Reżyser zabiera widzów na plan filmowy. Ale nie ten z czasów PRL-u, kiedy cała Polska z zapartym tchem śledziła pracę ekipy w Egipcie, tylko raczej taki z 20-lecia międzywojennego. Wtedy król kina popularnego Michał Waszyński kręcił obraz za obrazem w dwa tygodnie, a fantastyczne scenografie budowano w studiach. Na scenie Teatru Dramatycznego jest podobnie.
Ma być tanio, szybko, a i jeszcze przy tym... oryginalnie. Dorośli uśmiechną się pod nosem słysząc wyznanie reżysera powstającego filmu, że wcześniej wsławił się dziełem „Okowy wolności”, dzieci raczej będą czekać na pustynię i słonia. I doczekają się.
Szybko okazuje się, że pustynię, jak przed wojną, można stworzyć w studiu, a tak zwany green box umożliwia różne sztuczki techniczne pokazywane w czasie rzeczywistym na ekranie. Dorośli mogą też śmiać się do łez z ról przypisanych dorosłym aktorom. Rozkapryszona gwiazdka seriali, która ma zagrać Nel, szukający w uwspółcześnianej na siłę wersji filmowej terrorystów Benek, nie kojarzący, że kamerzysta przedstawiony jako polski Tatar ma prawo być muzułmaninem, czy postać Mentorki z pasją zagrana przez Arletę Godziszewską bawią.
Nie do końca jasna jest nagła przemiana oponentów wystrojonych w steam punkowe ciuchy głównych bohaterów w potwory rodem z „Marsjańskiej masakry”. Idiotyzm kręcenia filmu za wszelką cenę jest oczywisty dla wielbicieli Monty Pythonów, ale czy dla dzieci?
Mimo znakomitego pomysłu na pokazanie roli osoby udźwiękowiającej obraz, trudno na nią zwracać uwagę, bo z reguły wtedy coś atrakcyjnego dzieje się po środku sceny.
Doprowadzona do absurdu scena wykurzania węża z baobabu wyglądającego jak ukwiał – plastycznie i choreograficznie zachwyca. I tylko co jakiś czas z jaskółki wychyla się tekturowy Sienkiewicz i grozi autorom palcem. Słowami innych wieszczów przestrzega przed bezmyślnym przerabianiem powieści. Dopiero, kiedy kamerzysta będzie miał dość idiotów na planie, wyjmie stary egzemplarz „W pustyni i w puszczy” i zarzuci aktorom i reżyserowi, że jej nie czytali.
I tu wszystko siada. Przed oczami mamy znakomity teatr cieni, tyle, że towarzyszy mu przydługa czytanka mających się ku sobie reżysera i mentorki. Mimo niecodziennego sposobu opowiadania, robi się papierowo. W końcu, jak w „Ziemi obiecanej” okaże się, że lepiej wszystko spalić niż brnąć w długi. Z głośników bucha pop rock, dzieci klaszczą, a w uszach brzmią słowa wypowiedziane w jednej z pierwszych scen: „Czy młodzież to rozkmini”???
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?