„Na linii świata” zaczyna się jak niezła powieść obyczajowa. Studentka psychologii po zajęciach wygina się przed internetową kamerką dorabiając sobie do stypendium. Ani prostytutką nie jest, ani się za taką nie uważa. Ale inteligenckość każe jej podjąć grę z wykładowcą, która będzie miała opłakane konsekwencje. Jednak w życiu nie ma przypadków, zatem owa studentka spotka się w realu z poznanym na erotycznym czacie amerykańskim naukowcem i trafi do jego domu w Kalifornii. Będą trzęsienia ziemi, hakerzy, utraty danych i utraty rodzinnych więzi.
Bo tak naprawdę Manuela Gretkowska opowiada o rozpadzie XXI-wiecznego świata. O zastępowaniu realnych kontaktów wirtualnymi, o poszukiwaniu sukcesu za wszelką cenę, o walce o kontrolę nad innym człowiekiem. Wirtualny fałsz sąsiaduje tu ze smutną prawdą o niepełnosprawnym dziecku i jeszcze smutniejszym stwierdzeniu, że „z rodziny się wyrasta”. Bez stałych wyznaczników, życiowych słupów granicznych, codzienność miast ziemskim rajem może stać się ziemską udręką.
I prawdopodobnie o tym chciała opowiedzieć Manuela Gretkowska. Pewnie ze względu na swój status chętnie tłumaczonej pisarki, przenosi akcję książki za Ocean. Zdaje się, że jeszcze większe piekło mogłaby wykreować i w Warszawie.
Katarzyna Bonda na Targach Książki w Białymstoku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?