Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boska Florence, czyli koncert na trzy twarze (wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Meryl Streep, Simon Helberg i Hugh Grant w scenie z filmu "Boska Florence"
Meryl Streep, Simon Helberg i Hugh Grant w scenie z filmu "Boska Florence" Mat. dystrybutora
Weź genialną w każdej roli Meryl Streep, by przyciągnąć kobiety w każdym wieku, Hugh Granta również ku uciesze pań i Simona Helberga dla fanów „Teorii wielkiego podrywu” i jest recepta na sukces. Oczywiście, musi być jeszcze poruszająca historia i świetnie napisany scenariusz.

To wszystko znajdziecie w „Boskiej Florence”. Prawdziwa historia milionerki, która ukochała śpiew, i choć fałszowała okrutnie, publiczność nie tylko przychodziła na jej koncerty, ale też kupowała płytę z jej głosem. Meryl Streep w filmie w reżyserii Stephena Frearsa wyje przeokrutnie, ale jest tak urocza i magnetyczna, że nawet osoby obdarzone słuchem pozwalającym na pracę w orkiestrze OiFP nie zgrzytają zębami. Dużo bardziej nieznośne wydają się postaci „lukrujących” głównej bohaterce wielkich kompozytorów, dyrygentów, czy nauczycieli śpiewu, którzy spragnieni jej pieniędzy, kadzą w żywe oczy. Jednakże – bez obaw. „Boska Florence” to przede wszystkim świetnie napisana i opowiedziana komediowa historia o miłości. Dobiegająca 70-tki milionerka jest szaleńczo zakochana w swoim dużo młodszym mężu, pozwala mu na romanse, ale też cierpi straszliwie, kiedy nie ma go przy swoim boku. Oddzielając warstwę humorystyczną całej sytuacji i towarzysząc bohaterom, z rozwoju wydarzeń można nawet uwierzyć, że nie było to jednostronne uczucie.

Pomarszczony, ale wciąż łobuzersko uśmiechnięty Hugh Grant, nie tylko gra rolę fałszywego bawidamka i duszy towarzystwa, ale też ofiarnie wspiera swoją jakby nie było, żonę w przekonaniu o sukcesie jej występów. Sceny, które odgrywa ta para we wrażliwych widzach mogą wywołać całą gamę uczuć – od obrzydzenia z powodu hipokryzji, jaką demonstruje Grant po wzruszenie, kiedy zdaje się, że czułość okazywana przez niego żonie, nie jest udawana.

Znakomitym pomysłem było obsadzenie w roli akompaniatora Florence znanego z komediowego serialu „Teoria wielkiego podrywu” Simona Helberga. Aktor w pełni wykorzystuje swoje komediowe emploi. Po kilku minutach, wystarczy, że widz widzi go w zbliżeniu, a z miejsca sala pęka ze śmiechu. Generalnie, na tym filmie, szczerze śmieje się cała sala i nie jest to li tylko śmiech z możliwości wokalnych tytułowej Florence. Humorystyczne sytuacje gonią jedna drugą, a że sytuacje, czas i miejsce akcji – Nowy Jork – podobne są do tych z „Śmietanki towarzyskiej”, zaręczam że na tym filmie zabawy będzie znacznie więcej, zaś zakończenie wyciśnie łzy.

„Boska Florence” dzięki genialnej obsadzie i nietypowej, podanej z humorem historii, może być jednym z kandydatów do najlepszej komedii roku 2016. Nie zdziwiłoby chyba nikogo, gdyby Meryl Streep za rolę Florence Foster Jenkins dostała Oscara.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny