Zgruzińskiej wyprawy najbardziej zapamiętają gościnność. To ich bardzo zaskoczyło. W Rumunii pewien człowiek wiózł ich kilkaset kilometrów, zaprosił do swojego domu na kolację. Cała jego rodzina usiadła do stołu. Po nocy w wygodnych łóżkach, gościnny kierowca zawiózł Kamila i Patryka na wylotówkę z miasta, by mogli złapać kolejnego stopa.
- W Turcji z kolei jechaliśmy takim wypasionym mercedesem. Coś niesamowitego! Młody chłopak się zatrzymał. Jak zajechaliśmy z nim do jego miasta, ludzie w pas mu się kłaniali. Zabrał nas do swojej restauracji, odwiedziliśmy salon z garniturami. A na koniec dał nam swoje zdjęcie na pamiątkę. Coś niesamowitego! - opowiada Patryk Andrzejewicz.
- Może to był jakiś turecki gwiazdor filmowy albo piosenkarz? - zastanawiam się.
- Chyba nie - chłopaki znacząco kręcą głowami. - Przez te wszystkie kilometry, jak nas wiózł, sporo nam o sobie opowiedział. Ale, jak zapytaliśmy, czym się zajmuje, to jakoś tego nie zrozumieliśmy. Chyba ta praca nie do końca legalna była.
Już w Gruzji, wieczorem, zatrzymało się auto, którym jechało sześć osób. - Mimo naszych protestów, dwaj pasażerowie ochoczo wskoczyli do bagażnika, a my jak królowie usiedliśmy na tylnych siedzeniach. Jechaliśmy tak górską drogą przez dwie i pół godziny. Na koniec oczywiście poczęstowali nas czaczą. To taka bardzo mocna gruzińska wódka - opowiada Kamil Wróblewski.
- No, tak ze trzy setki ze szklanek musieliśmy z nimi wypić. Nie wypadało odmówić - dodaje ze śmiechem Patryk.
Autostopem zabrali ich nawet policjanci. Potem gruzińscy funkcjonariusze znaleźli im kolejny patrol, który zabrał ich dalej w kolejną „podwózkę”. W szukaniu stopa młodych Polaków wyręczyli raz nawet pracownicy stacji benzynowej.
Z autostopu w raki i na szczyt
Kamil i Patryk mają po 22 lata. Poznali się w liceum. Okazało się, że mają wspólne pasje. To podróże i góry. Postanowili to połączyć. By było bardziej ekstremalnie, wymyślili, że w każdą z wypraw wybiorą się autostopem. I spełnili swoje marzenie. Zjechali stopem już Islandię, Norwegię, Włochy, Słowenię, Albanię, a nawet Maroko, choć tu musieli skorzystać z tanich linii lotniczych. Efektem tych podróży jest ich blog Cebulane podróże.
- Cebula nie wymaga luksusów. Tak samo jak my. Palcem wskazujemy miejsce na mapie, a miesiąc później już tam zmierzamy. Chęć przebywania w drodze wraz z niechęcią do wydawania pieniędzy sprawia, że poruszamy się autostopem. Dobytek nosimy w plecakach, a namiot staje się naszym domem - wyjaśnia Kamil.
Ostatnia wyprawa - do Gruzji, na Kazbek, była ich najtrudniejszym przedsięwzięciem. Długa droga - przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, w drodze zahaczyli jeszcze o Armenię. W Gruzji czekał ich pięciotysięcznik do zdobycia, lodowiec, do tego trudne warunki, trzaskający mróz.
Zanim podjęli wyzwanie, przez kilka dni chcieli się trochę „rozchodzić” po górach.
- Sprawdziliśmy komunikat, że pogoda na podejście będzie tylko przez trzy dni. Postanowiliśmy, że wyruszamy. Musieliśmy się spieszyć - przyznaje Kamil.
Jak tłumaczą podróżnicy - jest kilka technik podejścia na Kazbek. Zazwyczaj zdobywanie szczytu trwa cztery. Oni weszli w trzy.
- Pierwszego dnia doszliśmy do schroniska na wysokości 3700 m n.p.m. Są różne warianty wejścia na szczyt. Wybraliśmy taką, że poszliśmy na aklimatyzację na plateau na wysokość 4300 metrów, na lodowiec. Tam rozbiliśmy namiot, tuż obok obozowiska armii gruzińskiej i armeńskiej. Przespaliśmy się w temperaturze minus 20 stopni Celsjusza, do śpiworów włożyliśmy gaz i zapalniczkę, bo inaczej nie odpalilibyśmy ich - wyjaśnia Patryk.
- Mróz obudził nas przed 3 w nocy. Przez półtorej godziny rozmrażaliśmy śnieg do picia, który przygotowaliśmy sobie wieczorem. Na szczyt ruszyliśmy o 5 rano. Dotarliśmy o 8. Jako druga ekipa tego dnia. Szliśmy po śladach pary Rosjan. Zeszliśmy w ciągu jednego dnia - opowiada Kamil.
- Podczas tego ostatniego podejścia już tylko skupiałem się na tym, by ciągle ruszać palcami u stóp. Choć ubraniowo byliśmy dobrze przygotowani, to jednak buty chyba miałem ze słabe - przyznaje Patryk.
Czy się bali? W końcu to dziki Kaukaz, a Kazbek to przecież szczyt, który pochłonął już ludzkie istnienia. Są szczeliny przykryte cienką warstwą lodu, można się zapaść. - Życie ogólnie polega na tym, że się kiedyś umrze - filozofuje z uśmiechem Patryk. - Nie skupiałem się na tej myśli, choć wiadomo: bezpieczeństwo ponad wszystkim. Kamil dodaje, że nie podjęliby się czegoś ponad swoje możliwości. - Zdobycie szczytu to wielka satysfakcja, bo Kazbek od dawna chodził nam po głowie.
Snują plany o kolejnej wyprawie
Teraz obaj wracają na studia na Politechnikę Warszawską. Kamil studiuje geodezję, Patryk gospodarkę przestrzenną, turystykę i rekreację. Kolejna podróż? Są zgodni. Bardzo pociąga ich Wschód, więc może Syberia. - Na razie rzucamy hasło. Trzeba przemyśleć taką wyprawę, bo przecież Syberia jest ogromna - śmieje się Patryk.
Kamil trochę żałuje, że za mało jeżdżą po Polsce, gdzie przecież jest tyle pięknych miejsc. Aby to nadrobić prosto z wyprawy do Gruzji, zanim zaczną studia, postanowili wybrać się ze znajomymi w Bieszczady. Znowu więc są w drodze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?