Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść o miłości i mroku

Jerzy Doroszkiewicz
Kadr z filmu "Opowieść o miłości i mroku"
Kadr z filmu "Opowieść o miłości i mroku" Mat. dystrybutora
Autobiograficzna powieść Amosa Oza tak zauroczyła Natalie Portman, że postanowiła zadebiutować jako reżyserka. Piękną Żydówkę o polskich korzeniach wsparł swoim profesjonalizmem Sławomir Idziak.

Tej parze wyszedł bardzo kameralny i bardzo piękny film. Odczytywać go można na wiele sposobów. Nie ma w nim Holokaustu, polskie kresy jawią się szczęśliwą krainą dzieciństwa, gdzie wszyscy żyli w zgodzie. Ze sobą, swoimi namiętnościami, pasjami i wreszcie wyznaniami. Świadoma, iż pochodzący z wielkiego poru Odessy ojciec Oza władał podobno 12 językami, Portman swoim aktorom nakazała grać po hebrajsku, kiedy potrzeba pojawia się polski, w relacjach z Arabami angielski. Już tylko dzięki temu zabiegowi film nabiera autentyczności. I właśnie ta autentyczność dyskretnie maluje dramat, jaki rozgrywał się w sercach i umysłach rodziców przyszłego pisarza.

Przypomnijmy. Z Europy do Palestyny wyjechali w latach 30. XX wieku, tam osiedlili się i skończyli uniwersytet. W książce Oz mówi już na samym początku to, czego domyśleć się może wrażliwy widz z aury obrazu. Zdaje się, że obydwoje rodziców najzwyczajniej w świecie nie chciało opuszczać Europy Czechowa i Goethego. Zakochani w literaturze, wysokiej kulturze trafili nagle na jałową ziemię, gdzie uprawy dają plony po wielkim trudzie. Kiedy kończy się II wojna światowa ich cierpienie powiększa się. Zdają sobie sprawę, że dzieki emigracji przeżyli, a jednocześnie zakochani w humanistycznych wartościach nie umieją zrezygnować z miłości do książek na rzecz pracy na roli we wzorowanych na sowieckich kołchozach kibucach. Kiedy Żydzi muszą walczyć o swoje ziemie, inteligencki ojciec przywdziewa mundur, choć chwilę wcześniej udowodnił, że nie umie wbić w wyschniętą glebę palika. Czyż nie przypomina to dramatu polskich inteligentów, którzy szli do powstania warszawskiego?

W kameralnych scenach Portman cudownie uchwyciła dramat małego Oza, nieprawdopodobnie wiarygodnie zagranego przez Amira Tesslera. Przez psychiczną chorobę matki musiał przedwcześnie dorosnąć, jednocześnie zamykając się w sobie i otwierając na świat wyobraźni, tych właśnie tytułowych opowieści, wizualizowanych przez Portman pospołu z Idziakiem. Polski operator lubuje się w nakładaniu filtrów, żydowska ziemia obiecana jawi się wypraną z barw, bóle egzystencjalne matki chłopca toną w ponurych błękitach. Przejmująca muzyka Nicholasa Britella dodatkowo wżera się w świadomość oglądającego, zaś kiedy kompozytor posługuje się fortepianowymi pasażami ilustrując ratowanie tonącej kobiety przez mnicha, trudno ne przypomnieć sobie podobnej sceny z filmu "Godziny".

Natalie Portman wraz ze Sławomirem Idziakiem stworzyli obraz, oddający pewnie w kilkunastu procentach bogactwo książki, przypominając jednocześnie o początkach kształtowania się Izraela. Słuchając cytatów płynących z ekranu, zupełnie nie dziwi, że właśnie wydawnictwo rozpoczęło dodruk wznowienia. To znakomita literatura, wsparta przez bardzo przyzwoity, wzruszający film.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny