Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paterson. Pochwała codzienności

Dominik Sołowiej
Kadr z filmu "Paterson"
Kadr z filmu "Paterson" Mat. dystrybutora
„Życie samo w sobie nie jest ani dobre ani złe; ani nudne, ani ekscytujące; ani wesołe, ani smutne. To, jakie naprawdę jest, zależy wyłącznie od nas”. Taka, nieco banalna myśl, przyszła mi mi do głowy po obejrzeniu „Patersona” Jima Jarmuscha – filmu w zasadzie bez historii, filmu o niczym. Ale kiedy wychodziłem z kina późnym wieczorem, uśmiechałem się od ucha do ucha, ciesząc się, że ktoś jeszcze takie filmy ma ochotę kręcić.

Jarmusch po raz kolejny pokazał, że kino to nie tylko samochodowe pościgi, seks, przemoc i łamanie prawa. To także (albo przede wszystkim) subtelna, intymna opowieść o codzienności, którą doświadcza każdy z nas, budząc się z rana, robiąc śniadanie, wychodząc do pracy, gotując obiad i pijąc poranną kawę.

„Akcja” filmu dzieje się w Paterson, niewielkiej amerykańskiej miejscowości w stanie New Jersey. To właśnie tam, codziennie rano, o 7.15 budzi się do życia Paterson – kierowca autobusu, cichy wielbiciel poezji, człowiek zakochany po uszy w uroczej, szalonej nieco kobiecie, a przy okazji - właściciel sympatycznego psa Marvina. Mężczyzna nie wyróżnia się niczym szczególnym. To lekko uśmiechnięty gość, który pięć dni w tygodniu wozi ludzi po Paterson, dyskretnie przysłuchując się temu, o czym mówią między jednym a drugim przystankiem. Po pracy mężczyzna zawsze je posiłek w parku, pisze krótki wiersz, a później wraca do domu, je obiad i wychodzi wieczorem na spacer z psem, zaliczając przy tym piwko w swoim ulubionym pubie. I tak w kółko, wydawałoby się do znudzenia. A jednak nie. Bo Paterson najwyraźniej jest szczęśliwy ze wszystkiego, co wydarza się w jego życiu. Są to sprawy drobne, małe, pozornie nic nie znaczące: rozmowa z dziewczynką o poezji, krótkie spotkanie z przyjacielem, lektura książki, wypicie porannej kawy. I nawet kiedy w jego codzienność wkrada się odrobinę chaosu, nieco smutny Paterson idzie do parku i tam z uwagą przygląda się niebu. Bo co innego może zrobić człowiek, kiedy coś nie układa się po jego myśli?

Film Jima Jarmuscha to prosta pochwała codzienności, z wszystkimi jej smutkami i radościami. Kiedy dziś, za sprawą telewizji, wyrobiliśmy w sobie przekonanie, że dobre życie to ciągłe przygody, brylowanie w towarzystwie i zdobywanie fortuny – amerykański reżyser proponuje inną wersję rzeczywistości. Według niego źródłem szczęścia może być to, co umyka nam w pogoni za marzeniami. Przecież spacer po mieście może być równie fascynującą czynnością, co wspinanie się na Mount Everest, a obiad z ukochaną osobą jest równie wciągający, co jazda bolidem formuły 1. Wszystko zależy od nas. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki.

Z jednego jeszcze powodu warto obejrzeć „Patersona”. To film o książkach, o literaturze, o poezji. Usłyszymy w nim m. in. piękne wiersze amerykańskiego poety Williama Carlosa Williamsa, który w wierszu „Pieśń miłosna” napisał: „Kto będzie pamiętał o nas w czasach, które przyjdą? Niech ktoś powie przynajmniej, że czarne gałęzie wybuchły zapachem” (tłum. Julia Hartwig).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny