Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec zamknął go w czterech ścianach. Koszmar niepełnosprawnego dziecka.

Fot. Wojciech Oksztol
Nie potrzebujemy wiele. Wystarczy, że w domu będzie miejsce na łóżko dla Dawida i trochę spokoju. – prosi  Dorota  (na zdjęciu z córką i niepełnosprawnym synem).
Nie potrzebujemy wiele. Wystarczy, że w domu będzie miejsce na łóżko dla Dawida i trochę spokoju. – prosi Dorota (na zdjęciu z córką i niepełnosprawnym synem). Fot. Wojciech Oksztol
Nie stać mnie na wynajęcie mieszkania, a do męża nie wrócę - mówi Dorota. - Życie z nim to był koszmar. Dwa tygodnie temu odważyła się w końcu, zabrała dzieci i uciekła z domu.

Mogę robić wszystko. Posprzątać, pomóc w domu, zadbać o ogród albo po prostu zaopiekować się mieszkaniem - wylicza Dorota. Z trójką dzieci uciekła od agresywnego męża. Teraz szuka nowego domu dla swojej rodziny.

Bił, awanturował się

Żyć z mężem już nie dała rady. Mimo, że mieszkanie było przystosowane dla niepełnosprawnego syna. Mąż zamknął ją w czterech ścianach. Nie pozwolił wychodzić.

- Dawid potrzebuje stałej opieki, a on wypraszał z domu każdą osobą, która zgodziła się z nim zostać Nie miałam wyjścia. Musiałam cały czas być w domu - opowiada.

Najgorzej było, kiedy wyrzucał z domu także pracowników hospicjum, którzy opiekują się synem.

- Nasze pielęgniarki umawiały się na wizytę. Kiedy zdarzało się, że zostawały same z Dawidem, to jego ojciec mówił, że sobie nie życzy, by ktoś tu był i wzywał policję - opowiada dr Elżbieta Solarz, prezes białostockiego hospicjum dla dzieci działającego przy Fundacji Pomóż Im.

A do tego w domu były ciągle krzyki, awantury i rękoczyny. Dorota nie mogła na nikogo liczyć. Dwa tygodnie temu przyjechała szwagierka, oczywiście stanęła po stronie swego brata. Na Dorotę nakrzyczała i uderzyła w twarz.

To przesądziło. Zdesperowana, upokorzona kobieta postanowiła wyprowadzić się z domu. Zabrała dzieci, najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła do swojej siostry.

Całe życie dla Dawida

Dawid choruje od urodzenia. Ma porażenie mózgowe czterokończynowe i wiele związanych z tym schorzeń. Chociaż niedługo będzie pełnoletni, wygląda na 10-letniego chłopca.

- Teraz i tak bardzo się poprawił. Jeszcze niedawno ważył zaledwie 14 kilo - wtrąca Dorota. Kiedy opowiada o synu, jej oczy błyszczą. Widać, jak bardzo go kocha. Sama się nim opiekuje. Zmienia opatrunki, myje, przewija. Robi zastrzyki. Ciągle uczy go nowych rzeczy.

- Dawid bardzo się rozwinął - mówi z zachwytem.

Chociaż ma jeszcze dwie młodsze córki, jej świat właściwie kręci się wokół syna.

- Jest ciężko, ale dajemy sobie radę. Córki bardzo mi pomagają - podkreśla. - Gorzej było kiedy urodziła się Julia. Tu chory Dawid, mała Natalia i do tego noworodek. Ja właściwie zostawiona sama sobie. Teraz mam luz - uśmiecha się.

Dzięki pomocy dobrych ludzi ściągnęła dla syna specjalne łóżko do rehabilitacji. Ale chłopak nie może z niego korzystać. W mieszkaniu siostry, do którego się przeprowadzili, nie ma na nie miejsca.
Mąż myślał tylko o sobie

Od początku się im nie układało. Kiedy urodził się Dawid, mąż jeszcze próbował opiekować się synem. Chodził na kursy i szkolenia dla rodziców niepełnosprawnych dzieci. Ale szybko przestał się nim interesować.

- Zawsze myślał tylko o sobie. Nie zwracał uwagi na dzieci. Kiedy wracał z pracy, a dziewczynki chciały się z nim pobawić, to je odtrącał - wspomina z żalem Dorota.

W końcu się odważyła i wniosła pozew o rozwód z winy męża. Sąd przyznał jej rację. Nie odebrał jednak ojcu praw do dzieci. Mąż już odwołał się od wyroku.

W dziewięć osób

Teraz wszyscy mieszkają u siostry Doroty na trzecim piętrze. W sumie dziewięć osób. Dorota i troje dzieci. Siostra, jej córka, syn z żoną i małym dzieckiem. A do tego kot i pies.

- Ciasno, ale sobie radzimy. I tak jest o niebo lepiej niż poprzednio. Bo przynajmniej spokój - mówi Dorota.

Ale wie, że nie da się tak żyć na dłuższą metę. Szuka więc mieszkania. Zwracała się już o pomoc do Zarządu Mienia Komunalnego, ale osób potrzebujących jest wiele, a mieszkań mało. Poza tym jest jeszcze zbyt krótko zameldowana w Białymstoku i nie może się starać o specjalne warunki.

Chodziła też do Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Tu pewnie dostałaby mieszkania szybciej, ale nie ma pieniędzy.

- Trzeba mieć przynajmniej 30 procent własnego wkładu, czyli około 50 tysięcy złotych. Nie stać ją na to.
Dorota utrzymuje się tylko z zasiłków. Nie pracuje, bo opiekuje się synem. Nie wyobraża sobie, by wrócić do poprzedniego mieszkania. Gehenna zaczęłaby się na nowo.

- To ciepła i cierpliwa kobieta - mówi dr Elżbieta Solarz. - Jej cały świat to dziecko. Nic innego poza nim nie istnieje. Myślę, że teraz chciałaby tylko spokoju.

Potrzebna pomoc

Rodzina pani Doroty pilnie szuka mieszkania. Kogoś, kto pomoże im rozpocząć życie od nowa. Skontaktować się z nią można za pośrednictwem naszej redakcji, pod nr tel. 85 748 95 14.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny