trudna, to co można powiedzieć o identyfikacjach osób właściwie anonimowych? Ofiar cywilnych okresu wojny?

W trakcie prac zgłaszały się też rodziny, których bliscy mogli być pogrzebani w dołach śmierci koło aresztu. Swój materiał DNA oddało już 300 osób.

Prokurator Zbigniew Kulikowski zapowiedział, że jeśli uda się ustalić sprawców zbrodni, a oni żyją, będą kierowane przeciwko nim akty oskarżenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny