Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Generał Fieldorf "Nil" - Walczył z hitlerowcami, zginął z rąk komunistów

Alicja Zielińska
"Generał Nil” to trzecia część, po "Przesłuchaniu” i teatrze "Śmierć rotmistrza Pileckiego”, swoistego tryptyku Ryszarda Bugajskiego. Postać tytułową gra Olgierd Łukaszewicz.
"Generał Nil” to trzecia część, po "Przesłuchaniu” i teatrze "Śmierć rotmistrza Pileckiego”, swoistego tryptyku Ryszarda Bugajskiego. Postać tytułową gra Olgierd Łukaszewicz. Fot. www.filmweb.pl
Nie miał szans na przeżycie. Był zadrą dla peerelowskiego systemu, który niszczył wszystko, co niekomunistyczne. A on miał odwagę odmówić współpracy z reżimem - mówią białostoczanie, byli żołnierze AK.

Transport polskich zesłańców wraca z sowieckiego łagru, gdzie trafili po aresztowaniu przez NKWD. Pociąg zatrzymuje się w Białej Podlaskiej. Gra orkiestra na powitanie. To jedna z początkowych scen filmu Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil".

- Tak nie było - kręci głową Kazimierz Czaplo, żołnierz AK okręgu nowogródzkiego, internowany przez Sowietów w 1944 r. - Wracałem z tego samego łagru pod Uralem. Nikt nas z orkiestrą nie witał, nikomu nie grali. Za to mieszkańcy przyjęli nas bardzo serdecznie. W transporcie było ok. 3 tys. osób, wszystkich zabrali do swoich domów. Nakarmili, ugościli, dali czyste ubranie. To było takie wzruszające, człowiek brudny, głodny, a tu traktują jak kogoś najbliższego.

- Ale w całości film jest bardzo dobry - mówi Kazimierz Czaplo o "Generale Nilu". Bardzo mocny. I bardzo go przeżyłem - dodaje. - Byłem pod takim wrażeniem, że po wyjściu z kina spotkałem znajomego, on mnie pyta o film, a ja go nie poznałem.

August Emil Fieldorf, ps. "Nil" (ur. 20 marca 1895 r. w Krakowie, stracony przez komunistów 24 lutego 1953 r. w Warszawie), człowiek niezmiernie zasłużony dla Polski, za PRL - wymazany z historii i pamięci. Teraz przybliża go film Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil".

- To, że w czasie wojny mało osób znało Fieldorfa, było zrozumiałe - tłumaczy prof. Witold Czarnecki, prezes Zarządu Okręgu Białostockiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. - Sam dowiedziałem się, że należałem do Szarych Szeregów, dopiero kilka lat po wojnie. Wiedziałem tylko tyle, że byliśmy całym plutonem harcerskim w III brygadzie wileńskiej "Szczerbca".

Obowiązywała konspiracja. Fieldorf (który przyjął pseudonim "Nil)" był przecież szefem Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej, a następnie zastępcą dowódcy Armii Krajowej.

Tak wielu skazywano

Kiedy zapadł wyrok na Fieldorfa, Kazimierz Czaplo studiował w Warszawie. Pamięta ten moment. Przyznaje, że wtedy nie bardzo kojarzył to nazwisko. A wyrok? - Nawet nie był to szok - wzdycha ciężko. - Wtedy tak dużo odbywało się procesów politycznych, tak wielu ludzi stawiano przed sądem, szczególnie AK-owców.
W samym Białymstoku w latach 50. skazano ponad 250 osób. - To była zupełnie irracjonalna sytuacja. Idziesz ulicą, spotykasz znajomego i uciekasz. Strach po prostu. Nie miało się do nikogo zaufania.

Witold Czarnecki potakuje. Odczuł to sam osobiście. - W 1948 roku zdawałem na wydział budownictwa na Politechnice Warszawskiej - opowiada. - Wchodzę do sali, gdzie ma być egzamin, i widzę kolegę ze swego plutonu, od "Szczerbca". Chcę podejść do niego ucieszony ze spotkania, a on palec na usta i nakazuje mi milczenie. Bo nie znaliśmy swoich nazwisk, tylko pseudonimy, a zwrócić się do kogoś publicznie pseudonimem okupacyjnym było ryzykowne. Ktoś usłyszy i doniesie do bezpieki.

Obserwowano nas przecież na każdym kroku. Inwigilacja trwała do połowy lat 70. Proszę bardzo - pokazuje kopię pisma SB z 1975 roku. Mieszkał wówczas w Bydgoszczy. Koledzy AK-owcy organizowali spotkanie. Bezpieka oczywiście dowiedziała się o tym. Pełna lista uczestników, pseudonimy okupacyjne. I dopisek: "Dołożyć starań, by spotkanie się nie odbyło, podać efekty".

Haniebny wyrok

Czy "Nil" mógł przeżyć? To pytanie dziś nurtuje i historyków, i AK-owców. Fieldorf został przypadkowo aresztowany przez NKWD 7 marca 1945 r. Nie wiedziano, kim był. Miał fałszywe dokumenty na nazwisko Walenty Gdanicki i jako taki z wieloma innymi AK-owcami został zesłany w głąb Związku Sowieckiego. Do kraju powrócił 26 października 1947 r. Zerwał z działalnością konspiracyjną. Mógł żyć. Sam się jednak ujawnił. Leonard Szydłowski ocenia to jako przejaw realizmu Fieldorfa.

- On zdawał sobie sprawę, że walka ze Związkiem Radzieckim nie ma sensu. Wiedział, jaki stosunek miał Zachód do Polski. Byłem w partyzantce WiN-owskiej, pamiętam ten czas - wspomina pan Leonard. - Jak te nasze nastroje słabły, narastała beznadzieja, że cokolwiek się zmieni. A przecież każdy był młody, chciał żyć. I on się nie wahał, bardzo dobrze oddaje to w filmie rozmowa z młodym podchorążym, kiedy Fieldorf mówi do niego: Ucz się, człowieku, żyj. Bo Fieldorf, chociaż zamknięty w więzieniu, nie sądził, że zostanie zabity. Przez swoich? Zastanawiał się: Dlaczego mieliby mnie zabić? Niestety, przeliczył się.

Został fałszywie oskarżony o kolaborację z hitlerowcami. 16 kwietnia 1952 r. Sąd Wojewódzki dla miasta Warszawy skazał go na śmierć jako "zdrajcę narodu polskiego". Prośba o ułaskawienie została odrzucona, Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 24 lutego 1953 r. Fieldorf został powieszony w więzieniu na Rakowieckiej. Miejsce jego pochówku do dziś nie jest znane.

- Wyrok był haniebny - mówi prof. Czarnecki. - Oficerów nie wieszano, rozstrzeliwano. W ten sposób chciano go jeszcze dodatkowo upokorzyć.

- Bo takie było założenie polityczne. Zniszczyć wszystkich, którzy byli związani z AK, skompromitować zarzutami o kolaborację z hitlerowcami - dodaje Leonard Szydłowski. - Takiego człowieka jak Fieldorf należało usunąć. Zatrzeć każdy ślad po nim. Miał on przecież w życiorysie okres walki z bolszewizmem. Dla Rosjan był niczym zadra. Nie mogli znieść świadomości, że istnieje człowiek, który otwarcie przeciwko nim występował.

Sędziowie aparatczycy

Nakaz aresztowania Fieldorfa wydała prokurator Helena Wolińska. Film jest okazją, by poznać mechanizm zła i stojących za nim ludzi. I Wolińska (Fajga Mindla Danielak, jak się nazywała naprawdę) była jedną z takich osób. Działalność w ruchu komunistycznym rozpoczęła jeszcze przed wojną.

W 1942 roku wyszła za mąż za późniejszego profesora ekonomii Włodzimierza Brusa. Drugim jej mężem został Franciszek Jóźwiak, komendant główny Milicji Obywatelskiej, co umożliwiło jej zrobienie błyskotliwej kariery w stalinowskim aparacie terroru. Arogancka, wulgarna i pewna siebie, brutalnie traktowała podwładnych. Zawsze w wojskowym mundurze, jeździła własnym radiowozem.

W 1956 roku wróciła do pierwszego męża i została, podobnie jak wielu byłych ubeków, naukowcem. W 1968 roku małżonkowie wyjechali do Anglii. I żyli tam sobie spokojnie i dostatnio. Ona pobierała wysoką emeryturę ubecką, on wykładał ekonomię.

Dopiero pod koniec lat 90. Ministerstwo Sprawiedliwości wystosowało do Londynu wniosek o ekstradycję Wolińskiej, oskarżając ją o zbrodnie komunistyczne, w tym bezprawne pozbawienie wolności generała Fieldorfa. Zarzucono jej również odpowiedzialność za śmierć wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego.

Choć wszyscy wiedzieli, gdzie mieszka, próby sprowadzenia jej do kraju i postawienia przed sądem kończyły się fiaskiem. Brytyjczycy odrzucili wniosek o ekstradycję, motywując względami "humanitarnymi". Ona sama twierdziła, że jest niewinna, a oskarżenia pod jej adresem są efektem polskiego antysemityzmu.

Kolejnych prób już nie będzie. 89-letnia Wolińska zmarła w Wielkiej Brytanii w listopadzie ubiegłego roku. Śledztwo w jej sprawie zostało zamknięte. Czy rzeczywiście zrobiono wszystko?

- To wielka porażka naszego systemu sprawiedliwości. Dowód na jego nieudolność i małą skuteczność. Jeżeli nie udało się osądzić tak ważnego zbrodniarza, to co dopiero mówić o tysiącach innych czerwonych oprawców niższego szczebla? - mówił w "Rzeczpospolitej" historyk IPN dr Krzysztof Szwagrzyk, autor książki "Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956".

Bugajski przywołuje w filmie również postać sędziego Igora Andrejewa. To on zatwierdził karę śmierci Fieldorfa. 20 października 1952 r. odbyła się rewizja od wyroku skazującego. I właśnie Andrejew wspólnie z dwoma sędziami nie tylko utrzymał w mocy tę karę, ale też wypowiedział się przeciwko ewentualnemu ułaskawieniu skazanego.

Andrejewa gra białostoczanin Adam Woronowicz (odtwarzający rolę ks. Popiełuszki w dramacie Rafała Wieczyńskiego).

Prof. Czarnecki znał jego żonę. - Była przyjaciółką mojej siostry ciotecznej. Mieli dwoje dzieci - opowiada. - Syn Piotr jest reżyserem. Kiedy w 1989 roku ujawniono wiadomość o roli, jaką sędzia Andrejew odegrał w haniebnej sprawie gen. Emila Fieldorfa, powiedział z wyrzutem do matki: Jak mogłaś związać się z takim człowiekiem? Lusia - mówi prof. Czarnecki o żonie Andrejewa - sama mi to ze łzami w oczach opowiadała. Syn nie potrafił się z tym pogodzić. Nie mieszka w Polsce, wyjechał.

Ryszard Bugajski przy okazji premiery filmu również wspomniał ten wątek. - Sędzia Andrejew był ojcem mojego kolegi reżysera ze szkoły filmowej - mówił PAP Bugajski. - Przeszłości Andrejewa nie znałem. On miał pod koniec życia wyrzuty sumienia. Napisał do pewnego dziennikarza list, w którym tłumaczył się, że nie wiedział, kogo właściwie skazuje, że wydawało mu się, iż Fieldorf był Niemcem. To oczywiście głupie tłumaczenie.

Znany prawnik, naukowiec przez wiele lat związany z Uniwersytetem Warszawskim. I on również za życia nie został rozliczony za to, co robił. - Dobrze, że chociaż jest pokazany takim, jakim był. Tchórz i konformista - mówi prof. Czarnecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny