Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maturzyści zginęli pod Jeżewem. Pięć lat od tragedii, a sąd jeszcze nie ukarał winnych.

Magdalena Kuźmiuk
Rodzice uczniów, którzy zginęli w katastrofie często przyjeżdżają na miejsce tragedii. Na zdjęciu Krystyna Biegańska, mama Moniki.
Rodzice uczniów, którzy zginęli w katastrofie często przyjeżdżają na miejsce tragedii. Na zdjęciu Krystyna Biegańska, mama Moniki. Fot. Wojciech Oksztol
Katastrofa pod Jeżewem: Nie spoczniemy, dopóki nie zostaną wyjaśnione przyczyny tej tragedii - zapowiada Krystyna Biegańska, mama Moniki. Ona i inni rodzice tragicznie zmarłych licealistów wierzą, że sąd ukarze winnych.

Dziesiątki wstrząsających zeznań licealistów, którzy ocaleli z katastrofy. Nieprofesjonalne na sali rozpraw łzy policjantów, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce wypadku i zobaczyli płonący na środku drogi autokar. Rozpacz po stracie najbliższych.

13 ofiara tragedii pod Jeżewem

Do tego tony akt na sędziowskim stole, setki stron i kilkadziesiąt prokuratorskich zarzutów dla właścicieli firmy, która wynajęła licealistom autokar na pielgrzymkę do Częstochowy.

I rodzice. Przychodzą na każdą rozprawie w białostockim sądzie rejonowym. Słuchają notują, zadają pytania i żądają odpowiedzi.

To wina kierowcy

- Chcemy, by ze śmierci naszych dzieci wyciągnięto wnioski. By nie było więcej takich tragedii. Niech ten proces będzie przestrogą, by poważnie chorzy nie siadali za kierownicę - powtarzają kolejno matki licealistów.

Katastrofa pod Jeżewem: To mogła być padaczka. Zeznają kolejni świadkowie

I dodają, że nie spoczną, dopóki winni tej katastrofy nie zostaną ukarani. Wśród nich Krystyna Biegańska, mama Moniki.

- Jestem wśród rodziców najstarsza. Dopóki żyję, wszędzie dojdę, wszystkiego dopilnuję. Ja nie zapomnę. Nie pogodzę się z tym nigdy. Są tacy, którzy do tej pory nie mogą pogodzić się z tą tragedią. Dla nich też coś trzeba zrobić - mówi Krystyna Biegańska.

Zginęli przez kanistry z benzyną

Katastrofa pod Jeżewem: Rodzice chcą wyjaśnienia przyczyn

Proces Janiny i Romualda Z. toczy się przed Sądem Rejonowym w Białymstoku od marca zeszłego roku. Mówi się, że to główny proces w sprawie katastrofy pod Jeżewem. Małżonkowie Z. mają postawionych kilkadziesiąt zarzutów, ale tylko jeden dotyczy wydarzenia z 30 września 2005 roku.

Prokuratura zarzuca im, że sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy drogowej. Bo pozwolili pracować kierowcom bez ważnych badań lekarskich. Grozi za to osiem lat więzienia.
Rodzice maturzystów wiążą z tym procesem ogromne nadzieje. Wierzą, że sąd wyjaśni wszystkie przyczyny katastrofy i ukarze winnych. Jednak uważają, że na ławie oskarżonych powinno usiąść więcej osób.

W sprawie przesłuchano już większość świadków. W połowie lipca akta przekazano do Gdańska do Pracowni Badania Wypadków Drogowych. O katastrofie pod Jeżewem wypowie się więc, zgodnie z wolą sądu, zespół biegłych z zakresu ruchu drogowego. Niewykluczone, że sprawa wróci na wokandę nawet za kilka miesięcy.

To była ostatnia podróż

Za kilka dni minie pięć lat od tragicznego wypadku autokaru. Dla dziesięciu maturzystów z I Liceum Ogólnokształcącego i Zespołu Szkół Elektrycznych oraz dla trzech kierowców była to ostatnia podróż.
Jak w każdą rocznicę, rano rodzice przyjdą przed szkołę, gdzie jest tablica upamiętniająca ich dzieci. Zapalą znicze, chwilę się pomodlą. A potem wsiądą do samochodów tak, jak ich dzieci wsiadły do autokaru. I ruszą krajową ósemką w stronę Warszawy.

O 6.40 będą już 33 kilometry od Białegostoku, niedaleko miejscowości Sikory Wojciechowięta. Tu się zatrzymają. Przy ruchliwej drodze stoi kapliczka, a w niej za szkłem rzeźba Chrystusa Frasobliwego. Obraz Matki Boskiej i słowa Jana Pawła II: "Stańcie się nieustraszonymi świadkami miłości silniejszej od śmierci".

Chrystus Frasobliwy ma przypominać: człowieku, zastanów się, nie pędź tak. Matka Boża jest z nimi tu, gdzie zginęli. Bo jechali do Niej, na Jasną Górę, prosić o łaski przed zbliżającym się egzaminem dojrzałości.

Właśnie w okolicy wsi Sikory Wojciechowięta kierowca autokar z maturzystami zaczął wyprzedzać jadący przed nim samochód i zderzył się czołowo z ciężarową lawetą. Wybuchło paliwo. W sekundzie ogień zajął cały autobus.

Tragedia pod Jeżewem. Dramatyczna ucieczka z płonącego autobusu i wstrząsające zeznania ofiar

Pierwsze wyroki

Prokuratura łomżyńska, która początkowo prowadziła śledztwo w sprawie katastrofy chciała sprawę umorzyć. Uznała, że zawinił kierowca autokaru. Nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego samochodu i doprowadził do czołowego zderzenia.

- Sprawa miała być zamknięta, a dywan, pod który prowadzący śledztwo chcieli ją włożyć, był bardzo gruby. My na to nie pozwoliliśmy. Interweniowaliśmy u ówczesnego ministra sprawiedliwości - wspomina Krystyna Biegańska.

Sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Po bardzo szczegółowym śledztwie, w którym okazało się m.in., że kierowcy autokaru byli poważnie chorzy, do sądu trafiły dwa akt oskarżenia. Oba pośrednio związane z wypadkiem.

Pierwszy proces zakończył się już prawomocnym wyrokiem. Na ławie oskarżonych siedziała m.in. lekarka, która wydała jednemu z kierowców - Zbigniewowi A. zgodę na wykonywanie zawodu, choć od lat chorował na padaczkę. Wszystko na to wskazuje, że 30 września 2005 roku to on siedział za kierownicą autokaru z licealistami. Ale jego zmiennik, Wiesław S., też był chory. Leczył się na cukrzycę.

13 osób zginęło pod Jeżewem. Lekarka, która pozwoliła jechać kierowcy, kajała się przed sądem.

- Po rozprawie lekarka przepraszała mnie na korytarzu. Przyznała, że zależało jej tylko na tym, by zarobić. Tak jak w swoim procesie się broniła, tak potem przyznała, że nie zrobiła nic. Żadnych badań. Była już świadkiem, a nie oskarżoną - wspomina Krystyna Biegańska.

Dyrektor: Rozumiem żal rodziców

- Nie spoczniemy - jeszcze raz podkreśla matka zmarłej Moniki. - Obserwujemy, co robi szkoła, kuratorium. Przeszukujemy internet. Czytamy ustawy, rozporządzenia, śledzimy zmiany. Widzimy, że nikt nie wyciąga wniosków z tej tragedii.

Najwięcej zarzutów rodzice mają do dyrekcji I LO. Od początku byli zdania, że szkoła źle zorganizowała wyjazd do Częstochowy. Że nauczycielki, które wyjechały z uczniami, nie troszczyły się o ich bezpieczeństwo.

- Rozumiem żal rodziców. Nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym znalazła się na ich miejscu - przyznaje Grażyna Złocka-Korzeniewska, dyrektor I LO w Białymstoku.

Podkreśla jednak, że przed pięcioma laty szkoła zrobiła wszystko zgodnie z obowiązującym regulaminem organizacji wycieczek.

- Nie zgadzam się z zarzutami rodziców. Ale wiem, że te pretensje podyktowane są wielkim bólem, a nie złośliwością - dodaje Grażyna Złocka-Korzeniewska.

Co na to kuratorium? - Uważam, że nie ma potrzeby wprowadzania zmian do rozporządzenia regulującego organizację wycieczek szkolnych. Bo jest ono dobre, a dyrektorzy szkół powinni go przestrzegać - mówi Jerzy Kiszkiel, podlaski kurator oświaty.

I dodaje, że kuratorium nie ma kompetencji, by wprowadzać zmiany, bo to zadanie ministra edukacji narodowej.

- Nie mieliśmy sygnałów, żeby były jakieś problemy ze stosowaniem tego rozporządzenia. Nie leży też w naszych kompetencjach badanie, czy wtedy doszło do naruszenia prawa. To zadanie sądu i prokuratury.

W niedzielę, 26 września o godz. 9.30 w kościele św. Rocha zostanie odprawiona msza święta w intencji ofiar katastrofy pod Jeżewem. Nabożeństwo będzie celebrował arcybiskup Stanisław Szymecki.

W samą rocznicę tragedii, 30 września o godz. 7.30 będzie odprawiona msza święta w kaplicy Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Św. Rodziny przy ul. Stołecznej, zamówiona przez dyrekcję I LO w Białymstoku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny