Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd zabrał 24-latce alimenty i kazał jeszcze zapłacić

Alicja Zielińska
Joanna ze strachem czeka na apelację
Joanna ze strachem czeka na apelację fot. Wojciech Wojtkielewicz
Sędzia mówi o ciekawym przypadku prawnym, Joanna o złamanym życiu. A pytanie jest zasadnicze, jak długo rodzice są zobowiązani utrzymywać swoje dzieci.

Joanna S. ma 24 lata. Uczy się w szkole pomaturalnej. Dostawała alimenty, o które sama wystąpiła. Jednak w marcu sąd na wniosek jej rodziców uchylił ten obowiązek. Orzekł, że ustał on z dniem 13 października ubiegłego roku, wraz z wniesieniem sprawy przez rodziców. A kosztami procesowymi obciążył córkę. Uznał, że celowo przeciąga ona naukę, by dostawać alimenty.

- Jestem przerażona - mówi Joanna. - Jeśli wyrok się uprawomocni, będę musiała zwrócić alimenty, które dostałam w tym czasie. Razem to kwota 3200 zł plus odsetki. I jeszcze 1440 zł za sąd. Nie wiem, skąd wziąć takie pieniądze. Nawet jak pójdę do pracy, to tyle nie zarobię.

Ojciec bił za wszystko

Joanna opowiada o swoim domu. Same najgorsze rzeczy. Z pozoru normalna rodzina, mama pracowała w agencji ubezpieczeń, tata w firmie sprzątającej, ale awantury były na porządku dziennym.

- Mam brata, jest młodszy od mnie pięć lat. Rodzice nie szczędzili nam obojgu razów, bicie uważali za jedyną słuszną metodę wychowawczą, on jednak dostawał w ucho, a ja po twarzy albo pasem - mówi łamiącym się głosem. - Nie wiem dlaczego. Nie sprawiałam problemów, uczyłam się, żadnego złego towarzystwa. Ojciec po prostu w ten sposób odreagowywał swoje problemy życiowe i zawodowe. Bo nawet kiedy w liceum miałam średnią ocen 3,6, to po wywiadówce tak mnie zbił, że do dziś pamiętam.
Mama zachowywała się jak obca kobieta. Gdy ojciec mnie lał, to krzyczała, by przestał, ale nigdy nie stanęła w obronie i się nie przeciwstawiła. Któregoś razu ojciec tak mnie skatował, że miałam spuchniętą całą twarz. Wstydziłam się iść do szkoły. Kilka razy zgłaszałam na policję, ale co z tego. Radiowóz przyjeżdżał, policjant pouczył ojca, że tak nie wolno i tyle. Nie wiedziałam kogo prosić o pomoc. Bałam się, że jak zacznę o tym mówić, to ojciec będzie się bardziej mścił.

Aż w końcu nie wytrzymałam i wyprowadziłam się z domu. Mieszkałam u koleżanek kątem na stancjach, tułałam się, wolę nie pamiętać. Rodzice nie interesowali się, jak sobie radzę. Kiedy próbowałam porozmawiać z mamą, to wypędziła mnie. Chciała jednego, żebym poszła swoją drogą i dała jej święty spokój, bo przeze mnie ojciec się awanturuje, a ona ma zszargane nerwy.

Joanna wtedy już uczyła się w liceum dla dorosłych. W dziennym ogólniaku nie poradziła sobie.

Wystąpiłam o alimenty

Kiedy była w klasie maturalnej, podała rodziców o alimenty. W sądzie doszło do ugody. Rodzice zadeklarowali się płacić na córkę po 100 zł miesięcznie.

- Wyszłam zapłakana i załamana, jak sobie poradzę - wspomina Joanna. - A i to pani sędzia mnie wstydziła, jak mogłam wystąpić przeciwko rodzicom. Nie powiedziano mi nawet, że mam prawo do odwołania. Kiedy chciałam zaskarżyć postanowienie, usłyszałam, że nie mogę, bo sama się zgodziłam na takie warunki. Po sprawie mama przychodziła do szkoły i straszyła mnie, kazała wycofać pozew.
Nie miałam z czego żyć. Napisałam do rzecznika praw obywatelskich. Poradził wystąpić o podwyższenie alimentów. Ojciec nie stawiał się na sprawy. Mama tłumaczyła, że wyjechał do Anglii, nie zna adresu, rzadko dzwoni. A było tak, że w kilka godzin po sprawie, tego samego dnia spotykam ich oboje w mieście. Jak zobaczyli mnie, to przeszli na drugą stronę.

Sąd podwyższył Joannie alimenty do 200 zł jako “wystarczające na pokrycie jej usprawiedliwionych potrzeb". Jest osobą pełnoletnią, uczy się w szkole dla dorosłych, więc może pogodzić naukę z pracą. Mogłaby na przykład podjąć pracę sezonową, pilnować dzieci, sprzątać lub zbierać zioła czy runo leśne - napisała sędzia w uzasadnieniu postanowienia.

W 2007 roku do Anglii wyjechała też matka Joanny. Zabrała ze sobą syna.

Rodzice nie chcą płacić

W październiku ubiegłego roku rodzice Joanny wystąpili do sądu o ustanie obowiązku alimentacyjnego. Tłumaczyli swoją decyzję tym, że pogorszyła się ich sytuacja finansowa. Krzysztof S. zachorował na raka, leczy się onkologicznie, jest na zasiłku chorobowym. Maria S. musi teraz sama zarobić na utrzymanie domu i syna, który się uczy.

Sąd stanął po ich stronie i orzekł zniesienie alimentów. Wytknął Joannie, że w 2007 r. ukończyła szkołę policealną i uzyskała zawód technika obsługi turystycznej, a w 2009 r. w tej samej szkole zdobyła uprawnienia w zawodzie technik hotelarstwa. I jednocześnie zaczęła się uczyć w kierunku całkowicie odmiennym - technik usług fryzjerskich. Nie podjęła natomiast żadnej pracy.

Joanna pokazuje kartki z pieczątkami, że szukała pracy w biurach podróży, hotelach, w sklepach. Bezskutecznie.

- To nie takie proste. Pracownik musi być dyspozycyjny, a ja miałam szkołę, egzaminy, praktyki - tłumaczy. - A poza tym podupadłam na zdrowiu, mam zszargane nerwy, byłam w szpitalu, leczę się w poradni zdrowia psychicznego. Dokucza mi żołądek, bo często chodziłam głodna.

Trudna rodzina, ciekawy przypadek

- Problemy w tej rodzinie narastały latami. Nie są to normalne relacje. Jednak dziś przy ocenie zasadności roszczeń finansowych nie mają znaczenia. Bo alimenty nie są odszkodowaniem za to, co się wydarzyło kiedyś - odpowiada sędzia Joanna Toczydłowska z sądu rejonowego, która rozpatrywała sprawę. - Joanna S. jest osobą dorosłą, więc z punktu widzenia sądu jej sytuacja rodzinna już nas nie interesuje.

Sędzia wyjaśnia, że nie ma w kodeksie rodzinnym granicy wieku. Została ona stworzona tylko na potrzeby funduszu alimentacyjnego, kiedyś ZUS-owskiego, a obecnie świadczeń z pomocy społecznej. W przepisach to jest uregulowane w ten sposób, że rodzice są zobowiązani do świadczeń alimentacyjnych względem dziecka, które nie jest jeszcze w stanie utrzymać się samodzielnie. Mogą jednak uchylić się od tego obowiązku, jeśli jest on połączony z nadmiernym dla nich uszczerbkiem, a dziecko jest pełnoletnie.

Sędzia Toczydłowska jednocześnie dodaje: Ja nie upieram się, że mam rację. Wyrok jest nieprawomocny. Sąd okręgowy może go zmienić, i co do kosztów, i co daty ustania obowiązku alimentacyjnego. To nietypowy przypadek i sama jestem ciekawa, jakie zapadnie postanowienie.
Joanna na apelację czeka ze strachem.

- Nie śpię po nocach, chodzę i modlę się. Nie wiem co zrobię, jak wyrok się uprawomocni. Mam wielki żal do sądu - mówi. - Nigdy nie padło zdanie, że rodzice powinni mnie wspierać, opiekować się, bo jestem ich dzieckiem. Ja tylko słyszałam, że powinnam iść do pracy, bo jestem dorosła. I zarzucano mi, że celowo przeciągam naukę z powodu korzyści materialnych, żeby dostawać alimenty. A ja zwyczajnie marzę, by coś w życiu osiągnąć.

Joanna twierdzi, że z rodzicami nie ma kontaktu. Na rozprawie, kiedy zapadł wyrok w jej sprawie nie była, bo chorowała.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny