Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Ciborowski. Gdańszczanin, który stał się rodowitym autochtonem

Marta Gawina
Marta Gawina
Prof. Robert Ciborowski
Prof. Robert Ciborowski Wojciech Wojtkielewicz
Najpierw był Gdańsk, potem Knyszyn, a od kilkudziesięciu lat już tylko Białystok. Tu prof. Robert Ciborowski czuje się jak u siebie. Po przyjeździe największym zaskoczeniem były autobusy przegubowe. Jazda nimi, stojąc na przegubie, robiła z chłopca mężczyznę.

O podlaskich losach prof. Roberta Ciborowskiego, ekonomisty i prorektora Uniwersytetu w Białymstoku zdecydowali rodzice. To oni zamienili stolicę Pomorskiego na stolicę Podlasia, zahaczając po drodze o podbiałostocki Knyszyn. - Urodziłem się w Gdańsku, gdzie spędziłem pierwsze cztery lata życia. Dzieciństwo to Knyszyn. Do Białegostoku przyjechałem jesienią 1977 roku, mając 10 lat. Mój udział w podjęciu decyzji o przeprowadzce był zatem bardzo ograniczony - opowiada.

Ten nieznośny szum morza

Jednak wyprowadzki z Gdańska nigdy nie żałował. Bardziej sentymentalnie wspomina Knyszyn, miejsce spokojne, inspirujące.

- Dziś czasami się zastanawiam czy nie warto kiedyś tam wrócić. A Gdańsk? Zawsze jak jestem, to patrzę na szpital, w którym się urodziłem. Otoczenie jest tak szare, że od razu chce się wracać. I jeszcze ten nieznośny szum morza - śmieje się ekonomista.

Kiedy mieszkał w Knyszynie, Białystok kojarzył mu się głównie z tym, że uczył się tu jego brat. No i oczywiście z dużym miastem za lasem. Potem przyszedł czas, gdy do tego dużego miasta sprowadziła się cała rodzina. Jakie były początki? Niezwykłe.

- Już sam sposób rozmów i spędzania czasu na trzepaku pokazywały, że znalazłem się w miejscu wyjątkowym. Po przyjeździe największym zaskoczeniem były też autobusy przegubowe. Jazda nimi, stojąc na przegubie, robiła z chłopca mężczyznę - śmieje się naukowiec.

Zapewnia, że Białystok non-stop go zaskakuje. Przede wszystkim tym, że tu wciąż jest normalnie. Tym, że nowoczesność łączy się z naturą, tradycja uzupełnia postęp, metropolitalność nie może obejść się bez prowincjonalności. W mieście, w swej konstrukcji zwyczajnym.

- I ta zwyczajność wciąż również pozytywnie mnie zaskakuje. Jak powiedział Kierkegaard „Do tego żeby żyć zwyczajnie, trzeba mieć wiele odwagi”. Zaskoczeniem jest właśnie ta odwaga, że nie chcemy się zmieniać na modłę zachodnią i pielęgnujemy naszą tradycyjną zwyczajność. W sensie bardzo pozytywnym - przypomina.

A jacy są białostoczanie? Zdaniem ekonomisty, co go najbardziej urzeka, to mieszanina wschodniego podejścia do życia, z jego otwartością, gościnnością i pozytywnie rozumianą prostotą. Świat nie musi być skomplikowany, gdy czas płynie wolniej, a problemy globalne dotykają nas tylko w niewielkim stopniu. A więc z jednej strony tradycja i historia, z drugiej rzeczowość i racjonalność oraz otwarcie na inność. Uosobieniem tego, jest wielu znajomych profesora Ciborowskiego. Ma nadzieję, że również on sam.

- Właściwie trudno mi już sobie wyobrazić, że mógłbym żyć gdzieś indziej. Białystok to dla mnie klimat „positive vibration” chociaż nie w sensie jamajskim, ale bardziej swojskim, kresowym. Bo cóż lepiej nastraja do życia niż odpowiednia atmosfera. Wszystko inne można kupić lub wyprodukować. Natomiast miejsce w przestrzeni jest dziedziczne. Potrzeba chwili spokoju, refleksji czy nostalgii może być zrealizowana tylko tutaj i tylko w największym stopniu - podkreśla.

A chciał być Robertem Gadochą

Pewnie dlatego swoje życie zawodowe związał z białostocką uczelnią - Uniwersytetem w Białymstoku. Mimo kilku propozycji z Polski i jednej z zagranicy nigdy nie przeszło mu przez myśl, żeby stąd wyjechać. Czasami ta myśl była długa i głęboka, ale jednak białostocka. W dzisiejszych czasach można się spełniać wszędzie. W każdym zakątku świata. A Białystok jest jednym z najlepszych zakątków, gdzie atmosfera do pracy i przyjazne otoczenie są na co dzień. - Będąc małym chłopcem zawsze chciałem być piłkarzem. Konkretnie lewoskrzydłowym Robertem Gadochą. Bardziej poważnie, to od dzieciństwa zawsze interesowałem się mapami i wszystkim co jest związane z geografią. I patrząc realnie pewnie gdzieś w tych dziedzinach bym się odnalazł - kartograf, geodeta. Na Podlasiu byłoby co mierzyć i rysować. Ale biorąc pod uwagę pasję i zainteresowania, szukałbym czegoś związanego z psychologią czy kulturą. Zawsze uważałem, że psychoterapeuta, krytyk filmowy lub muzyczny to znakomite zajęcie. Ewentualnie historyk sztuki - opowiada ekonomista. Dodaje, że wbrew pozorom ekonomia ma wiele wspólnego z socjologią czy psychologią. Przecież to nauka o działaniu człowieka i jego konsekwencjach gospodarczych.

- Zatem daleko bym nie odszedł od tego co robię dziś. No chyba, że bym został Gadochą, ale grającym w Jagiellonii - dodaje profesor.

Wielki kibic Jagiellonii

Ma też swoje ulubione miejsca w Białymstoku. Nie są to może miejsca do końca zabytkowe (chociaż pałac Branickich z Plantami takowymi są), ale pozwalają na potwierdzenie opinii o wyjątkowości tego miasta.

- To na pewno centrum z Ratuszem, który wspierają z jednej strony kościół farny, z drugiej cerkiew św. Mikołaja. Ulica Warszawska, która z racji swojej historii i mojej pracy wydaje się „sercem” Białegostoku. Ale przede wszystkim to wszechobecna zieleń, z parkami, Plantami, laskiem Zwierzynieckim oraz ostatnio powstałym kampusem uniwersyteckim, wprowadzającym najwyższego stopnia nowoczesność do otaczającej przyrody. Jak by powiedział klasyk „Tu się oddycha!” - wymienia.

Jest też odrobina pozytywnego szaleństwa w postaci drużyny piłkarskiej o niepowtarzalnej nazwie „Jagiellonia”, łączącej w sobie (jakżeby inaczej) historię, siłę, witalność, powszechną radość i stadionową nowoczesność.- Ale żeby to wszystko docenić, trzeba tu troszkę pomieszkać. Jak powiedział Goethe „Kto chce zrozumieć poetę, powinien pojechać do jego kraju”. Tak samo jest z Białymstokiem - dodaje profesor.

Czy w takim razie nasze miasto ma minusy? Ma. Jeden, szczególny, wciąż ten sam. Ekonomia. - Chciałoby się, żeby szczególnie młodzi ludzie widzieli tu przyszłość. Żeby budowali w Białymstoku swoje miejsce do życia. Jednak wciąż mamy zbyt mało miejsc pracy, niskie dochody, ograniczone możliwości rozwoju przedsiębiorstw. Ale cały czas liczę, że to się kiedyś zmieni i poczujemy się trochę bardziej zamożni - podkreśla Robert Ciborowski.

Co powinno się zmienić w Białymstoku?- Gdybym miał wskazać dwie takie rzeczy, to na pewno więcej elementów historycznych i kulturalnych w centrum oraz zmniejszenie liczby buspasów - odpowiada ekonomista.

Jeśli chodzi o Wielkanoc to na pewno będzie związana z tradycjami z naszego regionu. - I to zdecydowanie. Od lat, gdy stałem się „rodowitym autochtonem” to tylko podlaski sposób na święta wchodzi w grę. Chociaż staram się przemycić kilka elementów z dzieciństwa. Takie naleciałości pomorsko-kurpiowsko-litewskie. Niektóre z sentymentu, niektóre z ciekawości. Staram się swoją „podlaskość” urozmaicać i otwierać na nowe pomysły. Do czego wszystkich zachęcam - dodaje prof. Robert Ciborowski.

Prof. Robert Ciborowski Ukończył I LO w Białymstoku. Od początku drogi naukowej związany ze środowiskiem Uniwersytetu w Białymstoku, gdzie uzyskał stopień doktora (1998), habilitację (2004) i stopień profesora nadzwyczajnego (2006).

Wykładowca uczelni białostockich oraz gościnnie w Polsce i zagranicą (m.in. Anglia, Belgia, Włochy, Węgry). Stażysta University of Sussex, Science Policy Research Unit (SPRU), Brighton (Anglia).

Przez dwie kadencje dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania, UwB (2005 - 2012). Obecnie prorektor ds. ekonomicznych UwB.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny