Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lincz - świetny film i mocny białostocki wkład (wideo)

(dor)
- kadr filmu - w roli Zaranka - wjejskiego terrorysty - Wiesław Komasa
- kadr filmu - w roli Zaranka - wjejskiego terrorysty - Wiesław Komasa Fot. mat. dystrybutora
Lincz to reżyserski debiut Krzysztofa Łukaszewicza. W filmie rozbrzmiewa muzyka, którą skomponował Jarosław Papaj, a samosąd we Włodowie był na wokandzie białostockiego sądu.

Dnia 1 lipca 2005 roku we Włodowie, wiosce leżącej około 35 km od Olsztyna, znaleziono ciało Józefa C., lat 60, z oznakami ciężkiego pobicia. Józef C., który spędził 34 lata w zakładach karnych, terroryzował mieszkańców okolicznych wsi, grożąc pobiciem i szantażując starsze kobiety.

Dwóm braciom prokurator postawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, pozostali podejrzani o zabójstwo - w sumie pięciu mężczyzn trafiło do aresztu. Po interwencji ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobro, w dniu 7 listopada 2005 roku oskarżeni zostali zwolnieni z aresztu.

23 października 2007 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał braci na karę 2 lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na trzy lata. Prokurator zaskarżył wyrok i Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchylił wyrok I instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sprawa wróciła do sądu a bracia mieli zostać osadzeni w więzieniu, ale 18 grudnia 2009 roku prezydent Lech Kaczyński podpisał akt łaski wobec braci W. skazanych za zabójstwo, ustanawiając dla każdego 10-letni okres próby.

Tak historia samosądu we Włodowie była osądzana w rzeczywistości. W filmie Łukaszewicza scenariusz stara się wyjaśnić, w jaki sposób zwykli ludzie mogli nagle skatować starszego człowieka. I chociaż film nie daje odpowiedzi na te pytanie, aktorzy robią wszystko, co w ich mocy, by zrozumieć motywy.

Historia zaczyna się banalnie. 61-letni kryminalista i alkoholik z kamienną twarzą terroryzuje wiejskie kobiety. Zabiera im pieniądze, straszy. Kobiety czują, że niewiele mogą i nie mają odwagi zgłosić się na policję. Kiedy wreszcie jedna z nich prosi lekarza w miasteczku o obdukcję, zostaje wyśmiana. Lekarz podejrzewa, że pobicie, to efekt małżeńskich niesnasek. Bezsilna złość narasta, a kryminalista nie waha się przed brutalnym pobiciem staruszki czy rozbiciem na głowie innej kobiety butelki.

Wieś to wszystko widzi, ale początkowo zaciska zęby. Wszak kobiety dzielnie szorują podłogę w kościele, a chrześcijańskie miłosierdzie każe przecież wybaczać i cierpliwie nadstawiać drugi policzek.

Fantastycznie pokazana jest słabość lokalnej policji. Jeden radiowóz, kilku mundurowych i morze drobnych interwencji wywołanych przez alkohol. Zresztą ta wieś też nie jest zwyczajna. Świetnie dobrane plenery pokazują prawdziwą poniemiecką wioskę, w której nic nie zmieniło się od zakończenia II wojny światowej, tyle że wieśniacy jeżdżą zdezelowanymi niemieckimi autami.

Niezwykle doświadczony operator Witold Stok, przez wiele lat robił zdjęcia w Wielkiej Brytanii. Jego obrazy kiedy trzeba - sprawiają wrażenie robionych z ręki, całość skąpana jest w zieleni zarastających dróg i ścieżek umierających wiosek. czasem zbliżenia aż bolą, innym razem pokazuje świat z ciekawej perspektywy. Ale przecież to on zrealizował "Przepraszam, czy tu biją".

"Lincz" jest też w pewien sposób oskarżeniem i nieudolności policji i wygodnictwa służby więziennej. Oprócz sadystycznych ataków na kobiety do najmocniejszych scen filmu należy brutalny gwałt w celi aresztu. Reżyser wzmacnia przesłanie każąc jednemu z bohaterów popełnić samobójstwo z lęku przed powrotem do celi.

Najbardziej w pamięci zostaje scena, w której Wiesław Komasa z zimną krwią katuje stareńką kobietę - w tej roli Mirosława Maludzińska. Przerażenie ofiary pokazują drobniutkie drgnięcia ust, a Komasa przypomina wiejskiego Lucyfera tyle, że zapitego i z brudnymi paznokciami. Wtedy rozbrzmiewają przejmujące, żałobne, przewiercające mózg dźwięki wiolonczeli skomponowane przez wychowanego w Białymstoku Jarosława Papaja. Muzyka surowa i przejmująca. Godna zapamiętania i polecenia innym reżyserom.

Sama scena samosądu to kilka chwil niekontrolowanej agresji, późniejsze skopanie zwłok, nazwane przez żądnego sławy prokuratora zbezczeszczeniem i pozostający w głowie dylemat moralny. Czy zwykli, prości ludzie odepchnięci przez policję mieli prawo tak postąpić z bandziorem? Ale czy policjant miał prawo wyśmiewać ranionego maczetą ojca rodziny, że nie umie sobie poradzić z 61-latkiem?

Lincz nie opisuje tragedii na miarę antycznych historii, nie wyjaśnia, dlaczego mężczyźni pozwalali cierpieć swoim kobietom z ręki recydywisty, ale i ukazuje, że zbrodnia utkwiła w nich na zawsze. Jakże przejmującą jest scena w której wypuszczeni z aresztu mężczyźni w całkowitym milczeniu piją alkohol w wiejskim sklepiku. Ta tragedia nie została przepracowana - nikt nie zadbał o to, by zrozumieli, co się stało. Byli raczej mięsem armatnim wymiany ciosów między adwokatką, a krwiożerczym prokuratorem.

Mocne, polskie kino, które zmusza do refleksji i do dyskusji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny