Co odkrył, pisze z przekonaniem już we wstępie. „Przekonacie się, że słowa z ostatniej kampanii wyborczej, że nasz kraj leży w gruzach, że jest z dykty, plastmasy i tektury, obrażają każdego z nas osobiście”.
Kto przez lata czytał reportaże drukowane przez „Gazetę Wyborczą” wielu z bohaterów może pamiętać. Może niekoniecznie kryminalistów, którzy usiłują sobie ułożyć życie, ale już bezradnych, zachowujących się jak puste chochoły pracowników likwidowanych pegeerów chyba tak. Albo grudziądzkich anarchistów, czy ostatnich pogrobowców komunizmu. Jacek Hugo-Bader umiał do nich dotrzeć, kiedy trzeba wypić niejednego kielicha, zapalić, posiedzieć przed sklepem z piwem w ręku by usłyszeć prawdę o Polsce. Tej początku lat 90. XX wieku. Czasu gigantycznych przemian tu z zapałem opisanych zmieniającą się ceną dolara i numerami jeden listy przebojów Programu Trzeciego. Jeden dolar kosztował ponad 17 tys. zł, by skoczyć nieco później do 24 tys., na liście przebojów w 1993 roku szalała IRA. A Hugo-Bader spotykał się z ludźmi, którzy nie umieli żyć poza kryminałem. Jedni wracali, innym udało się pozostać na wolności, nawiązać relacje z innymi. Doprawdy wzruszająco brzmią opisy spaceru niesławną wówczas ulicą Brzeską na warszawskiej Pradze Jacka Kuronia, kiedy co i rusz witali się z nim z szacunkiem kumple spod celi. A zrujnowana ulica dziś wygląda zupełnie inaczej. Upadł pobliski bazar Różyckiego, tylko w bramach nadal wystają bandyci. Teraz mieszkają w innych dzielnicach ale na swoim terenie handlują najcięższymi narkotykami, utrzymując całe rodziny.
Jacek Hugo-Bader podróżował przez niemal trzy lata po całej Polsce. Widzi gigantyczne gospodarstwa rolne, poznaje losy ludzi, którzy wykupywali całe pegeery – jedni z sukcesami, inni się poddali. Zauważa wyludnianie się wsi, emigrację zarobkową. Wykonuje też jedną z najbardziej fascynujących czynności reportera – znów powraca jako bezdomny Charlie i szlaja się po najelegantszych miejscach Warszawy. A jak to opisuje. Można wręcz poczuć jego zapach, zapach luksusu i usłyszeć tembr głosu osób, które muszą znosić jego obecność. Tu też można odczytać, ile się w Polsce zmieniło. Wśród szaleńców bożych będą i jasnowidze i osoby szukające samotności z wyboru i człowiek, który mieszkając z żoną całe życie rzeźbił sobie naturalnej wielkości kobiety w drewnie, mało tego – obszywał je i wyprowadzał do ogrodu.
Pomiędzy kolejnymi reportażami sam Jacek Hugo-Bader pisze, że jak magnes przyciąga „ludzi z pobocza, wypchniętych na aut, siedzących na krawężniku albo na ławce rezerwowych”. Pozwala sobie jednak na niesmaczną kpinę zwracając się do czytelników: „zobacz, ile już siedzisz nad tą książką? Z półtora tygodnia jak nic, skoro jesteś w tym miejscu. Mógłbyś oczywiście szybciej, ale jak wiemy, nie nawykłeś do czytania, to nie idzie ci wartko”. A może naprawdę czytają go nie tylko inteligenci? Mniejsza o to. Z naszego punktu widzenia ważne, że odwiedza Krynki, Waliły, wspomina spotkania z Leonem Tarasewiczem, wyznanie winy współpracy z esbekami Sokrata Janowicza i wraca tu po latach. Co od nich usłyszał, co zobaczył, jak dziś czują się ojcowie polskiego in vitro i ich dzieci z próbówki, przeczytacie już – o ile oczywiście zechcecie – sami.
„Audyt” to mistrzowski zbiór autora, któremu wciąż nie jest wszystko jedno. Prawdziwego reportera.
Jacek Hugo-Bader: Każdy z moich bohaterów mógł przeczytać to, co powiedział
Źródło: Dzień Dobry TVN
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?