Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok - metropolia czy zaścianek

Zbigniew Nikitorowicz
Oficjalnie białostockie elity walczą o metropolitalny status miasta. Jednak w skrytości ducha marzą o życiu wioskowym, sielskim i anielskim. Tak też rządzą.

Podczas rozmów o Białymstoku Mundek Burel, białostocki dziennikarz, zwykł znad kufla z piwem przywoływać klasyczną definicję wielkomiejskości, która powstała ponoć w Krakowie. Otóż wedle burelowej reguły prawdziwe miasto powinno mieć popołudniówkę, tramwaj i drużynę futbolową w I lidze.
Białostocka popołudniówka "Kurier Podlaski" najpierw przeszła na wydania poranne, a po kilku latach padła. O tramwajach pisano w Białymstoku tylko na prima Aprilis. Z kolei właściciele Jagiellonii twierdzą, że Jaga będzie w ekstraklasie, jeśli będą mogli wybudować hipermarket. Zatem gdybyśmy mieli ściśle trzymać się reguły Burela, to Białystok bardziej jest wielkowiejski niż wielkomiejski.

Białystok jak Paryż
Czasy się zmieniają a wraz z nim i definicje. Aspiracje mamy jednak więcej niż wielkomiejskie. Przed kilkoma tygodniami zaczęła się walka o wpisanie Białegostoku do systemu polskich metropolii w planie zagospodarowania przestrzennego kraju. A jest się czego bać. Wstępny projekt opracowany przez rządowych ekspertów do metropolii zalicza 8 miast położonych albo w osi Wisły albo na zachód od niej jak: Kraków, Warszawa, Trójmiasto, Łódź, Wrocław i Poznań. Na eksperckiej liście nie ma żadnego miasta położonego na wschód od Wisły. W podobnej sytuacji jest Rzeszów i Lublin. Żadne z tych miast nie spełnia kryteriów, które powinno spełniać miasto metropolitalne: wielkość powyżej 500 tys. mieszkańców, lotnisko międzynarodowe, położenie w europejskim korytarzu transportowym, odpowiednio wysoki poziom uczelni.
- Na razie mamy najsłabsze wskaźniki z grona miast aspirujących do statusu metropolii - przyznaje Zdzisław Plichta, dyrektor Podlaskiego Biura Planowania Przestrzennego. - Mamy jednak atrakcyjne położenie i sympatycznie tutaj się mieszka. Mamy też szansę na poprawę naszego statusu. Jeżeli tylko powstanie Via Baltika i Rail Baltika, to faktycznie staniemy się ważnym węzłem komunikacyjnym w europejskim korytarzu transportowym. Jeżeli powstanie międzynarodowe lotnisko, to będzie jeszcze lepiej.
Dużo tych "jeżeli". Można jeszcze dodać, że jeżeli do białostockiego obszaru metropolitalnego doliczymy mieszkańców trzech powiatów białostockiego ziemskiego, monieckiego i sokólskiego, to uzbiera się też upragnione pół miliona ludzi.
Bojowe wystąpienia podlaskich posłów zostały już skwitowane prześmiewczą notką w "Newsweeku", że Białystok chce na papierze usadowić się "w rzędzie takich miast jak Paryż, Londyn, Amsterdam czy Warszawa". Poradzono też podlaskim posłom, że "Jeśli politycy tak zabiegają o poparcie wyborców z tego regionu, to powinni jeszcze żądać nadania statusu metropolii Suwałkom i Łomży. W końcu ich mieszkańcy także będą decydować, komu powierzyć parlamentarny mandat".

Metropolitalne chciejstwo?
Jednak wbrew pozorom nie w tej batalii nie chodzi o tytuły i honory dla Białegostoku.
- Prestiż z powodu tytułu metropolia czy europol jest tylko jednym z powodów, i to nie najważniejszych, dla których warto o to walczyć - przekonuje Janusz Krzyżewski. - Namacalną konsekwencją zaliczenia do obszarów metropolitalnych jest możliwość korzystania ze pieniędzy unijnych przeznaczonych na finansowanie tak zwanych ośrodków wzrostu.
Teoretycznie w grę może wchodzić nawet dodatkowe 100 mln euro dla Białegostoku w następnym okresie budżetowym Unii Europejskiej. Jest się zatem o co bić. Mimo wszystko warto zadać pytanie, czy Białystok zasługuje na status miasta metropolitalnego.


Czy rzeczywiście posłowie i władze samorządowe miasta robią to co należy? Czy tylko puszymy się i podstawiamy prowincjonalne łapy do podkucia metropolitalnymi podkowami? Czy po raz kolejny ulegamy zbiorowym złudzeniom i zwykłemu chciejstwu?
________________________________________
Niestety, obawiam się, że my białostoczanie nie tylko nie zasługujemy, ale nie chcemy żyć w metropolii. Że odpowiada nam status miasta prowincjonalnego, zaniedbanego, wiecznie krzywdzonego przez władze zwierzchnie. Że wszyscy zaraziliśmy się mentalnością prostego "mużyka", który biernie czeka na to co los przyniesie, i który w gruncie rzeczy lęka się wszelkich zmian. Oficjalnie białostockie elity walczą o metropolitalny status miasta. Jednak w skrytości ducha marzą o życiu wioskowym, sielskim i anielskim. Tak też rządzą. Sami białostoczanie zamiast porządnego rynku wolą "małpi gaj" w środku miasta. Jajka wolą kupować u baby na Jurowieckiej niż w Auchon, a w papierosy i gorzałkę zaopatrują się u Ruskich. Dowodów na zaściankowość Białegostoku jest aż nadto. I nie chodzi tutaj tylko o żenujące zapędy cenzorskie radnej Beaty Antypiuk i jej podobnych.

Białostocka niemoc
Zacznę od sprawy banalnej i oklepanej. Każde przyzwoite miasto, nawet nie metropolia, powinno mieć deptak i porządny rynek . W Białymstoku nie ma ani jednego, ani drugiego.
Nikt już nawet nie pamięta, kiedy zaczęło się bicie piany w sprawie deptaku, a decyzji jak nie było tak nie ma. W ostatni podziałek białostocka Platforma zorganizowała debatę pod słusznym hasłem, że na Lipowej potrzeby jest deptak. Jednak na spotkanie nie przyszedł prezydent Ryszard Tur tylko jego zastępca Józef Klim, reprezentujący w dodatku PO, który dokonywał cudów zręczności, żeby wymigać się od wiążącej odpowiedzi. Podejrzewam, że znowu się skończy na zamknięciu Lipowej na parę dni i taki teatrzyk będzie trwał do kolejnych wyborów samorządowych.
Podobnie rzeczy mają się z planami przywrócenia Rynkowi Kościuszki charakteru placu miejskiego. Historycy i znani architekci na czele z prof. Adamem Dobroński i Andrzejem Chwalibogiem nie mają wątpliwości, że drzewa i krzaki na Rynku trzeba wyciąć. W tym miejscu powinna być otwarta przestrzeń, która stałaby się miejsce spotkań, gdzie mogłyby się na przykład odbywać imprezy kulturalne. Jednak większość białostoczan na czele z moim kolega Wojtkiem Koronkiewiczem ma w nosie opinie fachowców i autorytetów. Prawie wszyscy moi znajomi podpisali się pod protestem przeciwko wycięciu chaszczy, bo tak wypadało, bo to jest trendy czyli hippie protestować nawet przeciwko pozbywaniu się takich reliktów jak zakrzaczone za czasów PRL rynki miejskie.


Dyskusje o budowie lotniska regionalnego w Białymstoku trwają odkąd sięga moja pamięć dziennikarska, a jestem w tym zawodzie prawie zgrzybiałym starcem. Poprzedni prawicowy zarząd województwa zdecydował się, że lotnisko powinno powstać w Topolanach. Jednak zmienił się zarząd województwa na lewicowy i Karol Tylenda chce budować lotnisko na Krywlanach.


Lotnisko tymczasowe i - jak podnoszą oponenci z PO - nie spełniające wymogów lotniska regionalnego. Nie chcę rozstrzygać tych sporów ale obawiam się, że wcześniej Tylenda straci stanowisko niż zdoła załatwić pozwolenie na wycięcie 80 hektarów Lasu Solnickiego pod lotnisko. Tym bardziej, że Wojtek Koronkiewicz i tutaj protestuje przeciwko wycince drzew.
Jaki jest stan białostockich ulic nie muszę się zbytnio rozpisywać, zwłaszcza że zaczęły się roztopy. Szansę na zmianę tego stanu rzeczy niosą fundusze unijne. Jednak w ubiegłym roku pod względem zakontraktowania pieniędzy na drogi z programu ZPORR Białystok znalazł się na szarym końcu. Otrzymał trzy razy mniej pieniędzy nie tylko od Łomży i Suwałk ale został nawet za powiatami monieckim czy siemiatyckim. A otrzymaliśmy tylko 7 mln zł, bo o więcej władze miasta nie wystąpiły.
Wiceprezydent Marian Blecharczyk tłumaczy to tym, że wnioski Białegostoku wymagają więcej pracy i są bardziej złożone. Pewnie ma rację, ale częściową. Bo przecież data naszego wstąpienia do UE nie była tajemnicą i magistrat mógł się przygotować zawczasu.
Teraz, kiedy została już wykorzystana połowa pieniędzy ze ZPORR władze Białegostoku starają się nadrobić czas i złożyły wnioski na remont ulic i kupno autobusów na kwotę 55 mln zł. Problem jednak w tym, że tyle pieniędzy lewicowy zarząd województwa ma, ale na 28 wniosków z całego województwo .
- Decyzja może być tylko jedna, nasze projekty zostaną zakontraktowane i dostaniemy pieniądze - mówi Marian Blecharczyk, wiceprezydent Białegostoku.

Wizja wielkiego Białegostoku
Mam wątpliwości, czy prawicowy Białystok weźmie wszystko z kasy ZPORR. Tym bardziej, że w lewicowym zarządzie województwa, który dzieli pieniądze jest dwóch ludzi z Suwałk, trzeci z Szepietowa, czwarty z gminy Dziadkowice, a Jan Syczewski żyje od jednego białoruskiego festynu do drugiego. Białystok nie ma dzisiaj odpowiednio mocnego lobby w samorządzie wojewódzkim i musi liczyć na dobrą wolę marszałka Janusza Krzyżewskiego.
Mógłbym dalej narzekać, że fasady kamienic na Lipowej są obskurne. Że w mieście nic nowego nie buduje się. Omijają nas zagraniczni inwestorzy, a jak się jakiś pojawi, to szybko okazuje się hosztaplerem. Nawet pod względem liczby hipermarketów jesteśmy w ogonie. A tak w ogóle tu "kudy" nam do metropolii.
Jednak najbardziej brakuje mi jasnego programu, a nawet konkurencyjnych wizji, ze strony rządzących i tych którzy aspirują do rządzenia, jakim miastem ma być ten metropolitalny Białystok. Wizji, która punkt po punkcie pokazuje, co trzeba zrobić, ale nie jest tylko wykazem doraźnych inwestycji. Programu, który później jest konsekwentnie realizowany.
Może takie programy gdzieś są, ale podobnie jak większość białostoczan, niewiele o nich wiem. Dlatego czekam na wyprowadzenie z błędu.

Zapraszamy do dyskusji: Co należy zrobić by Białystok stał się godny miana metropolii?
Wypowiedzi ( do trzech stron maszynopisu) prosimy nadsyłać na e-mailowy: znikitorowicz@ poranny. pl, albo listownie "Kurier Poranny", 15-419 Białystok, ul. św. Mikołaja 1, skr. pocztowa 324. ( z dopiskiem "Jaki Białystok?).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny