To właściwie monodram, tyle, że wykorzystujący przemyślny mechanizm poruszający wielką lalką tu nazwaną nadmarionetą. Adam Walny wcielając się w Jana Sebastiana Bacha dywaguje o kruchości sztuki, o rozumieniu muzyki, o jej interpretowaniu, a wszystko to w cieniu "Wariacji Goldbergowskich" wykonywanych przez Glenna Goulda.
I jak koło życia - najpierw zmaterializowany na oczach widzów Bach powołuje do życia pianistę, wydobywając go z wnętrza instrumentu, tak sam, w finale, zajmuje jego miejsce w muzycznym sarkofagu. Skoro nie chcą go na ziemi, a wysyłają w kosmos...
Oczywiście ze starcia z kukłą, poruszaną całkiem skomplikowanym systemem elektrycznie sterowanych linek, zwycięsko zawsze wyjdzie człowiek, ale "Gould – wariacje" mogły zaimponować rozmachem i idealnym dopasowaniem do barokowego wnętrza Auli Magna.
Niestety, tylko w pierwszych rzędach można było widzieć szczegóły przemiany jednego muzyka w drugiego, zaś nieprzemyślane nagłośnienie uniemożliwiało wyraźne zrozumienie tekstu, podawanego wszak do mikroportu. Pewnie dlatego Branicki obywał się bez prądu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?