Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muśko: Miałem sen. Zgasło światło...

Redakcja
Muśko miał sen: „Trwa spektakl. Gaśnie światło. Aktorzy nie mogą grać. Na widowni szmery i zniecierpliwienie. Ja biorę świeczkę, zapalam i wchodzę na scenę. Aktorzy grają dalej...”.
Muśko miał sen: „Trwa spektakl. Gaśnie światło. Aktorzy nie mogą grać. Na widowni szmery i zniecierpliwienie. Ja biorę świeczkę, zapalam i wchodzę na scenę. Aktorzy grają dalej...”.
Jest w Białymstoku człowiek, który jedną sztukę oglądał trzysta razy!

Gdy opowiada o swojej pracy, patrzy gdzieś w przestrzeń. Jakby oglądał opisywaną przez siebie sztukę, jakby widział każdą smugę światła, której stał się stwórcą. Ale czy wypada nazwać stwórcą Jana Muśkę, oświetleniowca z Białostockiego Teatru Lalek? Chociaż światło i sztuka to całe jego życie.

- Gdybym tu nie pracował, to nie wiem, co bym robił... Pewnie chodziłbym do teatru jako widz - śmieje się.

Osiemnaście lat temu Jan Muśko wybrał się ze swoją siostrzenicą na przedstawienie dla dzieci. Na drzwiach teatru zobaczył ogłoszenie: Poszukujemy oświetleniowca. I coś tknęło wówczas dwudziestosiedmioletniego mężczyznę. - Może spróbuję? - pomyślał.

- Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będę pracować w teatrze. Może to było przeznaczenie? - zastanawia się po latach.

W 1990 roku zrealizował swój pierwszy spektakl: "Żywą Klasę". - Było to dla mnie coś bardzo ważnego. Pomyślałem, że jeżeli się sprawdzę, wzbudzę zaufanie wśród aktorów, reżyserów i scenografa, to zostanę. Spektakl opierał się na grze świateł, więc roboty było dużo. I po premierze reżyser Andrzej Dworakowski serdecznie mi podziękował.

I tak Jan Muśko trwa w teatrze do dziś, czyli gra światłem. Więc nikogo ze znajomych nie dziwi, że widział on więcej przedstawień niż ktokolwiek inny. Pracował przy realizacji około osiemdziesięciu sztuk. I bywało, że jedną oglądał po kilkaset razy. To jednak typ pracy, w której ktoś inny "zbiera" oklaski, a samemu pozostaje się, pomimo ogromnego zaangażowana, w cieniu.

Jego mała pracownia znajduje się naprzeciw sceny, nad widownią. Stamtąd niczym DJ za pomocą konsolety uruchamia reflektory. Nad ustawieniem świateł pracuje przeważnie ze scenografem. Ten mówi mu, czego oczekuje, a on przedstawia kilka pomysłów. Wybierają najlepsze albo szukają razem czegoś innego.

Oświetleniowiec opowiada, że najbardziej ceni sobie współpracę z realizatorami z Czech, Słowacji i Węgier: - Bo ich teatr jest nieskomplikowany, ale zabawny i mądry. Za pomocą prostych form potrafią osiągnąć niesamowite efekty. A światło w teatrze dla dzieci jest specyficzne. Musi być ciepłe i przytulne, sprawiać, że coś się dzieje, nie może być jednostajne. Dzieci to kupują, gdy się często zmienia. Trzeba unikać długich ciemności, bo niektóre maluchy się boją, bywa, że krzyczą. Na przykład w "Sindbadzie" Andrasa Veresa, reżysera z Budapesztu, nie było żadnej ciemności. Dzieciaki pokochały scenę, w której chochliki zapalają i gaszą światła, pstrykając palcami.

- Takie "sztuczki" robią na nich wrażenie. A dla mnie to wyzwanie i przyjemność - wyznaje.

- Ale najważniejsze, żeby reżyser i scenograf wiedzieli, czego chcą - to jest połowa roboty - podkreśla. - Zdarzają się też tacy bardzo wymagający, jak Marian Pecko. U niego nie może być tak, że czegoś nie ma. Ale przy realizacji "Komedianta" naprawdę nie było wolnego reflektora i on powiedział: "Gdybym gdzieś indziej w Polsce usłyszał, że nie ma, to bym nie uwierzył. Ale tobie, Jasiu, wierzę". Ale ja uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych, więc poszedłem i odgrzebałem w piwnicy Lalek jakieś stare reflektory i zrobiłem mu je do spektaklu.

Tyle lat pracy - tyle historii. Muśko elektryk miał okazję poznać tych największych twórców. Ale najbardziej lubi wspominać prawdziwych mistrzów. Na przykład jak przez cztery godziny robił dwie zmiany światła (ze świętej pamięci Ryszardem Kuzyszynem). - Jasiu, zwykle w cztery godziny ustawiam jedno. Z tobą udały się dwa. Zasłużyliśmy na przerwę. To było piękne.

Gdy przepali się żarówka, to trzeba ją zmienić. Dla zwykłego śmiertelnika żaden problem. Inaczej w teatrze. W trakcie spektaklu techniczny nie wyjdzie na scenę, by pomajstrować przy reflektorze. Dlatego żarówka to i dobrodziejstwo, i największa zmora oświetleniowca.

Zakochany w teatrze Muśko powtarza: - Teatr nie może istnieć bez aktorów, bez widza, ale przede wszystkim nie może istnieć bez światła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny