Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cmentarz farny. Pochówek się przeciągał, bo grabarze mocowali się z trumną

Julita Januszkiewicz
Julita Januszkiewicz
Władysław i Andrzej Kowalscy nie mogą się pogodzić ze śmiercią ukochanej mamy. A podczas jej pogrzebu przeżyli traumę. Trumna była wyciągana, szarpana, ledwo mieściła się w grobie.
Władysław i Andrzej Kowalscy nie mogą się pogodzić ze śmiercią ukochanej mamy. A podczas jej pogrzebu przeżyli traumę. Trumna była wyciągana, szarpana, ledwo mieściła się w grobie. Andrzej Zgiet
Skandal na białostockim cmentarzu farnym. Trumna z ciałem Stanisławy Kowalskiej z trudem zmieściła się w grobie. Jej synowie obwiniają za to grabarzy. Administrator cmentarza twierdzi, że była zbyt duża

Trzy tygodnie przed śmiercią mama była sprawna umysłowo i fizycznie. Rozmawiała, radziła sobie. I nagle posypała się. Zachorowała. Cały czas opiekowaliśmy się nią. Umierała w męczarniach. Ale na taką ostatnią drogę nie zasłużyła - Andrzej Kowalski jeszcze nie może się otrząsnąć z szoku. Ze łzami w oczach spogląda na udekorowany kwiatami nagrobek. Jego brat Władysław omiata chodnik wokół i ustawia znicze.

Kilka dni temu na zawsze pożegnali swoją ukochaną mamę Stanisławę. Dożyła 93 lat.

To był ubiegły piątek, dochodziło godz. 15. Na cmentarz farny, po żałobnej mszy, przyjechał kondukt z trumną z ciałem Stanisławy Kowalskiej. Ksiądz odmówił modlitwę. I zaczęła się ceremonia pochówku. Niestety, nie taka jakiej spodziewali się najbliżsi zmarłej.

- Nie udało się opuścić trumny. Grabarze wpadli więc na pomysł, że trzeba ją wyciągnąć z powrotem. Szarpali, to znów opuszczali, by ją jakoś wcisnąć. Na próżno. Nagle jeden z nich wskoczył w dół i zaczął podkopywać. Zainterweniował pracownik zakładu pogrzebowego i zdziwiony wykrzyknął: Co ty robisz? Przecież zaraz uszkodzisz trumnę! Trwało to może kilka minut - opowiada pan Andrzej.

- Na siłę do dołu chcieli ją opuścić. Myślałem, że za chwilę dostanę zawału - wtrąca zdenerwowany brat.

Tym kuriozalnym scenom przyglądali się przerażeni żałobnicy. W końcu po wielu perypetiach udało się pochować zmarłą.

Ale to nie koniec przykrości. Grabarze zaczęli szybko zasypywać ziemią grób. Pan Andrzej ma do nich żal, że nie zaczekali na to, by rodzina pożegnała się z mamą. - Położyliśmy wieńce. Ale wokół leżało pełno ziemi, były nią zabrudzone sąsiednie pomniki. Grabarze poszli sobie, jakby nic się nie stało, zostawiając ten bałagan - krytykuje Andrzej Kowalski.

Czuje złość, bo żaden z kopiących dół nie zdobył się nawet na słowo: „przepraszam”.

Białostoczanin organizację ostatniej drogi matki zlecił jednemu z białostockich domów pogrzebowych. Zresztą, jak wspomina, temu samemu, który siedem lat temu wyprawił pochówek jego ojca. Nie miał wówczas żadnych zastrzeżeń. Dlatego, gdy umarła matka, nie wahał się i ponownie wybrał ten sam zakład. Kierownikowi cmentarza wskazał miejsce pochówku. Do domu pogrzebowego udał się tylko po to, by przekazać kartkę z numerem pomnika. Przy kolejnej wizycie zapłacił za usługę. I na tym, jak twierdzi, jego rola się kończyła.

Pogrzeb, jak informuje kosztował ponad 9 tys. złotych, w tym 6, 4 tys. zł zapłacił zakładowi. Wykopanie grobu wyceniono na 600 zł, a zdjęcie i ułożenie płyt nagrobnych na 300 zł.

A tu taki wstyd i skandal. Trumna z trudem zmieściła się w grobie. - Przecież za darmo nikt nic nie robił, by tak poniewierać moją mamę po śmierci - nie kryje rozgoryczenia Kowalski.

Nie potrafi pogodzić się z upokorzeniem, jakie spotkało jego rodzinę. W ubiegłą sobotę udał się do właściciela zakładu pogrzebowego. Bo to właśnie jego obwinia za ten incydent.

- Owszem, przeprosił mnie. Przyznał, że wie co zaszło podczas pogrzebu. Ale on umywa ręce. Stwierdził, że grabarze dla niego nie pracują, a on ciągle ma z nimi jakieś problemy - przytacza pan Andrzej.

My kilkakrotnie próbowaliśmy porozmawiać z przedsiębiorcą. Ale nie był uchwytny w swoim zakładzie.

Aby sprawę wyjaśnić do końca Andrzej Kowalski wybrał się też do Kazimierza Żukowskiego, kierownika cmentarza farnego.

- Grabarz wykopał za płytko dół i trumna nie mogła wejść. Porządnie obstawiłem go za to - przyznał w rozmowie z nami Żukowski.

Jednak do winy się nie poczuwa. Uważa, że trumna była zbyt duża. Dlatego był problem z jej włożeniem.

- Przerzucają tylko pałeczkę. Jeden drugiego obwinia za nasze nieszczęście - komentuje Andrzej Kowalski.

Kilka dni temu dogadał się jednak z właścicielem zakładu pogrzebowego, który postanowił nie obciążać finansowo rodziny za wykopanie grobu i ułożenie płyty.

- Nie chodzi jednak o pieniądze, ale o szacunek dla zmarłych. Niech ludzie mają na uwadze, jaka może spotkać ich przykra niespodzianka podczas pogrzebu bliskiej osoby - przestrzega Kowalski.

Nie ukrywa, że targają nim wyrzuty sumienia, bo uważa, że trumna była przerzucana w różne strony.

- Boję się, że mama leży odwrotnie... - martwi się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny