Jarmusch po raz kolejny pokazał, że kino to nie tylko samochodowe pościgi, seks, przemoc i łamanie prawa. To także (albo przede wszystkim) subtelna, intymna opowieść o codzienności, którą doświadcza każdy z nas, budząc się z rana, robiąc śniadanie, wychodząc do pracy, gotując obiad i pijąc poranną kawę.
„Akcja” filmu dzieje się w Paterson, niewielkiej amerykańskiej miejscowości w stanie New Jersey. To właśnie tam, codziennie rano, o 7.15 budzi się do życia Paterson – kierowca autobusu, cichy wielbiciel poezji, człowiek zakochany po uszy w uroczej, szalonej nieco kobiecie, a przy okazji - właściciel sympatycznego psa Marvina. Mężczyzna nie wyróżnia się niczym szczególnym. To lekko uśmiechnięty gość, który pięć dni w tygodniu wozi ludzi po Paterson, dyskretnie przysłuchując się temu, o czym mówią między jednym a drugim przystankiem. Po pracy mężczyzna zawsze je posiłek w parku, pisze krótki wiersz, a później wraca do domu, je obiad i wychodzi wieczorem na spacer z psem, zaliczając przy tym piwko w swoim ulubionym pubie. I tak w kółko, wydawałoby się do znudzenia. A jednak nie. Bo Paterson najwyraźniej jest szczęśliwy ze wszystkiego, co wydarza się w jego życiu. Są to sprawy drobne, małe, pozornie nic nie znaczące: rozmowa z dziewczynką o poezji, krótkie spotkanie z przyjacielem, lektura książki, wypicie porannej kawy. I nawet kiedy w jego codzienność wkrada się odrobinę chaosu, nieco smutny Paterson idzie do parku i tam z uwagą przygląda się niebu. Bo co innego może zrobić człowiek, kiedy coś nie układa się po jego myśli?
Film Jima Jarmuscha to prosta pochwała codzienności, z wszystkimi jej smutkami i radościami. Kiedy dziś, za sprawą telewizji, wyrobiliśmy w sobie przekonanie, że dobre życie to ciągłe przygody, brylowanie w towarzystwie i zdobywanie fortuny – amerykański reżyser proponuje inną wersję rzeczywistości. Według niego źródłem szczęścia może być to, co umyka nam w pogoni za marzeniami. Przecież spacer po mieście może być równie fascynującą czynnością, co wspinanie się na Mount Everest, a obiad z ukochaną osobą jest równie wciągający, co jazda bolidem formuły 1. Wszystko zależy od nas. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki.
Z jednego jeszcze powodu warto obejrzeć „Patersona”. To film o książkach, o literaturze, o poezji. Usłyszymy w nim m. in. piękne wiersze amerykańskiego poety Williama Carlosa Williamsa, który w wierszu „Pieśń miłosna” napisał: „Kto będzie pamiętał o nas w czasach, które przyjdą? Niech ktoś powie przynajmniej, że czarne gałęzie wybuchły zapachem” (tłum. Julia Hartwig).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?