Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syndrom Jurgiela

Zbigniew Nikitorowicz
Jurgiel wszystkich wrzucał do jednego worka. Później brał kij i okładał ten worek. Kto przeżył i nie krzyczał, ten mógł być dopuszczony do grona zaufanych. On jest bardzo ostrożny w kontaktach. Obawia się tych, którzy są niezależni i mają własne zdanie. Chce wszystkich kontrolować i wszystkiego osobiście dopilnować.

Dziwne może wydawać się, że Krzysztof Jurgiel w ogóle został ministrem rolnictwa. Z wykształcenia jest przecież geodetą. Od początku lat 90. działał w białostockim samorządzie, w końcu został prezydentem trzystutysięcznego miasta. Jego oczkiem w głowie było budownictwo, rozwój infrastruktury, pozyskiwanie terenów pod budownictwo. Chociaż Jurgiel pochodził ze wsi, to z zarządzeniem rolnictwem nie miał żadnych związków.

Ministerialne przypadki

Specjalistą od rolnictwa został w jednej części z przypadku a w drugiej z konieczności. Władze klubu PiS, niewielkiego w poprzedniej kadencji, po prostu oddelegowały Jurgiela do komisji rolnictwa, który zasiadał w niej jeszcze jako poseł AWS. Autentycznych rolników było wtedy w partii braci Kaczyńskich, tyle co kot napłakał. Jurgiel do obowiązków podszedł solidnie. Zasypywał kolejnych ministrów rolnictwa dziesiątkami interpelacji. W końcu na dwa lata przed wyborami dostał zadanie opracowania programu rolnego PiS.
Wprawdzie dzisiaj Kaczyńscy mogą pochwalić się prawdziwymi rolnikami, jak Wojciechem Mojzesowiczem, który przyszedł z Samoobrony. Jednak kilka lat temu PiS był typową partią miejską. W dodatku Jurgiel miał tą przewagę nad Mojzesowiczem, że trwał przy Kaczyńskich od początku lat 90. Wykazał się też lojalnością, kiedy w 2003 roku wystartował w wyborach uzupełniających do Senatu. Jurgiel zamienił Sejm na mniej znaczący Senat, ale dzięki temu do Sejmu wszedł w jego miejsce Jarosław Zieliński, kontrowersyjny burmistrz dzielnicy Warszawa - Śródmieście z Suwałk. Dlatego to właśnie Krzysztof Jurgiel, a nie na przykład Wojciech Mojzesowicz, został kandydatem PiS na ministra rolnictwa.
Sam Jurgiel zresztą wahał się przed objęciem stanowiska. W półprywatnych rozmowach latem ubiegłego przyznawał, że wolałby resort infrastruktury lub budownictwa. - Lepiej się na tym znam - tłumaczył.
Już początek urzędowania Jurgiel miał najgorszy z wszystkich ministrów. Zanim na dobre rozsiadł się w ministerialnym fotelu, Rosjanie wprowadzili blokadę na eksport polskiej żywności. Jurgiel nic tutaj nie zawinił, bo przypadki świadectwa weterynaryjne fałszowano za rządów Marka Belki. Decyzja Kremla miała też podtekst polityczną. Była odwetem za antyrosyjska retorykę PiS. Jednak Jurgiel do dzisiaj nie uporał się z tym pasztetem.
Podobnie wygląda sytuacja z limitami produkcji mleka, po przekroczeniu których rolnicy muszą płacić kary. Otóż ich poziom został wynegocjowany jeszcze przez premiera Leszka Millera i wicepremiera Jarosława Kalinowskiego. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej, rolnicy tak szybko rozwinęli hodowle krów, że limity zostały wyczerpane. Wprawdzie jest jeszcze kwota rezerwowa, ale jej odblokowanie przed wyznaczonym terminem zależy od dobrej woli Komisji Europejskiej. Jurgiel nie ma najmniejszych zadatków na dyplomatę. Jednak jest wątpliwe, czy nawet Stefan Meller osiągnąłby tutaj sukces. Prawda jest taka, że polityka rolna jest dzisiaj ustalana w Brukseli, a nie w Warszawie.
Jednak to właśnie Jurgiel został uznany przez opozycję i większość mediów za "najsłabsze ogniwo" i "najgorszego ministra" w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. To w jego sprawie Platforma Obywatelska złożyła pierwszy wniosek o wotum nieufności. Wprawdzie PiS i nowi koalicjanci wybronili Jurgiela, jednak jego dni są policzone. Jarosław Kaczyński oddaje resort rolnictwa Andrzejowi Lepperowi.

Ręczne sterowanie

Skąd zatem negatywna ocena ministra, skoro nikt nie kwestionuje jego osobistej uczciwości, i odporności na pokusy materialne. Jest kilka przyczyn. Jeden z zastępców Jurgiela, w czasie kiedy ten był prezydentem, tak oto opisał sposób doboru zaufanych kadr. - Jurgiel wszystkich wrzucał do jednego worka. Później brał kij i okładał ten worek. Kto przeżył i nie krzyczał, ten mógł być dopuszczony do grona zaufanych ludzi Jurgiela. On jest bardzo ostrożny w kontaktach z innymi ludźmi. Obawia się tych, którzy są niezależni i mają własne zdanie. Dlatego chce wszystkich kontrolować i wszystkiego osobiście dopilnować.
W czasie swojej prezydentury Krzysztof Jurgiel przesiadywał w Urzędzie Miejskim od wczesnych godzin rannych do późnej nocy. Osobiście nadzorował pracę urzędników. Żadna ważniejsza decyzja nie mogła przejść bez akceptacji Jurgiela.
- Najsłabszym punktem Jurgiela było to, że on próbował ręcznie sterować całym ministerstwem rolnictwa - uważa Robert Tyszkiewicz, podlaski poseł PO. - Wprost przeniósł swoje doświadczenia z zarządzania magistratem do ministerstwa rolnictwa i agencji rolnych. Tak się jednak nie da rządzić wielkim organizmem, zwłaszcza, kiedy minister nie ma wokół siebie kompetentnej i zgranej grupy współpracowników. Na jego polecenie Elżbieta Kaufman - Suszko jednego dnia odwołała 14 prezesów regionalnych Agencji Restrukturyzacji i modernizacji Rolnictwa. Doskonale wiem, że oni byli z nadania SLD i że są odpowiedzialni za opóźnienia w dopłatach rolniczych. Jednak takie gwałtowne usunięcie jednego dni wszystkich prezesów dodatkowo sparaliżowało pracę
Jako kolejny słaby punkt poseł Tyszkiewicz wskazuje kontakty zagraniczne, a minister rolnictwa musi bywać w Brukseli częściej niż szef resortu spraw zagranicznych. - U Jurgiela było widać brak doświadczenia i lęki - dodaje Tyszkiewicz. - Czasami wychodził nawet pewien prowincjonalizm wynikający z jego zamkniętej natury
Roman Czepe, podlaski poseł PiS, wychwala zarówno kompetencje jak i pracowitość Jurgiela. Podkreśla, że Jurgiel zaczął oczyszczać i naprawiać resort rolnictwa. Czepe dostrzega tylko jedną ułomność u Jurgiela.

Syndrom Pola

- Ministrowi brakowało umiejętności w kontaktach się z mediami - mówi Czepe. - Nie potrafił chwalić się, a przecież opracował i zaczął wdrażać najlepszy program rolny. Przecież w Polsce było wielu nieudolnych ministrów, którzy mieli znakomitą opinię, bo potrafili zdobyć przychylność prasy, pójść na wódeczkę z kim trzeba.
Wydaje się, że Jurgiela dotknął syndrom Marka Pola, którego na całą kadencję ustawił pomysł z winietami. W ten sposób Pol został niepoważnym i regularnie obśmiewanym przez dziennikarzy "winietou". Nikt nie traktował poważnie ani Pola, ani jego planów budowy autostrad.
Negatywny stosunek mediów do Jurgiela został wytyczony przez dwa wydarzenia: negocjacje w sprawie reformy rynku cukru oraz wysłanie samochodu po dziennikarza "Faktu", który podszył się pod asystenta ojca Rydzyka. W tym pierwszym wypadku minister zamiast prowadzić nocne negocjacje poszedł spać, gdyż jak podobno później wyjaśniał: "ma swoją dumę, bo jest Polakiem". Wprawdzie Jurgiel później tłumaczył, że zachował się jak akuratny urzędnik, bo zanim poszedł do łóżka spisał polskie postulaty na piśmie i zdał na dziennik podawczy. Jednak te wyjaśnienia nikogo nie przekonały, że obrał właściwy sposób negocjacji. Z kolei prowokacja dziennikarska "Faktu" na dobre utrwaliła stereotyp Jurgiela jako prowincjusza zasłuchanego w "Radiu Maryja".

Nieszczęście z odejściem

Nawiasem mówiąc, było to o tyle wygodne, że doskonale wpisało się potoczne wyobrażenia o Podlasiu i Białymstoku. Dla warszawskich salonów region północno- wschodni jest esencją polskiej prowincji. Jeśli przed wojną przysłowiowym zadupiem były poleskie błota, to teraz miejsce to zajęło Podlasie. Nawet jeśli Jurgiel zmieniłby się, a jest to niemożliwe, to i tak nie byłby w stanie walczyć z potęgą stereotypu. Ludwik Dorn może wygadywać głupoty o "kamaszach dla lekarzy", "pijakach" ze służby cywilnej. Może zachowywać się ekstrawagancko, jednak nikt nie będzie żądał jego odwołania, bo jest pisowskim intelektualistą i warszawiakiem. Dlatego może więcej.
Platforma Obywatelska dobrze wybrała cel, składając wniosek o wotum nieufności o odwołanie Jurgiela. Wprawdzie szanse na jego przyjęcie, w sytuacji kiedy zawiązywano koalicję, były równe zero, ale ten wniosek mógł liczyć na duże zrozumienie opinii publicznej i odpowiednią oprawę medialną. Nowym ministrem rolnictwa zostanie Andrzej Lepper. To rozwiązanie pozwala Jurgielowi na honorowe odejście. Opuszcza stanowisko nie z powodu krytyki, naporu mediów czy też błędów, ale dla dobra przyszłej koalicji. Wykonuje posłusznie kolejne polecenie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
- Nie czuję satysfakcji, że Podlasie traci ministra, wielka szkoda - wyznaje Robert Tyszkiewicz, poseł PO. - Dobry i silny minister, to skuteczne narzędzie lobbingu regionalnego. Jednak minister ciągle krytykowany ma już słabą skuteczność.
Paradoksalnie dla podlaskiej Platformy, odejście Jurgiela z rządu, może oznaczać dodatkowe kłopoty. Działacze PO najbardziej obawiają się, że Jurgiel wystartuje w wyborach na prezydenta Białegostoku i to z dużymi szansami na wygraną.
- Taki scenariusz byłby nieszczęściem - mówili na ostatnim zjeździe liderzy białostockiej PO.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny