Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruń: Szkoła snajperów

Roman Laudański [email protected]
Od lat wszystkie armie świata odczulają śmierć. Żołnierz nie zabija. On eliminuje cel.  Trzeba mieć to w głowie, żeby później normalnie żyć.
Od lat wszystkie armie świata odczulają śmierć. Żołnierz nie zabija. On eliminuje cel. Trzeba mieć to w głowie, żeby później normalnie żyć.
Odpowiedzialność rozkłada się na dwie osoby. Obserwator wydaje polecenie, snajper pociąga za spust. W ośrodku szkolenia poligonowego toruńskiego Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia ćwiczą żołnierze, którzy będą zajmować stanowiska służbowe jako strzelcy wyborowi w jednostkach Wojsk Lądowych.

Polscy snajperzy twierdzą, że przez moment można dostrzec kulę wystrzeloną z karabinu. I nie są to wcale sceny z filmu "Matrix". Po strzale przy dobrym słońcu przez chwilę pojawia się niewielkie zawirowanie powietrza. Obserwując to zjawisko snajper wie, czy pocisk dojdzie do celu, czy powinien ponowić strzał.

W ośrodku szkolenia poligonowego toruńskiego Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia ćwiczą żołnierze, którzy będą zajmować stanowiska służbowe jako strzelcy wyborowi w jednostkach Wojsk Lądowych.

Temperatura: kilka kresek na plusie. Kilkunastu zamaskowanych kursantów leży obok siebie. Przed nimi, na wydzielonej części ukryto kilkanaście przedmiotów, np. hełm, przybornik, saperkę. Muszą je odnaleźć, nanieść na szkic. Opisać wymiary, kolor i stan zużycia. Każdy żołnierz wyposażony jest w lornetkę i lunetę obserwacyjną.

Wojsko musi strzelać

Problem ze snajperami zaczyna się podczas każdego konfliktu. Nim polscy żołnierze wyjechali na wojnę do Iraku - snajperzy nie byli potrzebni. Kiedy okazało się, że jest potrzeba precyzyjnego eliminowania wrogów - trzeba było ich szybko znaleźć. W 2007 roku w Iraku żołnierze zostali wyposażenia w karabiny fińskiej produkcji TRG-21 i TRG-22, ale brakowało specjalistycznego szkolenia.

Może wcześniej ktoś miał możliwość szkolenia z Gromem lub policyjnymi antyterrorystami , ale policyjne doświadczenie dotyczyło celów w odległości 300 metrów. Wojsko musi strzelać dalej.

Major Wojciech Jagielski podczas VIII zmiany w Iraku otrzymał zadanie utworzenia ośrodka, który szkoliłby strzelców wyborowych na potrzeby jednostek wojsk lądowych. Po powrocie do kraju został skierowany na szkolenie specjalistyczne do Kanady, żeby u najlepszych podpatrywać, jak organizować, uczyć i szkolić przyszłych kandydatów na strzelców wyborowych.

Niedawno kilku polskich żołnierzy wróciło z takiego szkolenia w Kanadzie. W nazwie kursu mówi się o strzelcach wyborowych, ale tak naprawdę w Toruniu szkolą snajperów. Słowa "snajper" stara się nie używać wiele państw ze względu na polityczną poprawność.
Dwa i pół kilometra do celu

W tej chwili rekord świata wynosi - podobno - dwa i pół kilometra. Tylko, że nie był to pierwszy strzał. Może dopiero ósmy lub dziewiąty. Z tej odległości zlikwidowano "cel" w Afganistanie. Tak rodzą się legendy.

W Toruniu nie prowadzą własnej top-listy najdalszych i najcelniejszych strzelców. - Nie zależy nam na kształceniu artystów, a solidnych rzemieślników - mówią instruktorzy. Z broni kalibru 338 można strzelać do sylwetki człowieka na odległość 1300-1400 metrów. Tu nie może być miejsca na ruletkę: uda się lub nie uda.

Kapitan Roman Popławski, komendant Ośrodka Strzelców Wyborowych w Toruniu dodaje, że zamiast top-listy dbają o jak najlepsze skupienie strzałów w celu.

Żeby dojść przeciwnika

Przed dwoma tygodniami przedstawiciele armii kanadyjskiej przyjechali do Polski, by na toruńskim poligonie szkolić naszych żołnierzy w tropieniu ludzi.

Kursanci stają przed wygrabioną ścieżką o wymiarach pięć na dziesięć metrów. Odwracają się do niej plecami. Wtedy instruktorzy odgrywają na niej jakąś scenę. Jeden idzie tyłem, drugi bokiem. Zostawiają ślady. Kiedy kursanci się odwracają - muszą odczytać, co tam się działo. Może ktoś kogoś niósł, może uciekał (wtedy krok się wydłuża). Człowiek z dużym obciążeniem (plecak, broń) zostawi głębsze ślady.
Po co snajperom taka wiedza? Na przykład po to, żeby dojść przeciwnika, który został postrzelony i ucieka. Uświadomiło to również żołnierzom, jak wiele zostawiają śladów.

Przed psem nie da się uciec

Kapitan Paweł Kacprzak, wykładowca cyklu szkolenia strzelców wyborowych opowiada, że w Kanadzie dwie grupy polskich snajperów zostały wypuszczone do lasu z konkretnymi zadaniami. Ich śladami ruszył pluton kanadyjskich policjantów z psami. Ćwiczenie uświadomiło żołnierzom jedno - przed psem nie da się uciec. Można zyskać na czasie. Snajperzy uciekli na odległość 7-8 kilometrów, mylili tropy, żeby ogłupić psy, ale pół dnia minęło i policjanci z psami ich odnaleźli.

W ramach kursu żołnierze wykonują własny strój maskujący tzw. ghillie. Na wrzosowisku trzeba w tym wyglądać jak wrzosowisko, a w gęstym lesie - jak drzewo. Później taki strój wykorzystywany jest w zajęciach z maskowania. W odległości 150 metrów od wydzielonej części poligonu stoi dwóch obserwatorów z lornetkami. Odwracają się. Strzelcy muszą się tak zamaskować, żeby widzieć obserwatorów, którzy co jakiś czas pokazują im litery alfabetu. Snajperzy, odczytują je. Strzelają ślepakami, ale cała zabawa polega na tym, żeby jak najdłużej obserwatorzy ich nie dostrzegli. Kolej na podchodzenie, czyli zamaskowani snajperzy czołgają się w kierunku obserwatorów. Odkryci - odpadają.
- Zaczynamy od najłatwiejszego terenu, przechodzimy do coraz trudniejszego. Ktoś, kto się nie zna, powie, że w takim terenie nie da się zamaskować, a nasi kursanci to potrafią - zapewnia kapitan Paweł Kacprzak. - Po dwóch miesiącach intensywnych ćwiczeń można się tego nauczyć. To żadna magia. Dobry strój i wiedza teoretyczna pozwalają szkolonym skutecznie się maskować.

Utożsamiać się z bronią

Po dwóch - trzech dniach pobytu na strzelnicy i oddaniu minimum 200 strzałów na odległość kilkuset metrów, można powiedzieć, że broń jest już dobrze "przystrzelona". Kursanci znają już właściwe postawy, potrafią kontrolować oddech, właściwie chwycić broń i ściągać spust.
- Broni nie należy przeszkadzać, tylko się z nią utożsamiać i wykorzystywać jej wszelkie zalety, aby osiągnąć zamierzony cel - uśmiecha się kpt. Marek Serocki, oficer prasowy Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia.

- Dokładnie - potwierdzają instruktorzy.

- Cała zabawa snajperska zaczyna się na dalszych dystansach - opowiada kpt. Kacprzak. - Trzeba przeliczyć tor lotu pocisku ze względu na wiatr, temperaturę i wilgotność powietrza. Wymaga to współpracy strzelca z obserwatorem. Jeśli pierwszy strzał nie trafił w cel, obserwator koryguje ogień, oblicza niezbędne poprawki i przekazuje je strzelcowi.

Nie mówi się o zabijaniu

Jak dyplomatycznie napisać o pracy snajperów? Eliminowanie celu, to przecież nic innego, jak zabicie człowieka. Wroga. W tej robocie odpowiedzialność za zlikwidowanie celu rozkłada się na dwie osoby. Obserwator wydaje polecenie. Snajper pociąga za spust. Kilkaset metrów dalej ktoś właśnie stracił życie.

Instruktorzy zapewniają, że snajperzy rzadziej zapadają na syndrom stresu pola walki. To nie jest walka twarzą w twarz, w niewielkiej odległości, kiedy żołnierz reaguje instynktownie - strzelając chroni swoje życie.

Od lat wszystkie armie świata "odczulają" śmierć. Nie mówi się o zabijaniu, tylko o eliminowaniu celu, zadaniu, wręcz przedmiocie. Tego nie uczy się na specjalnych zajęciach.
Trzeba mieć to w głowie, żeby później normalnie żyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny