Bartłomiej Zalewski, drugi trener Jagi, mówi, że nie robi na nim wrażenia fakt, że zawodnicy mogą być od niego starsi albo grali w słynnych klubach
(fot. Fot. Bogusław F. Skok)
Piłka nożna to całe moje życie. Trzeba być czujnym, śledzić to, co się dzieje w futbolu i ciągle się uczyć - mówi Bartłomiej Zalewski, który w Jagiellonii Białystok jest drugim trenerem, a teraz będzie w kadrze asystentem selekcjonera Stefana Majewskiego.
Dyzma futbolu
Kiedy okazało się, że za nasze dobro narodowe, czyli kadrę futbolistów, współodpowiedzialny będzie mało komu znany 30-latek ze Zduńskiej Woli, zawrzało. Ani jako piłkarz, ani jako trener Zalewski nie osiągnął szczytów, bo komu coś mówią nazwy: Pogoń Zduńska Wola czy Ekolog Wojsławice?
W prasie pojawiły się tytuły "Człowiek znikąd", "Dyzma polskiej piłki nożnej", "anonimowy asystent" itp.
- Czytałem o tym wiele, ale podchodzę do tego spokojnie. Jestem człowiekiem pokornym i nisko noszę głowę. Chcę swoją pracą udowodnić, że zasługuję na to wyróżnienie - mówi szkoleniowiec.
Pokora nie oznacza strachu przed spotkaniem na zgrupowaniu reprezentacji sławnych zawodników.
- Nie przerażą mnie tym, że są starsi ode mnie i że w grają w słynnych klubach. Z każdym umiałem dotąd znaleźć wspólny język i tak powinno być teraz. Najważniejsze, by reprezentacja grała jak najlepiej - dodaje Zalewski.
Nikt jednak nie brał do kadry młodego jak na szkoleniowca człowieka za "piękne oczy". Asystent Michała Probierza i Majewskiego uczył się w dobrych szkołach trenerskich, miał staże za granicą, w klubach niemieckich i angielskich, no i współpracował w Cracovii Kraków z Majewskim, co było czynnikiem decydującym o nominacji.
Twardo stąpa po ziemi
Nowemu selekcjonerowi dostało się zresztą od dziennikarzy za zatrudnienie Zalewskiego, podobnie jak Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej za powołanie Majewskiego. Trudno rozpoczynać pracę w tak nieprzyjaznej atmosferze.
- Pewnie, że to trochę dziwne, że jeszcze przed pierwszym meczem tak się krytykuje sztab trenerski. Ale twardo stąpam po ziemi i wiem, że najlepszą receptą na taką totalną krytykę jest dobra gra i zwycięstwa - dodaje szkoleniowiec, który będzie teraz musiał dzielić obowiązki pomiędzy pracę w Jagiellonii, z której nie zrezygnuje, i w reprezentacji kraju. - Wierzę, że podołam nowym obowiązkom i będę w stanie pogodzić obie funkcje - zaznacza.
A czy w reprezentacji poradzi sobie podopieczny z Jagiellonii - Kamil Grosicki?
- Wszystko zależy od niego. Znamy się krótko, bo w Jagiellonii jestem dopiero od kwietnia, a on niewiele dłużej. Ale dogadujemy się bez problemów i będę za niego ściskał kciuki w reprezentacji - mówi Zalewski.
Na książkę nie ma już czasu
Nie wiadomo, czy się uda, ale już na pewno bardzo mało czasu pozostanie na życie prywatne, bo nie samą piłką człowiek żyje.
- Mam żonę Annę, która jest dla mnie bardzo wyrozumiała, bo od lat przeważnie nie ma mnie w domu. Naszą wspólną dumą jest dwójka wspaniałych dzieci - córka Hania, która ma cztery lata, i półtoraroczny syn Stanisław - uśmiecha się Zalewski. - Na hobby, czyli dobrą książkę, czasu już mi raczej teraz nie starczy - dodaje.
Każdy ojciec marzy, by jego syn podszedł w jego ślady i osiągnął jeszcze więcej. Czy zatem mały Staś będzie piłkarzem, a potem trenerem?
- Bardzo chciałbym, żeby syn grał kiedyś w piłkę nożną, ale nie zamierzam naciskać. Niech robi to, w czym się najlepiej spełni. Na razie mamy sporo radości, bo właśnie uczy się mówić - kończy pan Bartłomiej.
Kamil Grosicki, piłkarz Jagi, wytatuował sobie na ręce Matkę Boską, na wypadek, gdyby coś go kusiło do złego
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)
O Kamilu Grosickim można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że prowadzi spokojne, ustabilizowane życie. Przeciwnie. Wokół "Grosika" prawie zawsze coś się dzieje.
Mając niespełna 20 lat, debiutował w reprezentacji Polski u Leo Beenhakkera, a kilka miesięcy potem załamany, zapomniany, biegał samotnie po parku w Szczecinie, mając ogromne długi do spłacenia. Jak na tak młodą osobę, to niebanalny życiorys.
Napastnik Jagiellonii wypłynął w rodzinnym Szczecinie w Pogoni. Klub stał się jednak przystanią dla Brazylijczyków, którzy czy umieli grać w piłkę, czy nie, byli wstawiani do składu pod rządami Antoniego Ptaka. W takich warunkach przebić się nie było łatwo, a Grosickiemu się udało. Przede wszystkim za sprawą niesamowitej szybkości. Kiedy "Grosik" włącza turbodoładowanie, nie ma w Polsce obrońcy, który byłby w stanie go zatrzymać.
Taki brylant zapragnęła mieć u siebie Legia Warszawa. W stolicy młodego człowieka bardziej od futbolu zafascynowało życie nocne. Szybko uzależnił się od hazardu, a że przy tym nie należał do osób stroniących od alkoholu, jego forma sportowa spadała z dnia na dzień. Na treningach nie był w stanie ćwiczyć, olbrzymie długi miał u prawie wszystkich kolegów w drużynie. Trzeba było coś z tym zrobić.
Był na dnie
Legia znalazła znakomite wyjście - wypożyczyła piłkarza do Sionu. Niech się Szwajcarzy martwią. Tam zawodnik nie zdołał się odbudować i sponiewierany wrócił do kraju. Nikt o nim nie pamiętał, o grze nie mógł nawet marzyć.
- To był bardo zły okres, byłem na dnie, wielu mnie skreśliło - wspomina piłkarz.
Rękę wyciągnęła do niego Jagiellonia Białystok. Nieprzypadkowo, bo menedżerem zawodnika jest Mariusz Piekarski - wychowanek białostockiego klubu. Szefowie Jagi i trener Michał Probierz dali się przekonać i Kamil Grosicki zaczął trenować. Przyjechał do Białegostoku długo przed kolegami, chodził na siłownię, biegał i wiosna była w jego wydaniu znakomita. Doskonale rozumiał się z rutynowanym Tomaszem Frankowskim, tworząc bardzo groźny duet napastników. Jaga bez problemów utrzymała się w lidze i można było szykować się do nowego sezonu.
Tatuaż z Matką Boską
Piłkarz pojechał na urlop i złe demony wróciły. Po powrocie pozwolił sobie na całonocną balangę, po której nie był w stanie trenować. Probierz się wściekł. Oficjalnie do dziś pokutuje teza o kontuzji, ale wszyscy w klubie wiedzą, że "Grosik" omal znowu nie został na bruku.
- Kamil, jeśli to zmarnujesz, będziesz debilem - apelował w wywiadach Tomasz Frankowski.
Sytuację udało się jakoś załagodzić. Piłkarz wrócił do treningów i zaczął się pilnować. Wytatuował sobie nawet na ręku Matkę Boską.
- To na wypadek, gdyby mnie coś znowu kusiło - powiedział w jednym z wywiadów.
Na razie Kamil Grosicki prowadzi się nienagannie. Trenuje solidnie, strzelał gole w Jagiellonii i w kadrze do lat 21 został dostrzeżony przez Majewskiego. Selekcjoner, podobnie jak w przypadku Zalewskiego, musiał zmierzyć się z atakiem mediów za powołanie niespokojnego ducha do kadry.
- Chcę na dłużej zagościć w reprezentacji, a nie być tylko powoływanym do szerokiej kadry - mówi Grosicki. - Nie zamierzam jednak spocząć na laurach.
Zdaniem fachowców, "Grosik" ma na to ogromną szansę. O ile oczywiście nie przegra ze swoimi słabostkami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?