Długo zastanawiałam się, czy przyjść. Jeszcze dziś rano pytałam męża co robić. Wie pani, czuję się trochę jak kabel. Ale nie mogę już dłużej na to patrzeć - starsza kobieta lekko uśmiecha się na słowo "kabel". Zakłada okulary i zaczyna długą opowieść o rodzino-służbowych powiązaniach w białostockim ZUS.
- To tylko wierzchołek góry lodowej - kilka dni później słyszę w telefonie od człowieka, który boi się nawet ze mną spotkać. - Bo jak "Poranny" coś napisze, to u nas zamiast wyjaśnić sprawę, zaczynają szukać tych, co poszli do gazety. Grożą nawet dyscyplinarką - tłumaczy swój strach.
Dla współmałżonków renty
Bożena Goździkiewicz, Główna Lekarz Orzecznik białostockiego ZUS dała się już poznać jako osoba bardzo zapracowana. Prokuratura właśnie sprawdza jak to możliwe, żeby w tym samym czasie mogła przyjmować chorych w swoim prywatnym gabinecie przy ul. Warszawskiej, leczyć w poliklinice przy ul. Fabrycznej i jeszcze pracować w ZUS przy ul. Młynowej.
Teraz okazuje się, że pani Goździkieiwcz jest też bardzo zapobiegliwa. Jej mąż - Krystyn już od kilkunastu lat pobiera świadczenie rentowe i jednocześnie od wielu lat pracuje na etacie w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim. Z naszych informacji wynika, że jego kilkusetzłotowa renta to tylko dodatek do pensji.
Podobną zapobiegliwością wykazał się zastępca dyrektora białostockiego oddziału ZUS - Bogdan Pierwienis. Jego małżonka - Barbara ma przyznaną rentę wypadkową na czas nieokreślony. Nie przeszkadza jej to w tym, żeby być czynną zawodowo. Jest zatrudniona w Wojewódzkiej Komendzie Ochotniczych Hufców Pracy.
Nie oszczędza się, wyjeżdża w teren.
W obu przypadkach - i Barbary Pierwienis i Krystyna Goździkiewicza - renty zostały przyznane w białostockim oddziale ZUS.
W tym czasie Bogdan Pierwienis był zastępcą dyrektora, a pani Goździkiewicz - lekarzem orzecznikiem. Zgodnie z przepisami wewnętrznymi ZUS w takiej sytuacji o niezdolności do pracy powinien orzekać oddział ZUS z innego miasta, np. Lublina czy Warszawy. Wówczas nie byłoby podejrzeń co do bezstronności takiego orzeczenia.
- Świadczenie rentowe zostało przyznane mojej żonie zgodnie z obowiązującymi wówczas procedurami. Fakt pobierania przez żonę renty jest znany Centrali ZUS w Warszawie. Nie miałem i nie mam żadnego wpływu na orzeczenia wydawane w pionie orzecznictwa lekarskiego - twierdzi Bogdan Pierwienis. Nie widzi powodu, dla którego renta jego żony miałaby być zweryfikowana.
Inaczej sprawę tą widzą pracownicy ZUS: - Przecież wiadomo, że nikt się nie sprzeciwi panu dyrektorowi i wypisze taką opinię, jak pan dyrektor sobie zażyczy - denerwują się.
Dla swoich konsultacje
Świetnym sposobem na dorobienie dzięki ZUS są konsultacje lekarskie na potrzeby orzecznictwa o niezdolności do pracy. Zlecają je lekarze orzecznicy w porozumieniu z Główną Lekarz Orzecznik lub którymś z jej zastępców. - Czasem jednak już na aktach, które do nas trafiają jest adnotacja, że niezbędne będzie zlecenie opinii na zewnątrz - przyznają orzecznicy z białostockiego ZUS.
Konsultanci na ogół badają chorych w budynku ZUS. Za sporządzenie jednej opinii (około strona maszynopisu) ZUS płaci im 53 złote. Wystarczy wykonać ich dwadzieścia i pod koniec miesiąca konsultant inkasuje z ZUS ponad 1000 złotych. Jak można się załapać na taką fuchę?
Choć konsultanci podpisują umowy z dyrektorem białostockiego oddziału ZUS - Zbigniewiem Zaniewskim, to wyznacza ich Główna Lekarz Orzecznik - Bożena Goździkiewicz. To widać. Jako dobra siostra powołała na to stanowisko swojego brata - Jerzego Picewicza, który przez jakiś czas badał ubezpieczonych z pogranicza województwa warmińsko-mazurskiego i podlaskiego. W gronie konsultantów ZUS są też między innymi żona Eugeniusza Kieracińskiego, wcześniej orzecznika, a teraz zastępcy Głównej Lekarz Orzecznik oraz chirurg Witold Gruszecki - maż niedawno emerytowanej zastępczyni Głównej Lekarz Orzecznik - Marianny Gruszeckiej.
Mają tyle pracy, ile zlecą im ich współmałżonkowie. A w tej kwestii nie ma żadnych ograniczeń. Do tej pory pozostaje zagadką dlaczego Główna Lekarz Orzecznik zleca na zewnątrz konsultacje z zakresu neurologii, skoro ZUS zatrudnia aż czterech lekarzy orzeczników o tej specjalności. W ten sposób z budżetu ZUS w tym roku wypłynęło już ponad 10 tysięcy złotych. Jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył?
Dla rodziny - etaty
Ciekawie wygląda też sprawa zatrudnienia. Barbara Kisiel, zastępca dyrektora białostockiego oddziału ZUS współpracuje ze swoimi kuzynkami - Elżbietą Zdanowicz, szefową działu zamówień publicznych oraz Bożeną Frankowską, szefową wydziału kontroli wykorzystywania zwolnień lekarskich.
Jakie były merytoryczne przyczyny zatrudnienia tych osób? Na to pytanie w białostockim ZUS nikt nam wczoraj nie potrafił odpowiedzieć.
- My już do tego przywykliśmy. Ale jak się na to spojrzy z boku, to pracują tu tylko krewni, znajomi i znajomi znajomych - mówi anonimowo pracownik ZUS.
Ostatnio gorącym tematem w ZUS jest sprawa zatrudniania nowych lekarzy orzeczników. Wśród nich znalazły specjalistka z zakresu medycyny rodzinnej, która może się pochwalić praktyką ... w sanepidzie, a także specjalistka z zakresu rehabilitacji. Czy to najlepsze z możliwych osoby do tego, żeby orzekać o stanie zdrowia pacjentów i ich zdolności do pracy?
- Wszyscy się z tego śmieją - przyznają w ZUS. Szeptem dodają, że jedna z tych pań jest znajomą wysoko postawionego urzędnika w białostockim ZUS.
To nie pierwszy przykład nieprawidłowości w naszym oddziale ZUS. Ponad rok temu trafił on na czołówki gazet w całej Polsce za sprawą jednej z lekarek orzeczniczek, którą policja złapała na pobieraniu łapówki. Kobietę aresztowano, a białostocki ZUS rozpoczął kontrole. Mimo, że pod każdą decyzją orzeczniczki podpisywała się Główna Lekarz Orzecznik lub ktoś z jej zastępców do tej pory wobec nikogo innego nie wyciągnięto konsekwencji. Po kilku miesiącach ZUS stwierdził, że kobieta działała sama.
Będzie kontrola?
Sprawą ZUS zainteresowali się podlascy parlamentarzyści:
- Porozmawiam z dyrektorem Zaniewskim. Tę sprawę trzeba wyjaśnić. Poza centralą ZUS są przecież inne instytucje takie jak NIK czy ministerstwo - mówi Krzysztof Jurgiel, senator PiS.
Według Marka Zagórskiego, posła z SKL w ZUS po prostu brakuje jasnego regulaminu:
- Pracownicy składaliby oświadczenia dotyczące tego, czy są spokrewnione lub zależne od osoby o której zdrowiu orzekają. To pewnie nie wyeliminowałoby nieprawidłowości, ale przynajmniej je zmniejszyło - twierdzi Marek Zagórski. Przyznaje, że problemem jest też to, że jedyne instytucje, którym podlega ZUS to jego rada nadzorcza i resort polityki społecznej.
- Dopóki ZUS nie przejdzie gruntownych reform dotyczących systemu zatrudniania, orzecznictwa, podejścia do petenta i tym podobnych, nic się nie zmieni. Obecny system sprzyja nepotyzmowi, kolesiostu i łapówkarstwu - kwituje Barbara Ciruk, posłanka SdPl. - W tej chwili ZUS rozrósł się do potężnych rozmiarów, a ten biedny petent - za którego pieniądze to wszystko jest finansowane - czuje się jak persona non grata.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w poniedziałek w dziale orzecznictwa białostockiego ZUS zacznie się kolejna kontrola z centrali w Warszawie. Czy tym razem wykryje jakieś nieprawidłowości?
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?