MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ida Kracowska odnalazła rodzinę w Białymstoku. Krewni mieli zginąć w getcie

Aneta Boruch [email protected] tel. 85 748 96 63
Potomkowie Idy Kracowskiej, która mieszkała w Białymstoku przed stu laty, właśnie odnaleźli się i spotkali po raz pierwszy z okazji obchodów 70. rocznicy zagłady białostockiego getta. Od lewej: Joanna Janczur i jej wnuk Dan, Ewa Kracowska i Krzysztof Hagemeyer
Potomkowie Idy Kracowskiej, która mieszkała w Białymstoku przed stu laty, właśnie odnaleźli się i spotkali po raz pierwszy z okazji obchodów 70. rocznicy zagłady białostockiego getta. Od lewej: Joanna Janczur i jej wnuk Dan, Ewa Kracowska i Krzysztof Hagemeyer Andrzej Zgiet
Piękna i wykształcona Ida Kracowska z żydowskiej rodziny, mieszkającej w Białymstoku na początku ubiegłego stulecia, wyszła za mąż za nie-Żyda. Po upływie niemal wieku jej potomkowie, którzy do tej pory nie mieli pojęcia o swoim istnieniu, odnaleźli się dzięki artykułowi w internecie. Okazją do rodzinnego spotkania były obchody 70. rocznicy zagłady białostockiego getta.

Ewa Kracowska po raz kolejny przyjechała w połowie sierpnia z Izraela do Białegostoku, by wziąć udział w obchodach rocznicy wybuchu powstania w getcie w 1943 roku. Mówi o sobie, że jest już jedynym żyjącym świadkiem tamtych tragicznych wydarzeń. W te straszne dni udało jej się uciec z getta do partyzantów w puszczy pod Supraślem. Dzięki temu przeżyła.

W tym roku podróż na Podlasie miała dla niej wymiar szczególny. Przez całe życie była przekonana, że cała jej rodzina zginęła w getcie. Ale wiosną tego roku wydarzyło się coś niespodziewanego - dzięki internetowi odnalazła krewnych. I po raz pierwszy w życiu zobaczyli się w Białymstoku. Odnalezieni kuzyni Ewy Kracowskiej to Krzysztof Hagemeyer, który specjalnie przyjechał z Genewy i Joanna Janczur z Krakowa z wnukiem Danem.

Piękna, odważna dentystka

Ta rodzinna historia zaczęła się niemal sto lat temu. Od Idy Kracowskiej, która była babcią Joanny i Krzysztofa, a także rodzoną siostrą ojca Ewy Kracowskiej. Na początku ubiegłego wieku jej rodzina mieszkała w Białymstoku. W trakcie zagranicznych studiów Ida poznała Stanisława Hagemeyera, zakochała się w nim. I dla niego porzuciła Białystok i swoją wiarę. Przechrzciła się i wyszła za nie-Żyda. Oboje wyjechali do Krakowa.

- Jak mi opowiadano, Ida była po pierwsze piękna, po drugie bardzo mądra i wykształcona - opowiada Joanna. - A po trzecie jej losy potoczyły się na początku wieku bardzo oryginalnie. Z tego co wiem, to moja babcia studiowała najpierw w Zurichu. A dziadek kończył studia w Petersburgu i wydaje mi się, że tam musieli się spotkać.
W 1908 roku Ida urodziła syna, miała wtedy 22 lata. Po ukończeniu studiów przyjechała do rodziny w Białymstoku. Z dwuletnim dzieckiem na ręku i w drugiej ciąży, oznajmiając odważnie o swoim małżeństwie z mężczyzną innej wiary. Na tamte czasy w środowisku żydowskim to była rzecz niespotykana.

Przez wiele lat prowadziła w Krakowie gabinet stomatologiczny. - Moja mama opowiadała mi, że w 1921 roku babcia dostała wyposażenie gabinetu dentystycznego od swojej siostry Chai z Ameryki - opowiada Joanna. - Był to pierwszy w Polsce gabinet ze sprzętem na prąd elektryczny, bo w tamtych czasach maszyny borujące były na pedały.
Ida zmarła młodo, mając zaledwie 37 lat. - Mój ojciec miał wtedy lat 15, a jego siostra, mama Joanny, 13 - opowiada Krzysztof. To był 1923 rok. Ja się urodziłem w 1951, więc jej nie poznałem. Mój dziadek ożenił się powtórnie.

Kartka, artykuł i internet

Stanisław Hagemeyer, mąż Idy Kracowskiej, umarł w 1975 roku. Był filozofem, kulturoznawcą, we Wrocławiu pracował jako profesor gimnazjum, pisał artykuły. O dobra materialne się nie troszczył.

- Jedyną rzeczą, którą po nim odziedziczyliśmy, był stos różnych papierów, który powędrowały do Warszawy, do mamy Krzysztofa - wspomina historię rodziny Joanna. - Przejrzała je, ale stwierdziła, że nic z tych rzeczy nie nadaje się do publikacji. W 1998 roku, po moim kolejnym pobycie w Warszawie ciocia Halszka (bo tak się nazywała mama Krzysztofa), powiedziała: Joaśka, weź to, bo ja już z tym nic nie zrobię. Może tobie coś się uda.

Joannie wcale nie spieszyło się do grzebania w starych papierach. Ale gdy w końcu do nich zajrzała, poczuła się tak, jakby przez dziurkę od klucza podglądała życie przodków. Dlatego, że tam były głównie listy miłosne pisane przez dziadka do trzeciej żony (w sumie miał ich cztery). Ale przy okazji między papierami zachowała się kartka pocztowa, wysłana z adresu: Lipowa 17, Białystok. Gdy w domu pojawił się internet, Joanna pewnego dnia zaczęła wstukiwać w wyszukiwarkę nazwisko Kracowskich. I nagle pokazał się artykuł o Ewie Kracowskiej. To było pięć lat temu, po obchodach 65. rocznicy powstania w białostockim getcie.

- Akurat przyjechał wtedy do mnie Krzysztof. Powiedziałam do niego: słuchaj, ja jestem bardzo zajęta, na internecie się nie znam. Twoim zdaniem jest odszukanie Ewy - opowiada Joanna.

Krzysztof zaczął działać. - Wiedziałem że moja babcia była Kracowska z domu, więc to nazwisko zwróciło moją uwagę. Ewa w tym artykule opowiadała m.in. o tym, że przed wojną mieszkali przy ulicy Lipowej 17. A ja w papierach ojca znalazłem kartkę, przysłaną przez jego matkę z Białegostoku właśnie z adresem nadawcy: Lipowa 17. Nie miałem już więc wątpliwości, że Ewa jest naszą krewną.

Ale do spotkania było jeszcze daleko. Krzysztof odwiedzał strony internetowe różnych organizacji, pisał do nich, bez skutku, nikt nie odpowiadał. - W maju tego roku znowu znalazłem jakiś artykuł o Ewie i napisałem na adres internetowy, podany na stronie.

To rzeczywiście moja rodzina!

Tak sprawa trafiła do Centrum Edukacji Obywatelskiej Polska-Izrael w Białymstoku. Jego szefowa Lucy Lisowska odpisała Krzysztofowi, że zna Ewę i się z nią w tej sprawie skontaktuje.

- Otrzymałam maila od Lucy, że ma kontakt do mojej rodziny ze strony ojca - wspomina Ewa Kracowska. - On miał cztery siostry z rodzinami w Białymstoku. Ale nikt z nich nie został po wojnie, tylko ja jedna jedyna. Pierwsza moja odpowiedź na maila Lucy była taka: możesz to wymazać, bo ja nie mam żadnych krewnych. Wszyscy zginęli. A jeszcze nie-Żydzi? Ale gdy Ewa to napisała, nagle ją olśniło. Przecież u ojca na stoliku stała fotografia. I zawsze ojciec mówił: pamiętaj, to są twoje cioteczne siostrzyczki - Wanda i Hela. Nazwiska ich jednak nie pamiętała. I nagle sobie przypomniała.

- Zadzwoniłam o siódmej rano do Lucy i mówię: słuchaj, wyślij mi ten list natychmiast. To rzeczywiście moja rodzina!
Tak potomkowie Idy Kracowskiej odnaleźli się po upływie prawie wieku.

Radość po latach

Spotkali się najpierw w Warszawie, by potem wspólnie przyjechać do Białegostoku na obchody 70 rocznicy wybuchu powstania w getcie. Nie kryli wzruszenia.

- Dla mnie to jest olbrzymia radość, że się odnaleźliśmy - mówi poruszona Ewa Kracowska. - Babcia Joanny i Krzysztofa była moją ciocią. Po prostu się przechrzciła. Tyle lat nikogo nie miałam. Przynajmniej pod koniec życia kogoś znalazłam.

Ta historia wzruszyła też Lucy Lisowską. Po raz pierwszy w dziejach prowadzonego przez nią stowarzyszenia udało się połączyć rozrzuconych po świecie krewnych. - To było coś niesamowitego. Ewa przeżyła straszną tragedię. W czasie wojny jej ojciec został spalony w synagodze, krewni zginęli w getcie, ona została zupełnie sama. I raptem po stu latach odnalazła krewnych. Bardzo się cieszę, że mogłam im w tym pomóc.

- Szkoda, że tak późno się spotkaliśmy - dodaje Joanna. - Ale i tak czujemy ogromną radość, że się udało.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny