Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwodził i okradał kobiety, potem znikał bez śladu. Działał jak bohater serialu.

Magdalena Kuźmiuk
Tomasz D. miał dobrego nauczyciela. Czerpał inspirację od słynnego oszusta - uwodziciela. W latach 80. powstał o nim serial telewizyjny pt. "Tulipan".  Na zdjęciu plakat z filmu. W rolę Kalibabki wcielił się Jan Monczka.
Tomasz D. miał dobrego nauczyciela. Czerpał inspirację od słynnego oszusta - uwodziciela. W latach 80. powstał o nim serial telewizyjny pt. "Tulipan". Na zdjęciu plakat z filmu. W rolę Kalibabki wcielił się Jan Monczka.
Swoje ofiary wyszukiwał na portalach randkowych. Działał w całej Polsce. Gdy zdobył zaufanie kobiet, wyłudzał od nich pieniądze. Mieszkanka Podlasia straciła ponad 50 tysięcy złotych. Poszła na policję.

Pięćdziesięcioletni, miły, zabawny, czarujący. Rozkochiwał kobiety w lot. Działał zawsze tak samo. Swoje ofiary wyszukiwał w internecie. Samotne i spragnione uczucia kobiety znajdował najczęściej na portalach randkowych.

Już w rozmowie na czacie starał się dowiedzieć o każdej jak najwięcej. Gdy już zdobył zaufanie, zaczynał swoją grę. Opowiadał, że potrzebuje pieniędzy na rozkręcenie własnej firmy. A w biznesie oczywiście niezbędny jest mu do tego komputer lub samochód.

Zaślepione kobiety brały dla niego kredyt za kredytem. Po kilka, czasem kilkanaście tysięcy pożyczki za jednym razem. Tomasz D. oczywiście zarzekał się, że zwróci wszystkie długi. Kłamał. Nigdy nawet nie miał takiego zamiaru.

- Idę do pracy. Zaraz mam spotkanie z klientem - mówił pewnego dnia. A potem znikał bez śladu. Bez słowa wyjaśnienia.

Jak Kalibabka

Tomasz D. miał dobrego nauczyciela. Oszust czerpał inspirację od najlepszego w tym fachu - Jerzego Juliana Kalibabki. Było o nim głośno w latach 80. Stał się wtedy niemal postrachem Polek. Losy tego przestępcy - uwodziciela stały się podstawą scenariusza polskiego serialu pt. "Tulipan".

W 1984 roku, nomen omen 8 marca, Kalibabka został skazany na 15 lat więzienia. Za gwałty, oszustwa, wyłudzenia, pobicia i uwodzenie nieletnich. Sąd wymierzył mu też ponad milion złotych grzywny. Po odbyciu dziewięciu lat kary oszust został zwolniony dzięki ogłoszeniu amnestii.

Brał na litość i współczucie

W sidła współczesnego już Tulipana wpadła mieszkanka niedużego miasta na Podlasiu. W lipcu ubiegłego roku samotnie wyjechała na wakacje na południe Polski. Tam spotkała informatyka Tomasza D., z którym wcześniej rozmawiała na internetowym czacie. Nie miała pojęcia, że jest on przestępcą, poszukiwanym listem gończym.

Zaprzyjaźnili się. Mężczyzna szybko zdobył zaufanie Judyty. Zwierzał się jej ze swoich problemów. Ze łzami w oczach opowiedział o tragicznym wypadku samochodowym przed czterema laty, w którym zginęli jego żona i syn. A jeszcze w tym samym czasie zmarła też jego matka i brat.

- Mówił, że ma własną firmę. Że często jeździ po Polsce, bo ma zlecenia w różnych miastach - opowiadała Judyta, gdy kilka miesięcy później zgłosiła się na policję.

Ich znajomość rozwijała się. Judyta wierzyła Tomaszowi. Na tyle, że zaczęła pożyczać mu pieniądze. Początkowo niewielkie kwoty, potem nawet kilka tysięcy złotych.

- Skarżył mi się, że ma ogromne długi. Współczuła mu. Że często nie miał co jeść i gdzie mieszkać. Twierdził, że ma w Łodzi mieszkanie, ale nie może się tam wprowadzić - mówiła oszukana kobieta.

Po jakimś czasie zaproponowała Tomaszowi przeprowadzkę do Białegostoku. Zaoferowała pomoc w wynajęciu odpowiedniego mieszkania. Jak się potem okazało, sama musiała je opłacać.

- Tomasz D. zaoferował mi wspólne mieszkanie. Mówił, że chce być blisko mnie - wyznała Judyta.

Pod wskazanym adresem nie było żadnej firmy

- Znalazłem pracę - oznajmił radośnie pewnego dnia Tomasz D. Miał zarabiać kilka tysięcy złotych miesięcznie. Ale na razie, poprosił Judytę o pożyczkę, bo chciał kupić laptop. Potrzebował go do pracy. Wkrótce potrzebny był mu też samochód, także do pracy. Kobieta wzięła kredyt i kupiła Tomaszowi auto.

Ale nabrała podejrzeń.

- Zaczęłam się domyślać, że on może mnie oszukiwać. Pod wskazanym przez niego adresem w Białymstoku nie było żadnej firmy. A właścicielem rzekomego mieszkania w Łodzi też była zupełnie inna osoba.

Judyta przeszukała internet. Skontaktowała się z kobietą mieszkającą kilkaset kilometrów dalej. Ona też zaufała Tomaszowi D. Opowiedziała Judycie o innych oszukanych przez niego kobietach.

Okazało się też, że oszust w tym samym czasie wymieniał e-maile z kilkoma paniami. Wtedy Judyta postanowiła, że pójdzie na policję. Po namowach rodziny zgłosiła się do jednego z podbiałostockich komisariatów.

- Uwierzyłam mu. Było mi go żal. Dlatego chciałam pomóc. Obiecywał, że zwróci mi wszystkie pieniądze - powiedziała.

Wyznała, że przez Tomasza D. straciła ponad 50 tysięcy złotych.

- Czuję się oszukana przez tego mężczyznę. Ciągle mam jednak nadzieję, że odzyskam te pieniądze - przyznała zdruzgotana.

Śledczy sprawdzili. Tomasz nie miał firmy. Nie był też informatykiem. Sprawą zajęła się białostocka prokuratura. Pod koniec października Tomasz D. został zatrzymany we wsi niedaleko Białegostoku. Trafił do aresztu.

- Pani Judyta dobrowolnie dawała mi pieniądze. Nigdy nie nalegałem na te pożyczki. On sama chciała mi pomóc. A kupowane przez nią rzeczy traktowałem jako prezenty - powiedział prokuratorowi oszust.

Oszukał kobiety w kilku miastach w Polsce

Z całej Polski do prokuratury w Białymstoku zaczęły lawinowo napływać zawiadomienia o kolejnych oszukanych przez Tomasza D. kobietach. Był on dobrze znany w Piotrkowie Trybunalskim, Warszawie, Bełchatowie, Rogoźnie i Skierniewicach.

Śledztwo właśnie dobiegło końca. Okazało się, że Tomasz D. był już karany za oszustwa. Tym razem prokuratura postawiła mu dziesięć zarzutów. Dotyczą głównie oszustw i kradzieży, m.in. pieniędzy z kont bankowych.

- Początkowo oskarżony nie przyznawał się. Zarzekał się, że miał zamiar zwrócić wszystkie pożyczki. Zmienił zdanie dopiero w czerwcu i przyznał się do winy - przyznała Urszula Sieńczyło, szefowa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.

Tomasz D., który do tej pory przebywa w areszcie śledczym, wyraził chęć dobrowolnego poddania się karze, bez przeprowadzania rozprawy sądowej. Prokurator zgodził się na 4,5 lat bezwzględnego więzienia. Oszust chce zwrócić oszukanym kobietom połowę sum, jakie od nich wyłudził.

- Wykorzystał fakt, że byłam samotna. Że szukałam czułości i stałego związku. Doprowadził mnie do ruiny psychicznej i zawodowej - takie wspomnienia zostawił Tomasz D. w pamięci mieszkanki Podlasia.

Teraz o jego losie zdecyduje Sąd Rejonowy w Białymstoku.

Imię pokrzywdzonej zmieniliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny