Film rozpoczyna cudownie nakręcona scena bitwy wojsk szkockich z norweskimi. Dzikość w oczach Makbeta Fassbendera, barwy wojenne i walka na śmierć i życie zatrzymywana w slow motion, jak w sławnym „Szeregowcu Ryanie”. Krew leje się strumieniami, a każdy kadr może trafić na lekcje operatorów w szkołach filmowych całego świata. Szkockie góry i pustkowia, groźne, lodowate morze – grają tu równie ważne role, co czający się w głowie Makbeta obłęd i żądza władzy wspierana przez cokolwiek strupieszałą Marion Cotillard. Ożywia się właściwie tylko podczas uczty, kiedy król widzi ducha zabitego druha.
Obłędnie ukazane i ucharakteryzowane czarownice, muzyka łącząca jakby tradycyjne szkockie nuty z klimatem znanym z „Ostatniego kuszenia Chrystusa” Petera Gabriela, różnorodne filtry i gra ostrością, nadają temu obrazowi niezapomniany charakter. Historię i los Makbeta zna niemal każdy, kto choć trochę uwagi w średniej szkole poświęcił klasyce dramatu. Nie ma sensu w żaden sposób poszukiwanie porównań do adaptacji teatralnych czy innych ekranizacji tego dzieła Szekspira. Jego frazy, choć archaiczne, uwodzą swoim pięknem, ukrytą głębią i mądrością jakie do dziś stanowią niedościgły wzór klasycznego dramatu.
Paradoksalnie, „Makbet” Justina Kurzela, ma w sobie więcej napięcia i wywołuje w widzu większe emocje, niż śledzenie przez niemal trzy godziny zmagań ze złem w nowym Bondzie. Tak sfilmowane królestwo zapada w pamięć na bardzo długo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?