Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nazywają mnie szaman

Urszula Dąbrowska
To moja przestrzeń w kosmosie,  chcę na niej tworzyć, bo do tego zostaliśmy jako ludzie powołani - wyraża swe credo Leon Chlabicz.
To moja przestrzeń w kosmosie, chcę na niej tworzyć, bo do tego zostaliśmy jako ludzie powołani - wyraża swe credo Leon Chlabicz.
Kupił 2,5 ha ziemi, z lasem, w okolicach Narewki. Chce tam założyć Nową Cywilizację, swoje rodowe siedlisko.

Będzie tam sadzić rośliny, rozmawiać z nimi, uczyć się o nich. Nie nazw, bo te są w każdym języku inne, ale tego, jak służą człowiekowi, po co są. Jak będzie gotów, zbuduje dom.

Stary człowiek i sad

- Jesteśmy chorą cywilizacją. By ozdrowieć, musimy wrócić do natury, czuć z nią emocjonalny związek - uważa. - Nie chodzi mi o żadne programy ochrony środowiska, bo to nie ma sensu. To tylko odgradzanie człowieka od natury: przyroda sobie, człowiek sobie. Kiedy ktoś obcy przychodzi na moją działkę, nie widzi, że jabłoń ma złamaną gałąź. Ja widzę i martwię się. A jabłoń to czuje. Natura bez nas usycha, a my bez niej.

Opowiada o tym, jak leśnicy w dobrej wierze poogradzali mrowiska w lesie, przy drodze z Narewki do Hajnówki.

- Mrówki ze wszystkim uciekły. Przy zalewie Siemianówka żył pewien staruszek. Woda podchodziła mu ciągle pod dom, ale on za nic nie chciał zostawić swego gospodarstwa. Zawsze, jak tam przyjeżdżaliśmy, częstował nas owocami ze swego sadu. "Patrzcie, jakie dobre, pachnące" - z czułością obracał w palcach jabłka. Rzeczywiście były dobre. W końcu dał się namówić i zamieszkał w bloku. Kiedyś poprosił mnie: "Leon, przywieź jabłek z sadu". Pojechałem, próbuję, a jabłka zrobiły się kwaśne, zdziczały. Zabrakło im tego starego człowieka, jego ręki.

Science fiction

Leon Chlabicz od prawie dziesięciu lat jest kierownikiem obiektu Zbiornik Siemianówka. To bodaj największy w Polsce sztuczny zalew. Powstał w latach 80. Na jego dnie leży kilka opuszczonych i zalanych wiosek. Woda w zalewie jest brudna. Latem pokrywają go zielone zakwity, sinice. Często sanepid zakazuje letnich kąpieli w zalewie. Chlabicz opracował więc niekonwencjonalną metodę "uzdrowienia Siemianówki":

- Ta stojąca woda pozbawiona jest naturalnych mechanizmów samooczyszczania się. Trzeba więc dostarczyć tej wodzie pierwotnej energii. Pomyślałem, że sprawdziłyby tu się baterie energetyczne Grandera. Są z powodzeniem stosowane w Szwajcarii. W Niemczech i Rosji zaczyna się je wykorzystywać w ujęciach wody pitnej.

Świat nauki zna eksperyment Johanna Grandera. Dr Andrzej Butarewicz, który napisał w sprawie Siemianówki opinię do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, wyjaśnia, że woda Grandera to woda informacyjna, która posiada pamięć. Woda oczyszczona chemicznie czy mechanicznie nadal wysyła szkodliwe fale, co oznacza, że zatruwa. Można jednak usunąć szkodliwą informację i Johann Gardner odkrył częstotliwość, która przywraca wodzie zdrowie oraz stworzył urządzenie do jej ożywiania.

Opinia dr. Butarewicza, specjalisty z zakresu biologii sanitarnej, była jednak dla projektu Chlabicza druzgocąca: "W przedstawionej formie jest nie do przyjęcia - stwierdził. - Informatyczne oddziaływanie na wodę to czysta bzdura. (...) Wstępny opis to czysta beletrystyka z gatunku science fiction. (...)

Chlabicz nie dostał więc z Funduszu pieniędzy na swój projekt, choć jest niedrogi. Potrzebował 150 tys. złotych.

- Te baterie działają - przekonuje. W zatoczce, na Rudni, zamontował pięć. - Nabrałem tam w plastikową butelkę wody, a w drugą z innego miejsca, gdzie nie ma baterii. Woda "naenergetyzowana" nawet po miesiącach była ciągle klarowna, ta druga zrobiła się zielona, śmierdziała.

Małżeństwo Elżbieta i Mirosław Skorbiłowiczowie, naukowcy z Politechniki Białostockiej, w 2001 roku prowadzili badania nad projektem Chlabicza.

- Wyniki były obiecujące - przyznaje dr Elżbieta Skorbiłowicz. - Jestem zdania, że wszystkim warto się zajmować, choćby było niekonwencjonalne. Trzeba mieć otwartą głowę. Robiliśmy tylko pilotażowe, wstępne badania i wynikało z nich, że negatywne procesy w zbiorniku ulegały zatrzymaniu. Moim zdaniem warto te badania kontynuować.
Śmierć ojca

- Tak, ten człowiek ma niekonwencjonalne pomysły - zamyśla się Mikołaj Pawilcz, wójt Narewki i pracodawca Chlabicza. - Niektóre interesujące. Chociażby te baterie w Siemianówce. Ale świat nauki nie chce się pod tym projektem podpisać, a rekomendacja jest konieczna. Albo ten jego projekt siedlisk rodowych. Brzmi pięknie. Z punktu widzenia interesu gminy, byłaby to atrakcja. Szanuję człowieka, choć niektóre jego poglądy są tak odlotowe, że się do nich dystansuję.

- Ludzie na początku myśleli: ot, zdziwaczał, ale jak go kto posłucha, to wszystko, co on mówi, trzyma się kupy. Choć dla niektórych to wariat - mówi jeden z mieszkańców.

- Wiem, nazywają mnie szaman, śmieją się - mówi Chlabicz. - Ale to nie ma znaczenia.

W jego gabinecie aż ciemno od papierosowego dymu. Ale to jedyna pozostałość po jego dawnym życiu, dawnym, czyli sprzed roku 1989, zanim umarł mu ojciec.

- Ordynator szpitala powiedział, żebym poszedł do ojca, bo umiera - opowiada. - Zaszedłem, leżał nieprzytomny. Ciężko oddychał. "Co robić?" - myślałem. Najprostsza reakcja, to uciec. Uciekłem. Ale potem nie dawało mi to spokoju. Zastanawiałem się, dlaczego nikt mi nie mówił, czym jest śmierć, jak pomóc umierającemu człowiekowi. Myślałem o tym, gdzie ojciec teraz jest. Doszedłem do wniosku, że warto zajmować się poważniejszymi sprawami niż zbicie drabiny, że chcę wiedzieć, kim jest człowiek i jakie są jego możliwości.

Raj jest tu

Przypadkiem trafił w Bydgoszczy na bioenergoterapeutę. Ten popatrzył i mówi: "Ty do mnie nie musisz przychodzić, możesz robić to samo co ja". Pokazał mu, jak pracuje wahadełko. Kiedy Chlabicz wrócił do domu, zasnął. Obudził się, bo bardzo piekły mu ręce. Zaczął leczyć ludzi nakładaniem dłoni.

- Przekazuję energię, przywracam zachwianą równowagę. Większość chorób bierze się z blokad psychicznych. Mówi się, że coś komuś leży na wątrobie i tak jest. Kiedy przykładam ręce, widzę dokładnie, skąd się wzięły: czy z poczucia winy, czy ze strachu. Zdarzało mi się leczyć poważne dolegliwości. - mówi. - Na przykład kobietę, która miała guza na jajnikach, bo ktoś ją zgwałcił.

Zaprzestał jednak uzdrawiania, bo było zbyt obciążające. Pisze książki, inspirowane naukami Anastazji z Rosji, o tym, jak założyć rodowe siedlisko. Chlabicz startuje w wyborach samorządowych, raz z listy lewicy, ostatnio z niepopularnego "Piasta".

- Zapełniam wolne miejsca. Nie chcę być politykiem, ale to daje możliwości, by przekonywać ludzi, by nie dawali się hodować jak brojlery, by nie stawali się robotami - mówi. - Człowiek ma ogromne możliwości i może żyć w raju na ziemi, który jest dostępny tu. Powinien rozwijać się i tworzyć na wzór Boga. Musimy uczyć się od przyrody, jak intuicyjnie zdobywać wiedzę. Przecież ptaka nikt nie uczy, jak zbudować gniazdo, a umie. Dlatego kupiłem ziemię. Tworzę swój świat i każdy powinien to robić. Coraz więcej ludzi ucieka z miast. Nie wytrzymuje tego chaosu, pędu. Gdyby ludzie nie czuli, że to nie jest normalne, to nadal nie ruszaliby się od telewizora i lataliby po sklepach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny