Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

The Social Network, czyli nie rób interesów nawet z najlepszym przyjacielem

(dor)
Zuckerberg i Parker, twórca napstera w ekskluzywnym klubie
Zuckerberg i Parker, twórca napstera w ekskluzywnym klubie Fot. Mat. dystrybutora
Facebook to światowy fenomen, który także w Polsce zaczyna wypierać lokalny portal społecznościowy nasza-klasa. To także wart miliony dolarów dot com i mroczna historia, która opowiada o jego powstaniu.

David Fincher to specjalista od mrocznych historii. Siedem i Zodiak tworzyły niezwykły klimat i wciągały swoją atmosferą. Nie inaczej jest w The Social Network. Chociaż historię powstania potęgi fejsika poznajemy w retrospekcjach towarzyszących walce o podział milionów dolarów, film naprawdę trzyma w napięciu. Wiemy, że się uda, bo sami jesteśmy na fejsie, ale ile przy tym było trupów?

Wszystko zaczęło się w akademiku. Zdolni studenci informatyki popijają piwko, hackują strony, czasem zaliczają dziewczyny. Ale Markowi Zuckerbergowi lepiej idzie pisanie programów, niż rozmowa w cztery oczy. Jest bardzo ambitny i chorobliwie zazdrosny. I nieprzenikniony. Ma kompleksy rasowe - jest Żydem i wyraźnie zazdrości amerykańskim WASP-om ich dystyngowanego i co tu ukrywać, oplywającego w dostatki, towarzystwa. Jest też mściwy.

Film podtrzymuje anegdotę, że fejs powstał po sukcesie porównywarki zdjęć studentek, napisanej po nieudanej randce w kilka godzin i w pijanym widzie. I od pierwszej chwili Fincher dba o napięcie. Padają serwery Harvardu, a Zuckerberg ma kłopoty. I będzie je mial przez cały film. Bo chyba nie gra fair. Zwodzi zleceniodawców, którzy poprosili go o stworzenie portalu społecznościowego, bo na boku tworzy swój. A kiedy wreszcie spotka się z bogatymi kolegami przed sądem, bezczelnie powie, ze jego pomysł byl lepszy. I zagra sędziom i adwokatom na nosie. A my do końca nie wiemy, czy wygra proces z najbliższym kolegą, Żydem, którego chytrze pozbawił udziałów w spolce, kiedy pojawiły się prawdziwe pieniądze. I nie wiemy, czy zdemoralizowały go właśnie one, czy po prostu jest pamiętliwy i małostkowy. Ale na pewno Jesse Eisenberg, kreujący Zuckerberga, jest w tym obrazie odkryciem. Nieprzyjemny, oschły, mówiący z szybkością automatu zabija ripostami. Bo świetnie napisane dialogi to oprócz muzyki Trenta Reznora najmocniejsza strona filmu. Ich błyskotliwość powala i wręcz każe lubić Zuckerberga. A nie ma za co. Bo kolegów pozbywa się w nie do końca jasny i czysty sposób i właściwie nie wiadomo, czy nie jest li tylko podłym intrygantem. Ale Fincher pokazuje też, że Zuckerbergowi nie chodziło o pieniądze, bardziej o to, by zrobić coś wyjątkowego. Jak każdemu na Harvardzie, o czym wie nawet sarkastyczny rektor sławnej uczelni.

Historia facebooka splata się z historią innego sławnego dot comu - napstera. Jego twórca, tu kreowany przez nie mniej charyzmatycznego Justina Timberlake'a, wspiera Zuckerberga, namawia na wyjazd do Kalifornii i budowę potęgi fejsa w Krzemowej Dolinie. I pomaga zdobyć inwestorów szastających milionami. I traci wszystko, kiedy daje się przyłapać na imprezie z kokainą. Wypada z interesu, bo psuje wizerunek firmy. Ale czy Zuckerberg sam nie doniósł na policję? Czy jest w ogóle człowiekiem, czy tylko sprytną gnidą?

Fincher nie odpowiada na te pytania. Wychodząc z kina można być olśnionym błyskotliwymi dialogami i spełnionym amerykańskim snem żydowskiego kujona, ale ocenić go nie sposób. A triumfalny pochód jego dzieła przez świat trwa. Dopóki ktoś nie wymyśli czegoś lepszego. Ale to pierwszy z reguły zgarnia wszystko. Czy Zuckerberg może spać spokojnie? Tego nikt nie wie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny