Grzegorz Kuczyński o biegu Hero Run: Przebiegniesz i myślisz "człowiek jednak dużo może..."

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Agata Sawczenko

Grzegorz Kuczyński o biegu Hero Run: Przebiegniesz i myślisz "człowiek jednak dużo może..."

Agata Sawczenko

Oderwanie od pracy przy komputerze, pobieganie po lesie, umorusanie się, łażenie po pas w błocie jest potrzebne - mówi Grzegorz Kuczyński, prezes fundacji Białystok Biega, organizatora sobotniego biegu Hero Run w Ogrodniczkach. I tłumaczy, dlaczego ludzie biorą udział w takich imprezach: - To adrenalina, świetna zabawa, ale też budowanie relacji. Bo w czasie biegów z przeszkodami nikt nie jest sam. Tu każdy każdemu pomaga

Od dawna Pan biega?

Już chyba z siódmy czy ósmy rok...

Ile miał Pan lat, gdy zaczął Pan biegać?

Późno! Oczywiście jak byłem dzieckiem, to biegałem za piłką - jak większość chłopaków. Później długo nie robiłem nic - bo to studia, później praca... I to był chyba 2009 rok, kiedy pomyślałem sobie, że coś ze sobą trzeba zrobić.

I co Pan zrobił?

Poszedłem na siłownię. Zacząłem od mechanicznej bieżni - chciałem zrobić rozgrzewkę przed właściwym treningiem. I po tej półtorakilometrowej rozgrzewce na żaden trening już nie miałem siły. Ale wróciłem do domu i pomyślałem: kurcze, a jakbym jutro zamiast półtorej kilometra zrobił dwa?

I zrobił Pan?

Tak. Zacząłem biegać trzy razy w tygodniu...

Ale po bieżni? Nie na podwórku?

Bo jak zaczynałem, to był akurat styczeń. Ale zacząłem tak sobie truchtać. I wciągnęło mnie to. Cały czas dystans się zwiększał. I zacząłem czytać o bieganiu, interesować się, jak powinienem biegać. Ale pamiętam to do dziś, kiedy bardzo mnie radowały dystanse 3,2 kilometra. I trudno mi było przekroczyć właśnie ten dystans. I pamiętam, że przez długi okres właśnie te trzy kilometry dwieście metrów cały czas biegałem.

To dużo?

Nie, no, teraz to dla mnie bardzo mało. Dziś tygodniowo biegam po 60-70 kilometrów. Ale wtedy byłem bardzo dumny, że udaje mi się to.

A jak to się stało, że zaczął Pan startować w długodystansowych biegach?

W czerwcu 2010 roku byłem w Warszawie. Chodziłem sobie po sklepach sportowych. W jednym z nich wisiało ogłoszenie o biegu ulicznym na 5 kilometrów. Nie wiedziałem, czy tacy zwykli ludzie mogą startować. Zapytałem. Oczywiście - okazało się, że każdy może się zapisać. To był taki impuls - pomyślałem: kupuję ten pakiet. I dosłownie tydzień później stałem już na starcie swego pierwszego biegu ulicznego.

W Warszawie?

Tak, to był Bieg Ursynowa. I cóż - po półtorej kilometra już nie było dla mnie ważne, w jakim czasie ukończę ten bieg, tylko zacząłem sobie myśleć, że taki bieg trzeba zorganizować i w Białymstoku. Że trzeba ludziom pokazać, że takie imprezy są bardzo fajne, że to megazadowolone towarzystwo, wszyscy uśmiechnięci. No, a przy okazji można fajnie pokazać miasto. I tak zaczęło się przeplatać to moje bieganie z organizowaniem biegów.

Długo trzeba było czekać na ten bieg białostocki?

Rok. Pierwszy bieg uliczny w Białymstoku zorganizowaliśmy w 2011 roku jako fundacja Białystok Biega. Około sześciu, siedmiu miesięcy zajęło nam chodzenie po urzędach, przekonywanie pana prezydenta, przekonywanie urzędników, że trzeba zamknąć ulice i że ten bieg warto zrobić. Ale się to udało. I od tamtej pory biegamy cyklicznie. Najpierw był to bieg Białystok Biega, później doszedł półmaraton, a w tamtym roku wystartowaliśmy z biegiem z przeszkodami Hero Run.

Te biegi - komercyjne z przeszkodami - do Polski weszły jakieś trzy lata temu. Na Zachodzie są oczywiście popularne już dużo dłużej. I jak zobaczyłem, że to się odbywa, to pomyślałem, że warto coś takiego u nas robić. Ale że wychodzę z założenia, że jak coś robić, to trzeba to przeżyć, więc znalazłem taki bieg z przeszkodami. I się zapisałem. A jak wystartowałem, to się wciągnąłem również w te biegi z przeszkodami. No i był jeden start, drugi start. I to mnie kręci, choć to jest zupełnie inne bieganie niż to na ulicy...

No właśnie - co takiego jest w tym bieganiu z przeszkodami?

Są takie w ogóle inne relacje z uczestnikami. Biegi uliczne też uwielbiam. Tam można bić swoje życiówki, można się poprawiać. Ja na przykład po przebiegnięciu maratonu, czyli tych 42 kilometrów na ulicy, mam takie niesamowite wrażenie, że jednak człowiek dużo może.

Bieganie to sport ekstremalny?

To zależy. Niektórzy mówią, że jak się biega już maratony, to jest to bieganie ekstremalne - przynajmniej dla organizmu. Ale potocznie biegami ekstremalnymi nazywa się raczej te z przeszkodami. Ale i emocje są tu zupełnie inne. Ponieważ w bieganiu ulicznym jesteśmy sami - mimo tego, że czasem staruje nawet 10 tys. ludzi - to każdy jest sam. W sensie - biegnę sam, dla siebie, nikt mi nie pomaga - po prostu biegnę. Natomiast w biegach z przeszkodami to jest tak, że nawet jak się zapisuję sam na taki bieg i jadę, nikogo nie znam, jestem w obcym mieście, staję na starcie, ale druga, trzecia, czwarta przeszkoda i już się z kimś można zakumplować. Ludzie sobie pomagają. Nie ma wyjścia - część przeszkód jest takich, że większość ludzi nie jest w stanie ich samemu pokonać. Bo jak mamy przed sobą ściankę o wysokości czterech metrów, to w pojedynkę nie da rady. I wtedy ludzie zaczynają sobie pomagać. To jest niesamowite. Na biegu z przeszkodami nikt nikogo nie zostawia. Nawet na naszym Hero Run widzimy takie obrazki, gdzie na przykład startuje cała drużyna firmowa - 10-12 osób. I to też jest fajne. Bo oni startują pod nazwą swojej firmy, często nakładają koszulki firmowe. Wiadomo, że w takiej grupie jeden jest lepszy, sprawniejszy, a drugi - mówiąc delikatnie - mniej sprawny. No i piękne jest to, że ta cała drużyna od początku do końca biegnie razem i razem wbiega na metę. Dla nich zupełnie nie liczy się czas pokonania trasy, indywidualne czasy zupełnie nie mają znaczenia. Oczywiście poza tymi, którzy walczą o podium. Bo w każdym biegu jest taka grupa, która walczy po podium. Ale z punktu wiedzenia takie normalnego uczestnika czas nie ma większego znaczenia. Liczy się, żeby ten bieg ukończyć. To jest bardzo fajne, człowiek się czuje wtedy taki mocny. I rodzą się więzi między ludźmi - jak biegną znajomi, przyjaciele czy ludzie z firmy, to okazuje się, że jeden na drugiego może liczyć.

I później się o tym pamięta...

Biegi z przeszkodami mają to do siebie, że każdy z nich pamięta się bardzo długo. Choć każdy jest inny. W biegu ulicznym, jeśli biegniemy powiedzmy na dystansie 10 kilometrów, to nieważne, w jakim jesteśmy mieście, jakimi biegniemy ulicami - każdy bieg jest bardzo podobny, niemal taki sam. Różnią się co najwyżej tym, że któryś ma trochę więcej podbiegów, inny trochę mniej. A z kolei w biegach z przeszkodami każdy jest inny - bo różny jest teren, który pokonujemy. Dodatkowo przecież są przeszkody. Niektóre biegi są na stadionach, inne w lesie, jeszcze inne w górach. Te ostatnie to już ekstremum. Ale mimo że każdy z biegów jest inny, to każdy wymaga podjęcia wyzwania, decyzji, powiedzenia sobie: chcę to zrobić, chcę się sprawdzić. Ja wiem, że ludzie się boją. I wiem jednocześnie, że nie ma się czego bać, nawet jeśli w biegu z przeszkodami startujemy samemu, gdy nikogo nie znamy. Tak jak było ze mną, jak poszedłem na swój pierwszy bieg - zupełnie nie znałem środowiska, ale się zdecydowałem: spróbuję, co mi tam. Jestem po czterdziestce, no cóż, nie jestem może młodzieniaszkiem, ale trzeba spróbować, sprawdzić, jak to będzie. I było ciężko - ale bardzo fajnie.

Ciężko?

Gdy organizatorzy jakiegoś biegu starają się, żeby był on lajtowy, to uczestnicy są niezadowoleni. Więc jakieś wyzwanie musi być. Ale też wiem, że osoby, które się podejmują tego wyzwania, to na mecie są naprawdę bardzo zadowolone. Bo ta adrenalina, która jest w czasie tych biegów, nie da się porównać do niczego innego. Działa. Na przykład w ubiegłym roku w Ogrodniczkach na Hero Run jedna z uczestniczek doznała kontuzji - nieszczęśliwie spadła z pierwszej przeszkody. Złamała nadgarstek - to się zdarza, ale też to nie jest żaden standard. Nasi ratownicy podeszli do dziewczyny, żeby udzielić pierwszej pomocy. Zobaczyli, że trzeba nałożyć szynę. A ta dziewczyna: ale szybko, szybko, bo ja muszę dalej biec. Ratownicy skierowali ją do szpitala. A tam ta sama polka: szybko, szybko. I proszę sobie wyobrazić, że ona faktycznie z tym gipsem wróciła do Ogrodniczek. Ale już było po biegu.

Skontaktowałem się z tą dziewczyną półtora miesiąca po starcie. Pytam, jak ta ręka. Odpowiedziała, że chodzi na rehabilitację, ale nie może się doczekać biegu w sierpniu.

Myśli Pan, że wtedy, gdyby bieg jeszcze trwał, to dalej by pobiegła?

Z taką myślą wróciła. I to pokazuje, jak ludzie podchodzą do tych biegów.

My uczymy swoje dzieci, żeby się nie brudziły, żeby nie wchodziły w błoto... Sami też się tak zachowujemy. A na tych biegach z przeszkodami widzę u każdego dorosłego tę radość, że w końcu można się ubłocić, że w butach można wejść w wodę, pobrudzić się. Przypomina to trochę takie beztroskie dzieciństwo. Na tym biegu każdy z nas odnajduje chyba tę beztroskę, to dziecko w sobie. Bo tu nikt nie będzie krzywo patrzył, nikt się nie będzie śmiał - tylko każdy pomoże. Każdy - umorusany, brudny...

W czasie sobotniej imprezy będzie też Hero Run Kids - dla dzieciaków.

Taki bieg był już rok temu. Mieliśmy trochę obawy, jak te dzieciaki będą reagowały. A dzieci miały taki ubaw! Jak dziecko widzi błoto po pas - nie ma sekundy zawahania - po prostu wchodzi! Nawet jak się wywróci, to buzia zadowolona. Coś niesamowitego!

No właśnie. Czego nam na co dzień bardziej brakuje: adrenaliny czy zabawy? Po co startujemy w tych biegach?

No w tych biegach z przeszkodami mamy i jedno, i drugie. I szukamy i jednego, i drugiego. Bo zwykle nasza praca wygląda tak, że siedzimy przed komputerem. I takie oderwanie się od tego, przeniesienie się do lasu, gdzie jest woda, przeszkody, błoto - inny świat, jest potrzebne. Bo start w biegach ulicznych nie powoduje takiej drastycznej zmiany otoczenia. Natomiast w biegach z przeszkodami, to jest zmiana świata - przynajmniej na kilka godzin. Dlatego to się długo pamięta. Tu mamy wszystko, czego współczesny człowiek potrzebuje.

Niebezpieczne są te biegi?

Kontuzje się zdarzają. Natomiast czy są niebezpieczne? Ja bym tak nie powiedział. Oczywiście, o jednym wypadku, gdy dziewczyna połamała sobie kręgosłup, słyszała cała Polska. Ale to był wtedy błąd organizatora, który nie przestrzegał zaleceń producenta danej przeszkody, na której nie mogła przebywać więcej niż jedna osoba.

Jakich przeszkód możemy się spodziewać na takich biegach?

Przeszkód naturalnych i przeszkód sztucznych. Naturalne to podbiegi, błoto, woda. A sztuczne budują organizatorzy. To różne zasieki - gdzie na przykład trzeba się przeczołgać pod drutem kolczastym, ścianki - nawet pięciometrowe, ćwiczenia sprawnościowe, czyli małpi gaj. Tych przeszkód jest mnóstwo. W Ogrodniczkach zawodnicy będą mieli do pokonania dystans siedmiu kilometrów, a tych przeszkód będzie ponad 35.

1 października podobny bieg będzie również na białostockim stadionie... Który będzie fajniejszy?

To zobaczymy. One będą nieco inne. Na stadionie nie ma przecież naturalnych przeszkód. Myślę, że oba będą ciekawe. Ale trudno je porównać, bo będą zupełnie inne. Pomyśleliśmy, że fajnie będzie zamienić stadion w arenę innego sportu niż piłka nożna. Ale bieg nie będzie odbywał się na murawie. Będziemy wykorzystywali parking, schody, promenadę.

Można w takim biegu wystartować, tak z marszu? Czy trzeba się przygotowywać?

Są tacy, którzy startują z marszu. I oni też dadzą radę, bo zawsze ktoś im pomoże. Ale na pewno jest lżej, gdy wcześniej choć troszeczkę człowiek sobie pobiega albo jak będzie uczestniczył w jakichś treningach, nawet tych bezpłatnych przez nas organizowanych.

Pan staruje w tych biegach, które pan organizuje?

No niestety, obowiązki mi nie pozwalają. I to jest kłopot, bo bardzo chętnie bym wystartował. Ale wszystkie przeszkody zawsze wcześniej testuję.

To zdradzi mi pan w końcu, ile miał pan lat, jak zaczął pan biegać?

Teraz mam 43, zacząłem osiem lat temu, więc na to wygląda, że miałem 35.

To wcale nie tak późno! A myśli pan, że ludzie po czterdziestce mogą zacząć biegać?

Ale oczywiście, że tak! Ja znam ludzi, którzy zaczęli biegać po pięćdziesiątce. A najstarszy biegacz nawet po ukończeniu setki biegał maratony!

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.