Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Wydmiński - Wariatkowo, wariatkowo...

Dominik Sołowiej
Okładka tej książki nie zapowiada lektury łatwej i przyjemnej. Upiorna postać z obrazu Edvarda Muncha stoi na tle ceglastego budynku szpitala w Choroszczy. To zestawienie jest nieprzypadkowe, bo właśnie o tym miejscu pisze Andrzej Wydmiński-Wydma w zbiorze opowiadań „Wariatkowo, wariatkowo...”, opublikowanym przez Fundację Sąsiedzi.

Bohaterowie jego książki to ludzie pogubieni życiowo: alkoholicy, narkomani, włóczędzy. Ich życie sprowadza się do picia i wymiotowania, seksu, zdrady, miłości i nienawiści. A wszystko to w czterech ścianach oddziału psychiatrycznego, który dla nich staje się centrum wszechświata, a dla nas, czytelników, miejscem wyrażającym nieprzewidywalność i ulotność losu. Pacjenci psychiatryka nie zadają sobie trudnych pytań. Ich największym problemem jej zaparzenie kolejnej herbaty, zapalenie papierosa lub przedostanie się do sali, w której obejrzeć można program w telewizji. W międzyczasie toczą tragikomiczne dyskusje o codzienności – rozmowy, które uznać można za kwintesencję szaleństwa.

Ale szpital to nie jedyna przestrzeń, do której zabiera nas Andrzej Wydmiński. Bohaterowie „Wariatkowa...” wędrują przez Choroszcz, Białystok, podlaskie wioski i miasteczka, a jest to podróż jak przez sen, a właściwie koszmar, w którym rozpada się wszystko: relacje między ludźmi, kariery i marzenia. Całość spina rozpacz, beznadzieja, smutek, brak zaufania, cierpienie i śmierć – wszystko w oparach alkoholu. Jest w tej książce jedno, symboliczne dla całego zbioru, opowiadanie. Zaczyna się ono od słów: „Procesja posuwała się wolno. Jak każda. Sterane postacie starców w strojach czarnych, miejscami wyleniałych, od których dolatywała woń naftaliny, początkowo pochylały się, jakby drobne krople deszczu stanowiły zbyt wielki ciężar, by zaraz wyprostować się i zrzucić jarzmo. Ale uparte krople chyliły je na powrót”. Nie ma znaczenia, czy znajdujemy się w domu wariatów, czy Wydmiński każe nam wyjść na zewnątrz. Nasz świat okazuje się być dmuchanym balonikiem, rzucanym przez wiatr we wszystkich kierunkach, a my – zamknięci w nim od narodzin do śmierci – możemy tylko zastanawiać się, dlaczego wciąż kręci nam się w głowach. Może nie tylko za sprawą alkoholu?

Lektura „Wariatkowa...” budzi mieszane uczucia. Chociaż opowiadania napisane zostały przez wytrawnego twórcę, znającego swoje rzemiosło – książka ta to dantejska podróż przez piekło, które stwarzamy sobie i innym. Nie chcemy jej czytać, bo wywołuje w nas wstręt, mdłości, odruch wymiotny. Ale nie możemy jednocześnie się od niej oderwać, czując się tak, jak w trakcie czytania powieści Charlesa Bukowskiego.

Wydmiński pisze: „Formalności i na oddział X. Jeżeli nie jesteście, ma się rozumieć, zabzdryngoleni w drebiazgi. Piżamka, kapciuszki; salowy pościele wam łóżko i zrobi to po raz pierwszy i ostatni. Następnie trzy kroplówki: płyn fizjologiczny, wieloelektrolitowy, izotoniczny; infectio gluciosin 5%; natrium chloratum 0,9%. Jeszcze tabletki i w objęcia Morfeusza”.

Oto oddział X. Witajcie w wariatkowie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny