Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studencki Klub Balonowy. Chcieli zobaczyć z góry, jaki jest świat

Agata Sawczenko
Sama powłoka pierwszego balonu ważyła 270 kilo. Do tego kosz, liny, 200 kilo balastu.
Sama powłoka pierwszego balonu ważyła 270 kilo. Do tego kosz, liny, 200 kilo balastu. Archiwum
Tysiąc metrów materiału, 12 kilometrów nici jedwabnych, dwie butelki wódki (bo bez tego trzeba by czekać na pogumowanie materiału pięć lat) i mnóstwo zapału młodych ludzi. To wystarczyło, żeby 40 lat temu właśnie w Białymstoku powstał pierwszy balon.

Zjeździli - albo lepiej powiedzieć - oblatali wszystkie kontynenty. Wygrywali zawody. Ich balon był jedynym, który wzniósł się nad Kubą - w 1978 roku pojechali na Festiwal Młodzieży i Studentów. Wystartowali z Hawany, wylądowali na morzu - w Zatoce Meksykańskiej. Od tej pory na kubańskim niebie kolejnego balonu jeszcze nie było.

W ich szeregach byli i mistrzowie, i członkowie kadry narodowej, i trenerzy. Białostocki klub balonowy działa już - bez nawet chwili przerwy - 40 lat. Przewinęło się przez niego 300 fascynatów baloniarstwa. I nadal są chętni, by uprawiać ten nietypowy sport.

Wszystko zaczęło się w 1975 roku. Andrzej Ćwikła i Marian Pusz - dwaj studenci białostockiej pedagogiki postanowili, że muszą przeżyć w życiu jakąś wspaniałą przygodę, coś, co przyniesie im tyle emocji, że zapamiętają to na długie lata.

- Myśleliśmy o różnych rzeczach - opowiada Andrzej Ćwikła. - Na przykład o podróży maluchami dookoła świata. Ale gdy padło słowo balon, to wiedzieliśmy, że to jest to. To było takie mocne słowo, tak duże zrobiło na nas wrażenie, że ja pamiętam, jakby to było dziś.

Bo choć baloniarstwo w przedwojennej Polsce miało swoją niemałą historię, to w siermiężnej socjalistycznej rzeczywistości balony można było zobaczyć co najwyżej w książce. Rozmawiali więc o tym, czego żaden z nich nigdy tak naprawdę nie widział. Nie stali nawet przy balonie, nie mówić już nawet o lataniu.

Od pomysłu do jego realizacji minęły całe trzy lata, w trakcie których - jak mówi pan Andrzej - rozprawiali o wielkiej niewiadomej. W tym czasie do swego szalonego pomysłu przekonali około 30 kolegów, którzy dołączyli do ich zespołu.

Studencki Klub Balonowy powstał dopiero w 1978 roku. Ale wtedy to wszystko potoczyło się już szybko. Wystarczyło sześć miesięcy, by balon był gotowy.

Szybko - nie znaczy jednak bez przygód i komplikacji. Bo trzeba pamiętać, że wszystko działo się w czasach, kiedy nie było internetu! Więcej - szczęśliwcem był ten, kto posiadał w domu telefon. Zdobycie więc jakichkolwiek informacji graniczyło z cudem. Na szczęście było kilku ludzi, którzy przed wojną zajmowali się baloniarstwem. Członkowie klubu jeździli więc po Polsce i zdobywali informacje, plany. Bo przecież - jeśli chcieli zobaczyć, jak wygląda świat z góry - balon musieli zrobić sobie sami. Nie było firmy, która podjęłaby się takiego zadania. Dewiz na taki cel nikt by im nie przyznał. Co więcej - większość z takich spraw była objęta tajemnicą wojskową.

- Ale tak naprawdę to od nas zaczęło się odrodzenie baloniarstwa w powojennej Polsce - mówi z dumą Andrzej Ćwikła.

300 tys. złotych - bo tyle potrzebowali wówczas, by zrobić balon - udało się zdobyć. Pieniądze dostali prorektora białostockiej Filii Uniwersytetu Warszawskiego, z Urzędu Wojewódzkiego, Urzędu Miejskiego, z zakładów pracy. Plany budowy balonu też zdobyli. Jednak na tych planach były nanoszone poprawki, więc były trudne do odczytania. Nie wiedzieli, co trzeba zrobić, co można sobie odpuścić.

- Dzwoniliśmy do człowieka z Poznania. Mówił: To jest bardzo ważne. To musicie zrobić. Więc robiliśmy - opowiada Ćwikła.

Jednak zanim doszło do pracy nad konstruowaniem balonu - musieli zdobyć potrzebne materiały. Tysiąc metrów tkaniny udało się kupić w łódzkich zakładach Bielawa. Jednak trzeba ją było pogumować. To mogła zrobić tylko jedna firma: Grudziądzkie Zakłady Przemysłu Gumowego Stomil Grudziądz. Ale tam obowiązywał plan pięcioletni. No i usłyszeli: pogumujemy, ale najwcześniej za pięć lat. Rozpoczęła się jazda! Pomysł, przy którym chodzili przez trzy lata, miał w końcu szanse powodzenia, a tu każą czekać. Nie ma mowy. Myśleli o stworzeniu młodzieżowej socjalistycznej brygady pracy. Nie wypaliło. Zaczęli więc pielgrzymki do dyrekcji zakładów w Grudziądzu. - Podchodziłem tę dyrekcję przez miesiąc - wspomina pan Andrzej. - W końcu Maniek (Marian Pusz) wpadł na pomysł. Przychodził do pań z sekretariatu, spędzał u nich długie godziny, na biurku otwierał konserwę. Niestety i ten pomysł nie wypalił.

W 1978 r. białostoczanie polecieli na Kubę na Festiwal Młodzieży. Od tej pory nikt tam więcej balonów nie widział

W końcu udało im się - z jakiegoś laboratorium - skombinować fartuch roboczy. W nim Andrzej wszedł na produkcję i dogadał się z majstrem, który obsługiwał powlekarnię. - Przedwojenny człowiek - uśmiecha się Ćwikła. - I dopiero u niego dostrzegłem ten błysk w oku, gdy powiedziałem: balon.

Pan Bolek nie widział problemu, by tysiąc metrów tkaniny pogumować, jeszcze tej nocy. - Przynieście tylko dwie flaszki: jedną wypijemy, drugą dacie strażnikowi, by was wpuścił - powiedział.

Z innymi materiałami też był kłopot. Trzeba się było nachodzić, nastarać. Bo na przykład taką rurę metalową bez szwu dziś bez problemu kupi się w każdej hurtowni i wygniecie w każdym zakładzie ślusarskim. A kiedyś?! Andrzej Ćwikła wspomina, jak zdobył duraluminium - wytrzymały materiał potrzebny do połączenia lin w balonie. - Ja go ukradłem, wyniosłem w spodniach z PZL Okęcie. I wcale się tego dziś nie wstydzę - przyznaje.

Pierwszy raz Andrzej i Marian polecieli balonem w Poznaniu. Nie znali się wtedy na lataniu nic a nic. Musieli więc ubłagać pilota samolotowego i instruktora spadochroniarstwa, by poleciał z nimi jako pilot. Trudne to było, bo ten powtarzał: - Nie ma skrzydeł, nie ma silnika - nie wsiadam!

- Ale tak żeśmy go zakręcili, że do dziś lata balonami - śmieje się Andrzej Ćwikła.

Trudno się dziwić, bo i przeżycie jest niesamowite. - Zwłaszcza pierwszy lot, gdy lecieliśmy na czymś, co sami wykonaliśmy.

Choć zawsze widoki zapierają dech w piersiach. No i to uczucie spokoju, ciszy, gdy po wielkim gwarze na ziemi tuż przed startem nie słychać nawet wiatru - bo przecież leci się wraz z nim…

Właśnie to sprawia, że baloniarstwo nadal ma swoich zwolenników. A Stowarzyszenie Klub Balonowy Białystok - w które przekształcił się dawny studencki klub - działa nadal, nieprzerwanie od 40 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny