Na początku filmu widzimy reklamę zabytkowego miasta, port lotniczy, wreszcie XIX-wieczne podwórza, przepiękne klatki schodowe i mroczne wnętrze mieszkania pań Dulskich. Bowiem tworząc swoją komedię obyczajową Filip Bajon pokazuje trzy pokolenia Dulskich i pokazuje jak owa „dulszczyzna” może być klątwą. Wszak pan Dulski, kiedy wreszcie przemówił w farsie Zapolskiej, przeklął kilka następnych pokoleń. Czy to przekleństwo odbija się na komedii? Trochę tak.
Nikt chyba się nie zdziwi, że najlepiej wypada Janda w oryginalnych kwestiach z Zapolskiej, ale mnie osobiście bawiła karykatura stalinizmu. Z Kościukiewiczem chodzącym jak bikiniarz w butach na słoninie. Kto wie nie co to takiego, może nadrobić zaległości z mody PRL. Kiedy wywleczona siłą do kina pani Dulska wraca do domu, wygłasza kwestię, która najlepiej oddaje jej rolę w mieszczańskiej rodzinie czasów komunizmu. Czapajew to ja. Dbałość o detale, świetne kadrowanie, które ma schować trudności z inscenizacją zabytkowych wnętrz czy przestrzeni i stworzenie wrażenia, że mieszkanie Dulskich jest jak labirynt z wieloma tajemnicami udają się znakomicie. Momentami wydaje się, że reżyser mruga okiem do fanów „Lśnienia” Kubricka.
I Janda i Figura nie boją się przed kamerą pokazywać zmarszczek i grać schorowanych staruszek. Ostaszewska tym razem przypomina siebie z „Body/Ciało” i kiedy mówi „mam całe wnętrze wyjedzone”, za to ją przecież lubimy. Mimo prób psychologizowania Bajona, w tej komedii najważniejszy i tak jest symboliczny Czapajew.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?