MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Bielecki: Na torze decydują ułamki sekundy

Krystyna Kościewicz
Maciej Bielecki prezentuje srebrny medal z 2012 r., brązowy z 2011 r., z mistrzostw Europy, złoty z mistrzostw Polski "elity" i srebrny z 2011 r.
Maciej Bielecki prezentuje srebrny medal z 2012 r., brązowy z 2011 r., z mistrzostw Europy, złoty z mistrzostw Polski "elity" i srebrny z 2011 r. Krystyna Kościewicz
Z Maciejem Bieleckim, znanym kolarzem torowym, który niebawem przeprowadzi się do Hajnówki, rozmawia Krystyna Kościewicz.

Kurier Poranny: Skąd u Pana zainteresowanie kolarstwem?

Maciej Bielecki: Zaczęło od ojca, miał w Białymstoku klub sportowy. Treningi zacząłem, gdy miałem 13 lat w w klubie UKS Wygoda. Później poszedłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie. Tam zaczęło się profesjonalne kolarstwo torowe.

Dlaczego nie został pan w Białymstoku?

- W Białymstoku nie mogłem się rozwijać, musiałem zmienić klub na żyrardowski.

Ojciec zasugerował?

- Nie. Ojciec wyjechał do Wielkiej Brytanii, zostałem z mamą. Praktycznie od osiemnastego roku życia mieszkam poza domem.

Dlaczego postawił pan na kolarstwo?

- Były naciski ze strony rodziny, że studia, typowe koleiny życia, a ja chciałem jeździć na rowerze. Powiedziałem, że zaryzykuję i mama zgodziła się. Reszta rodziny różnie to oceniała. Zmienili zdanie, gdy zacząłem regularnie startować w kadrze Polski, pojawiły się dobre wyniki.

Kolarstwo torowe to nie jest zbyt popularny sport.

- Szkołę w Żyrardowie skończyło zaledwie dziewięć osób, bo tam, jeżeli się nie ma wyników np. z mistrzostw Polski, to wyrzucają ze szkoły. Z tych 9 osób z mojego rocznika, do tej pory jeżdżę tylko ja. Fakt - kolarstwo torowe jest niszowym sportem w Polsce. Na mistrzostwach startuje zaledwie 30-40 osób.

Ale jest to też dyscyplina niesamowicie szybka, dynamiczna.

- Tu można wygrać lub przegrać tysięcznymi ułamkami sekundy.

Nie to co piłka nożna.

- Wszystko jest nagrane, nic się nie oszuka. Jedziemy z prędkością 60 - 70 km na godzinę, muszę oddać zmianę koledze, na odcinku 15 metrów, a rower ma 1,5 metra. Przy tej prędkości jest to 0,2 sekundy i trzeba się zmienić.

Czyli jest duży stres.

- Na początku wszystko jest stresujące. Potem ważne, by ten stres przekuć na coś pozytywnego. Pamiętam takie zdarzenie. Brałem udział w zgrupowaniach szerokiej kadry, zawodników było więcej. Trenerzy patrzyli, jak zawodnik trenuje, jak wygląda. Po jednym takim zgrupowaniu wróciłem do domu i trener kadry do mnie zadzwonił, że za kilka miesięcy jadę na puchar świata, do Sydney. Miałem wtedy 19 lat. Pomyślałem sobie: "jadę na mistrzostwa świata, do zdobycia są laury". Od razu zadzwoniłem do trenera klubowego, on powiedział: "Przyjeżdżaj, ćwiczymy do pucharu świata". Tam bardzo dobrze się zaprezentowałem i potem już tak poszło, że stałem się podstawowym zawodnikiem kadry.

Najdłuższy dystans w sprincie na torze to kilometr. Najkrótszy to 200 metrów. Nawet nie ma gdzie się nawet rozpędzić.

- Te 200 m przejeżdża się w ok. 10 sekund. Tu decydują szczegóły - czasami jeden zawodnik się zagapi, a dogonić już się nie da. Ważny jest moment zaskoczenia. Dlatego tak istotne jest całkowite skupienie na tym, co się robi.

W Hajnówce mistrza kolarstwa torowego jeszcze nie było. Bardzo się cieszę, że pan będzie tutaj mieszkał. Czy u nas da trenować tę dyscyplinę?

- Jak najbardziej. Trasy bardzo mi odpowiadają, bo jest dosyć pusto, da się rowerem jeździć spokojnie, bezstresowo. Nawet na tych najbardziej ruchliwych drogach powiatu hajnowskiego jeździłem bez problemu.

Kiedyś w Hajnówce była sekcja kolarstwa szosowego. Jeździł m.in. Andrzej Nikiforuk. Pamiętam, że bardzo rozrosły mu się mięśnie ud. Ale widzę, że pan też może się swoimi mięśniami pochwalić.

- Ćwiczę na siłowni, bo sprint jest bardzo dynamiczny i wymagający dużej siły. Szosowcy są bardziej szczupli, a u nas siła jest bardzo ważna.

Jakim rowerem Pan jeździ?

- Tutaj jeżdżę rowerem szosowym, takim normalnym, ale mam też treningowy rower na ostre koło, czyli bez hamulca nożnego - cały czas muszę kręcić nogami. W rowerze torowym, jak wiadomo, nie ma żadnych hamulców i przerzutek.

Da się żyć z kolarstwa torowego?

- Jeżeli ma się wyniki, tzw. minimum ministerialne, to tak. Co roku takie minimum trzeba zrobić, żeby otrzymać stypendium. Żeby dostać pieniądze za mistrzostwa Europy, trzeba być w szóstce, a za mistrzostwa świata w ósemce. Za mistrzostwa Polski nie ma żadnych pieniędzy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny