Do dziś wielu nie może zrozumieć jak jedno z największych światowych mocarstw (bo zdania czy byli nimi Sowieci czy Amerykanie mają prawo być podzielone) mogło przegrać wojnę z wieśniakami kryjącymi się w dżungli. Z prymitywnym uzbrojeniem wobec potęgi militarnej i z rozbudowanym zapleczem A jednak. Wystarczy przeczytać kilkanaście stron z rozdziału „Wioska Ben Suc”, by podświadomie wyczuć, że w świetnie uzbrojonych żołnierzach z USA zalegają pokłady strachu. Niewielu wśród nich ideowców, którzy chcieliby niszczyć komunizm na całym globie, większość to oportuniści przerażeni udziałem w wojnie. Znamy opowieści o strachu, co wielkie ma oczy. Znamy, a przynajmniej słyszeliśmy o tak zwanej konwencji genewskiej, której łamanie stawiało żołnierzy Hitlera w szeregu ludobójców za mordowanie ludności cywilnej. Jak zatem ocenić przywoływany po wielokroć jednostkowy przypadek zastrzelenia rowerzysty. Dlaczego? Bo wyjeżdżał z pacyfikowanej wioski, mimo zakazu, którego mógł nie rozumieć, bo miał czarny strój podobny do odzienia noszonego przez Wietkong, bo… Amerykanin nie był pewien czy nie ucieka, to go zabił. Człowieka bez broni, czyli według wspomnianej konwencji – cywila. Strach także odbiera rozum, ale czy pozbawia człowieka moralności.
W „Wojskowej połowie” Jonathan Schnell opisuje choćby metody przesłuchań zatrzymanych przez Amerykanów Wietnamczyków. Choć cytuje opowieść z drugiej ręki, brzmi ona porażająco. „Jeden zawzięty sierżant przywiązał takiego za nogi do płoz śmigłowca i poniósł go kilometr nad polami ryżowymi. Kiedy wylądowali, to gadał, cholera, jak złoto” (przeł. Rafał Lisowski). Wystarczy przeczytać rozliczne ulotki, przygotowane do agitowania Wietnamczyków, by poczuć się jak w czasach Goebbelsa. Wracając do moralności – autor opisuje też jak małoletnie Wietnamki wyglądały w powstających wokół amerykańskich baz burdelach. Nie tłumaczy ich postępowania, zamiast tego opisuje w jakim głodzie i z jaką rozpaczą żyją mieszkańcy pacyfikowanej miejscowości. Pisze o licznych ostrzałach cywilów, jednocześnie cytując górnolotne wytyczne sztabów nakazujące nie atakowanie wieśniaków. Strach ma jednak wielkie oczy. Wystarczy uważnie wczytać się w nie zawsze łatwy tekst, by znaleźć prawdę o okrucieństwie tamtej wojny, Każdej wojny.
Jonathan Schell, sam będąc w centrum wydarzeń, opisuje wszystko mechanicznym, pozbawionym przymiotników językiem. Zmusza do myślenia i wywołuje piorunujące wrażenie. Amerykanie nie mogli wygrać, ale nie chcieli tego zrozumieć. Strach...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?