Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wziołowstąpienie, czyli z tęsknoty za tym co było (wideo)

Anna Kopeć
Akcja rozgrywa się w scenografii, której fragmenty znamy już z poprzednich produkcji Wierszalina.
Akcja rozgrywa się w scenografii, której fragmenty znamy już z poprzednich produkcji Wierszalina. Radosław Kuleszewicz
Autorski teatr Piotra Tomaszuk a 25 lat temu rozpoczął nowy etap w historii polskiego teatru. Dziś próbuje wrócić do estetyki, dzięki której zdobył uznanie na całym świecie. Dość nieudolnie, niestety.

Z najnowszą premierą w Teatrze Wierszalin wiązano ogromne nadzieje. Sztuka " Wziołowstąpienie " miała być bowiem powrotem do korzeni – dawnego repertuaru teatru, który rozsławił zespół z Supraśla na całym świecie. Miała nawiązywać do specyficznego klimatu Pogranicza, mistycyzmu i mentalność tutejszej ludności. Do tych wszystkich historii, które pokochała publiczność. Nie tylko podlaska.

Tymczasem teatr słynący z przeróżnych eksperymentów scenicznych i wywoływania czasem bardzo skrajnych emocji tworzy coś zupełnie przeciętnego. „Wziołowstapienie” raczej nie będzie rezonowało tak jak kultowy już „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” – przedstawienie, które lata temu było ogromnym wydarzeniem teatralnym. Być może poprawność polityczna twórcy Wierszalina nakazuje mu teraz tworzyć sztuki, które nie będą wywoływały większych kontrowersji. Jeśli tak to wielka szkoda, bo Tomaszuk to nietuzinkowy, ekscentryczny twórca, z ogromną wiedzą i niezwykłym zmysłem artystycznym.

Bohaterowie „Wziołowstąpienie” to piątka dzieci z podlaskiej wsi. Kastuś, Werek, Józuk, Natalka i Nastusia (Rafał Gąsowski, Dariusz Matys, Mateusz Krzyżewski, Monika Kwiatkowska i Sylwia Nowak) to – jak mówią o sobie – „Ni Giermańcy, ni Rasjańcy. Normalna ludność. Miejscowa”. Poznajemy ich na grzybobraniu. To osobliwe towarzystwo mówiące „po naszemu” dorasta, by wreszcie móc powiedzieć o sobie „miejscowa elita”, której przyszło żyć w czasach przaśnego PRL-u. Opowiadają o niewyjaśnionych medycznie przypadkach chorych ludzi i zwierząt, którzy dostąpili łaski uzdrowienia. Wkraczamy w tajemniczy świat szeptuch i szeptunów, ich zamów i ziół, niezwykłej mocy ludowej medycyny i siły wiary. Swoisty głos rozsądku w tym zabobonnym świecie ma mieć anatom, profesor Konstanty – niegdyś nieporadny Kastuś, który „naźwiska ni pomniał”, teraz niezbyt rozgarniętemu audytorium tłumaczy złożoność ludzkiego ciała. W założeniu zabawne wykłady połączone z wciąganiem „zwłoki w postaci zwłoki” na prosektoryjny stół wypadają dość żenująco. Podobnie jak sceny, w których szeptun przygotowując odpowiednie kropelki dla kobiet i mężczyzn pochyla nad problemem bezpłodności i „j...ania po pustaku”. Mało wyszukane poczucie humoru i zalew przekleństw bawi jednak publiczność najbardziej. Nawet bardziej niż świetnie wycelowana scena, w której bohaterowie tłumaczą specyfikę audytu. W tematach autoironicznych Tomaszuk bywa niezastąpiony.

Akcja rozgrywa się w scenografii, której fragmenty znamy już z poprzednich produkcji Wierszalina. Sporo w tym spektaklu ruchu i ciekawie dobranej muzyki (melodia słynnego walca Szostakowicza na podlaskich scenach to już chyba standard) i niestety także nudnych dłużyzn.

W sztuce „Wziołwstąpnienie” jest pewna dwoistość . Z jeden strony ukazuje nieco już zapomniany świat medycyny naturalnej oraz nieporadność i hipokryzję środowiska naukowego. Spektakl kończy się wymowną sceną, w której profesor anatomii gra w szachy ze Śmiercią. Łatwo się domyślić jaki będzie finał tej rozgrywki. Takiego rywala nie pokonał wszak żaden naukowiec, ani żadna szeptucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny