Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jolanta Sztachelska napisała Henryk Sienkiewicz. Życie na walizkach

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Jolanta Sztachelska , dr hab. Prof. Uniwersytetu w Białymstoku. Zainteresowania badawcze: literatura polska II połowy XIX i pocz. XX wieku i jej konteksty światowe, dokumentaryzm, estetyka XIX wieku, Henryk Sienkiewicz, children studies. Najważniejsze publikacje książkowe: :  Reporteryje i reportaże. Dokumentarne tradycje prozy polskiej ( 1997), Czar i zaklęcie Sienkiewicza ( 2003),  Zabijanie klasyków. Studia i eseje ( 2015). Z rzeczy najnowszych: prócz książki –albumu Henryk Sienkiewicz. Życie na walizkach (Veda Warszawa 2017) ukazała się właśnie jej książka  Mity Sienkiewiczowskie i inne studia tylko o nim ( DiG Warszawa 2017).
Jolanta Sztachelska , dr hab. Prof. Uniwersytetu w Białymstoku. Zainteresowania badawcze: literatura polska II połowy XIX i pocz. XX wieku i jej konteksty światowe, dokumentaryzm, estetyka XIX wieku, Henryk Sienkiewicz, children studies. Najważniejsze publikacje książkowe: : Reporteryje i reportaże. Dokumentarne tradycje prozy polskiej ( 1997), Czar i zaklęcie Sienkiewicza ( 2003), Zabijanie klasyków. Studia i eseje ( 2015). Z rzeczy najnowszych: prócz książki –albumu Henryk Sienkiewicz. Życie na walizkach (Veda Warszawa 2017) ukazała się właśnie jej książka Mity Sienkiewiczowskie i inne studia tylko o nim ( DiG Warszawa 2017). Wojciech Wojtkielewicz
Z punktu widzenia literaturoznawcy "Listy z podróży do Ameryki" Henryka Sienkiewicza to nowoczesna książka reportażowa, pełna przygód, opisów przyrody, napisana żywym, barwnym językiem - mówi prof. Jolanta Sztachelska, autorka pięknego albumu "Henryk Sienkiewicz. Życie na walizkach"

Stara łacińska sentencja Pompejusza Plutarcha głosi, że „navigare necesse est”, czyli żeglowanie jest koniecznością, z Pani najnowszej książki wynika, że dotyczy to także Sienkiewicza? Do tej pory tak się o nim nie mówiło.
Prof. Jolanta Sztachelska: Tak, taka jest podstawowa teza tej książki. Plutarch mówi o życiu w ogóle, żeglowanie jest metaforą życia. W odniesieniu do Sienkiewicza, co wydaje się paradoksem, bo wyobrażenie pisarza historycznego jest u nas zgoła inne - to ktoś, kto pracuje przy biurku i w bibliotece – to zupełnie inne spojrzenie i na jego biografię, i na twórczość. Sienkiewicz, jak wynika to z jego korespondencji prywatnej, obsesyjnie podróżuje. To gdzieś wyjeżdża, to skądś wraca. W najbardziej intensywnym twórczo okresie swojego życia był w siedemdziesięciu krajach, Kazimierz Wyka obliczył, że to tak jakby 15 lat bez przerwy być w drodze!

Skąd my to wiemy? On w podróży nieustannie pisze – a to listy do swoich ulubionych adresatów, a to utwory literackie, co jest szczególnym sposobem uprawiania zawodu literata, bo proszę pamiętać, że wtedy nie było komputerów i maili, a maszyna do pisania pojawia się stosunkowo późno. Za to poczta i pociągi działały bez zarzutu.

Niewątpliwie mamy tu do czynienia z jakimś objawem wręcz maniakalnym i ja nie mam właściwie wątpliwości, że to się odbywa według pewnego wzoru – piszę, żeby jeździć, jeżdżę, żeby pisać. Większość jego utworów, a to zaczyna się od korespondencji dziennikarskich we wczesnych latach 70. XIX stulecia, a później dotyczy także jego największych powieści, powstaje, bo zamówiła je wcześniej redakcja, a autor dostał zaliczkę. W późniejszym okresie Sienkiewicz podróżuje także, żeby uciec przed sławą i zobowiązaniami w kraju. Ucieka, żeby pisać. Za Wyką przyjmuję, że to rodzaj bovaryzmu – czyli zachowania ucieczkowego, po raz pierwszy opisanego w odniesieniu do Emmy Bovary, bohaterki głośnej powieści Gustawa Flauberta. Bovaryzm oznacza niezadowolenie z miejsca, w którym się jest i ucieczkę z życia, które nas nie satysfakcjonuje w sferę marzeń i projekcji różnych fantazmatów. Tak, Sienkiewicz jest z pewnością takim podróżnikiem w czasie i przestrzeni. To wyjaśnia w jakimś stopniu jego twórczość, choć nie robiłabym z tego jakiejś głównej tendencji interpretacyjnej, bo to zawsze redukcja tego, co w twórczości niepoznawalne.

A skąd wziął się ten jego „bovaryzm”, to szukanie szczęścia gdzie indziej?

Bez wątpienia źródłem tych zachowań jest sytuacja życiowa pisarza – na starcie bardzo nędzna i bez widoków na przyszłość, myślę tu przede wszystkim o jego dziennikarsko-literackich początkach. A nawet o tym, że jego szlachectwo, na które lubił się powoływać, było już tylko mrzonką, rodzice roztrwonili schedę. Ale trzeba tu także wspomnieć o sytuacji Polski pozaborowej z licznymi jej ograniczeniami, np. cenzurą, małym, mocno podzielonym środowiskiem dziennikarskim Warszawy, straszliwym zacofaniem ekonomicznym, gnuśnością życia, brakiem perspektyw… Niewątpliwie jest też coś z tego eskapizmu w jego osobowości. Bovaryzm to jest zawsze niezgoda na to, co jest, i silne pragnienie, żeby być gdzie indziej. Ja za często tego nie powtarzam, ale według mnie ten arcypolski pisarz (tak przynajmniej chcemy go widzieć) nader często uciekał od Polski właśnie – swarliwej, skłóconej, ogromnie różniącej się od tego, co było jego ideałem…

Do tego jeszcze wrócimy, ale intryguje mnie co innego. We wprowadzeniu wspomina Pani o tzw. „przestawce lokalizacyjnej”, dając za przykład historię powstania Szkiców węglem. Utwór, którego akcja dzieje się na polskiej wsi o wdzięcznej nazwie Barania Głowa, rodzi się w głowie pisarza gdzieś na plaży nad Oceanem Spokojnym w kompletnie innych okolicznościach…. To chyba najlepsze świadectwo tego, jak osobnymi regułami rządzi się wyobraźnia pisarza?

O, tak. Sienkiewicz nigdy nie pisał utworów powiązanych z miejscem, w którym aktualnie się znajdował.

…Ale to wiedzą chyba tylko znawcy? „Listy z Afryki napisał w… Zakopanem, a nowele amerykańskie w Paryżu?

Tę listę moglibyśmy kontynuować: Krzyżaków pisał na przykład w Bretanii w zameczku swojego przyjaciela, Brunona Abakanowicza. Odmienność scenerii, w której przebywał aktualnie, chyba jakoś szczególnie pobudzała jego imaginację.

A tak właściwie – do czego Henryk Sienkiewicz potrzebował podróży? Był w dzisiejszym rozumieniu kwalifikowanym turystą?

Artysta zawsze potrzebuje podróży – dla edukacji, wrażeń, emocji. Zawsze tak było. Pisarze podróżują, żeby w ogóle pisać. Podróż otwiera oczy na inność, daje szersze spojrzenie, wzbogaca. To może truizmy, ale podróż czyni z nas lepszych ludzi, niezmiernie poszerza nasze horyzonty. Uczy rozumienia i szacunku dla inności, ale także dystansu dla siebie, a więc do spraw polskich. Przepraszam krowę, ale siedząc w jednej oborze i chodząc ciągle po tym samym polu, nie będzie wiedziała, że gdzieś indziej trawa bardziej zielona , a i gospodarz lepszy…

Sienkiewicz mówi tak: podróż „napełnia dzbanek życia”. Jemu dawała energię, dzięki podróżom mógł żyć i pisać. Ale pytanie o sens podróży w XIX wieku zawsze jest ważne. Polski na mapie nie było, była krajem peryferyjnym, z którym nikt się nie liczył. Wyjazdy dawały Polakom możliwość zetknięcia się z innym światem, nowoczesnością. W XIX wieku powszechne są migracje ludności, nie tylko polityczne, ale także ekonomiczne. W Ameryce na przykład Sienkiewicz stał się świadkiem tego, jak wygląda emigracja Polaków za ocean. I jego ogląd sprawy jest bardzo ciekawy, powiedziałabym - wyważony. Bo z jednej strony on widzi masy kompletnie nieprzygotowanych do emigracji polskich chłopów pozostających dosłownie „na woli bożej”, w okrutny sposób wykorzystywanych przez różnych oszustów i pośredników, a z drugiej – powiada zdroworozsądkowo: dacie sobie radę, może nie w tym, to w następnym pokoleniu. Literackie świadectwa dotyczące emigracji trzeba u Sienkiewicza czytać łącznie – bez sentymentalizmu. Bo on z jednej strony pokazuje np. w Latarniku emigranta, który już zawsze będzie skazany na melancholię, „emigrenę” – jak mówią moi koledzy, którzy wyemigrowali z Polski w latach 80., i którzy mówią, że to taki rodzaj ciągłego bólu głowy. Jestem nieszczęśliwy, bo nie jestem w Polsce, ale nie mogę w niej być, bo tu jestem nieszczęśliwy. A z drugiej strony – jest kapitalne Wspomnienie z Maripozy, w którym Sienkiewicz – bo to jest taka relacja z życia pokazująca prawdziwego emigranta – spotyka człowieka, który z braku dostępu do polskiej kultury ćwiczył się w tym, by nie zapomnieć ojczystego języka na polszczyźnie z Biblii księdza Wujka. I tu – ja widzę taki przekaz: „możesz być emigrantem, ale dopóki masz swój język i swoją kulturę, wszędzie jesteś u siebie….” To bardzo nowoczesne spojrzenie, jakże aktualne i dzisiaj, kiedy wędrówki za pracą uprawia cały świat.

Pisze Pani, że Stany Zjednoczone były pod koniec XIX wieku niezwykle modne w Europie – zdaje się, że ta moda przetrwała do dziś? To chyba był też okres świetności wydawców prasy i dziennikarzy, skoro Sienkiewiczowi udało się przekonać „Gazetę Polską” do finansowania podróży za ocean?

Stany Zjednoczone to wielki mit nowoczesnego świata, eksperyment, bez którego Europa zachodnia nie potwierdziłaby swojej supremacji cywilizacyjnej. Eksperyment oczywiście okrutny, bo to przecież jest taki przepis: weźmy sobie kontynent, wyrzućmy jego pierwotnych mieszkańców i zacznijmy wszystko od początku… Ameryka w XIX wieku, na początku XX wieku to była ziemia obiecana dla ludzi pozbawionych w Europie, w Polsce także, nadziei i perspektyw… A kwestia indiańska kojarzyła się z losem Polaków spychanych np. w zaborze pruskim na margines.

Więc te Listy z podróży do Ameryki, które Sienkiewicz nadsyłał do kraju, opowiadały nie tylko o jego zachwycie dla nowej cywilizacji, ale także o jej kosztach. Bardzo go Indianie obchodzili. To widać w jego tekstach, które zupełnie mimo zmiany realiów nie straciły swojej humanistycznej wymowy.

Sprawa druga: dziennikarstwo. Rzeczywiście stało wówczas na bardzo wysokim poziomie. W redakcjach pracowali najwybitniejsi ludzie tamtej epoki, dla których nie było zresztą innych miejsc pracy, innych dróg samorealizacji, pewne zawody były dla Polaków zupełnie niedostępne. Stąd powszechne w tamtej epoce zjawisko tzw. „emigracji zdolności”. Sienkiewicz odnotowuje to m.in. podczas podróży na Wschód, przez Bałkany do Turcji.

A wracając do prasy. Czasopisma były oknem na świat i jedynym, choć cenzurowanym forum wymiany myśli. W II połowie XIX wieku odegrały bardzo ważną rolę w promowaniu nowoczesności.

Sienkiewicz w swoich korespondencjach fascynował się zdobyczami techniki – kolejami, metrem. Wielkie zdjęcie brooklyńskiego mostu najlepiej symbolizuje różnicę pomiędzy Warszawą a Nowym Jorkiem?

Potwierdzam. Proszę pamiętać, że to reprezentant pozytywistów, generacji, która wierzy w naukę, postęp i chce żyć tak, jak inni ludzie na świecie. Korzystać z nowoczesnych środków transportu, komunikacji, itd. Nie wiem, na ile jest to wyraźne w mojej opowieści, ale Sienkiewicz w czasie pobytu w Londynie (w drodze do Ameryki) zdefiniował istotę nowoczesnej zachodnioeuropejskiej demokracji. Jest nią nie metro i nie wygląd ulic, ale – uwaga! - zaufanie i bezpieczeństwo. Na tym polega wyższość demokracji nad innymi ustrojami. Przyzna Pan, że i dzisiaj ma to dla nas znaczenie…

Z Pani analizy amerykańskich korespondencji wynika, że Nowy Jork niezbyt zachwycił Sienkiewicza…

No, nie jest to tak do końca prawdziwe… Sienkiewicz jest w Nowym Jorku 5 dni, nie zna języka, trochę jest przerażony rozmachem i tempem życia…Ja byłam w Stanach Zjednoczonych dwukrotnie w swoim życiu, w tym kilkakrotnie w Nowym Jorku i wiem, że to tak właśnie działa. Nowy Jork to jest jedyny w swoim rodzaju spektakl życia. Tam jest wszystko to co najlepsze i najgorsze w amerykańskim życiu, największe wyrafinowanie i największy prymitywizm. Do tego w pigule, w dziwnym poplątaniu. To stanowczo nie jest miasto, które wyzwalałoby letnie uczucia. A relacja Sienkiewicza jest – jak by to określić – trafiona. Miał ogromną intuicję, umiał patrzeć.

Pisarz, przyglądając się losom Indian amerykańskich chyba zdawał sobie sprawę, że rozwój tego kraju następuje dosłownie „po trupach”?
Tak, wyraźnie o tym pisze i jest po …No właśnie, tu jest pewien problem. Bo on jest po stronie Indian, ale rozumie też przybywających z Europy, dla których w ich ojczyznach nie ma miejsca. W pewnym momencie powie, że początki każdej cywilizacji to przemoc i rozbój, wie to z analizy literatury rzymskiej, ale i z autopsji. W Ameryce przebywał prawie dwa lata, większość tego pobytu przypada na Kalifornię, która wtedy była jeszcze w obszarze tzw. Dzikiego Zachodu, terenu niczyjego, z nieustalonymi granicami i działającym powszechnie prawem pięści. Żył tam wśród pionierów osadnictwa, skwaterów, ludzi trudniących się poszukiwaniem złota, kowbojów… To kompletnie inny Sienkiewicz – nie ten felietonista z Warszawy, który wysiadł na amerykańskim brzegu z „Germanicusa”, ale jeden z nich. Sienkiewicz w dżinsach, jeżdżący na koniu, który jeszcze przed tygodniem gdzieś szalał po prerii ze swymi dzikimi braćmi, sypiający w rozpadlinie skalnej pod gwiazdami. Miał swojego psa, oswoił borsuka. Polował z innymi na niedźwiedzie. Pierwszy raz w życiu poczuł się tam mężczyzną i przekonał się, że chce być pisarzem.

Ale najważniejsze jest to, że on wierzy w tę amerykańską demokrację. Wierzy, że to wszystko jakoś się unormuje, i że ludzie będą tu szczęśliwi. Jeszcze długo po powrocie do kraju Sienkiewicz będzie tęsknić za Ameryką. W listach do przyjaciół pisał, że chętnie by tam uciekł, bo nadal czuje się „człowiekiem z Kanionu”.

Opisując pobyt Sienkiewicza w Ameryce sygnalizuje Pani jego potrzeby erotyczne, wspomina o obscenicznych listach pisanych do publicysty Juliana Horaina.

No cóż, w szkole nie czytamy prywatnych, męskich listów naszych pisarzy, a już z pewnością nie tych, z których uczyniliśmy patriotyczne pałuby. A pisarze to przecież ludzie z krwi i kości. To jest młody, bardzo wtedy przystojny mężczyzna, daleko od domu, wystawiony na liczne pokusy. W Ameryce nie brak pięknych kobiet. Bardzo mu się podobały wtedy młode Meksykanki.

Jak Pani sądzi, czy Sienkiewiczowi udało się w Ameryce ustrzelić bizona?

Jest w Listach z podróży do Ameryki fragment opisujący taką wyprawę, ale nie ma potwierdzenia, że to naprawdę miało miejsce. Może to wymyślił? Jeśli tak, to zrobił to bardzo umiejętnie. Sprawność myśliwska należała w jego epoce do podstawowych umiejętności charakteryzujących prawdziwego mężczyznę, a on był na tym punkcie bardzo wrażliwy.

Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz siedzi bardzo długo w Paryżu. Nie śpieszy mu się do ojczyzny? A swoją drogą - dziś do Paryża można dotrzeć z Warszawy w jakieś dwie i pół godziny, jak udawało się pisarzowi, który mieszka przez rok w stolicy Francji bywać na Huculszczyźnie czy w Galicji?

Może najpierw pierwsza kwestia. Rzeczywiście nie śpieszy mu się, a to z powodu sytuacji polityczne. Mówiąc wprost, jako poddany rosyjski obawia się, że zostanie powołany do wojska. Od 1876 roku na Bałkanach trwa zamęt, wybucha wojna rosyjsko-turecka, która w konsekwencji całkowicie zmieni geopolityczną mapę środkowej Europy. On wie o tym już w Ameryce, pod wpływem tej sytuacji napisał swój pierwszy artykuł polityczny, ogłoszony po angielsku w 1877 roku. Opisuje w nim skomplikowane relacje polsko-rosyjskie, objaśnia jak doszło do zaborów, wprowadza też do tzw. kwestii naddunajskiej. Nawiasem mówiąc, jest to tekst nieznany polskiemu czytelnikowi. Względy cenzuralne w jego epoce, a potem w PRL-u nie pozwoliły na opublikowanie tego bardzo antyrosyjskiego tekstu, który po polsku został udostępniony na łamach Wiadomości w Londynie w 1965 roku.

Sprawa druga. Sienkiewicz w Paryżu nie ma z czego żyć. Zyski z cieszącej się ogromną popularnością w kraju korespondencji amerykańskiej są niewielkie i nieregularne, zatem wyrusza w świat, by trochę to rozruszać, np. dając odczyty w galicyjskich kurortach. We Lwowie z kolei pilnuje wystawienia swojego dramatu. Poza tym korzysta z prywatnych zaproszeń. Na jesieni 1879 roku dwukrotnie jest też w Italii, bo udało mu się znowu przekonać redaktora swojej gazety, że warto stamtąd mieć korespondencje. To zawsze był ten sam mechanizm. Nie ma z czego żyć, bierze zaliczki, jedzie i pisze. Do Italii pojechał zresztą za miłością, którą poznał prawdopodobnie gdzieś na deptaku w Szczawnicy. Była to Maria z Szetkiewiczów, jego pierwsza żona.

Pani ukazuje w korespondencjach pisarza z Włoch jego reporterski nerw. Sienkiewicz nie zachwyca się pięknymi krajobrazami, analizując raczej sytuację społeczno-polityczną, która może mieć wpływ na odzyskanie przez Polskę niepodległości?

To jest dziennikarz z temperamentu, człowiek żyjący w określonym czasie. Korespondencje z Italii mają dwie redakcje: warszawską i lwowską, i tu, i tu działa cenzura, ale czego innego dotyczy. A Sienkiewicz bardzo chce napisać nie tylko o zabytkach i pięknie, ale przede wszystkim dać do zrozumienia swojemu czytelnikowi, że na jego oczach kompletnie zmienia się świat. Jego pisarstwo ma wymiar polityczny, który w Polsce przywalono stertą interpretacyjnej sztampy i banialuków, które się wyplata przy każdej okazji… Tak, z tych korespondencji znowu wyłania się młody Sienkiewicz, który marzy o wolnej Polsce.

Pisząc o włoskich podróżach przyrównuje Pani talent obrazowania polskiego pisarza do scen z filmu Ridleya Scotta „Gladiator” – czy to ukłon w stronę młodszych czytelników albumu?

Wie Pan, to moje skojarzenia, ja piszę do wszystkich.

Gdyby ktoś z talentem twórcy Gladiatora nakręcił Quo vadis to byłby kawał dobrego kina, które sprzedałoby się wszędzie. Sienkiewicz wybitnie na to zasługuje, bo nie jest tajemnicą, że europejskie początki kina są związane z jego twórczością. Jeden z pierwszych obrazów kinowych to 1minutowa scena z Neronem i pierwszymi chrześcijanami wyraźnie wzorowana na Quo vadis (1996), uwaga - nakręcona w 1899 roku! U niego jest wszystko: zręczna fabuła, obrazowość, dobre, wyraziste postacie, i to, co lubi dzisiejsza publiczność wychowana w nowoczesnej technologii i na kinie akcji – erotyzm, przemoc, akcja. Że był tym zafascynowany, że ten splot go intryguje, piszę w hiszpańskiej części swojej opowieści, koncentrując się na Sienkiewiczowskiej relacji z corridy,

Pobyt we Włoszech zaowocował także mało dziś znaną powieścią „Bez dogmatu” - warto po nią sięgnąć?

I Bez dogmatu i Rodzina Połanieckich – pierwsza polska powieść mieszczańska, pokazująca jak się robi pieniądze i jak się z nich korzysta w świecie nowoczesnym, zasługują na uwagę. I nie tylko z powodu włoskich sekwencji, ale z uwagi na temat polski. Sienkiewicz w obu powieściach bardzo krytycznie ukazuje Polskę. Jego intencja jest mniej więcej taka: popatrzcie, tak wygląda dzisiejsza Polska – są w niej tylko Płoszowscy (czyli ludzie pozbawieni woli i inicjatywy, skupieni na sobie i przejadaniu swojego dziedzictwa) i Połanieccy (czyli ludzie nowego typu, bez skrupułów, skoncentrowani na robieniu pieniędzy i używaniu). Przyjęcie tych powieści, ku zdumieniu autora, było jednak inne. Bez dogmatu odbierano przede wszystkim jako romans. Skutkiem ubocznym sukcesu tej powieści ( w Italii i Niemczech przede wszystkim) stała się moda na turystykę literacką – podróże do kurortów, w których rozgrywa się powieść. Rodzina Połanieckich, doceniona np. w Rosji za realizm, w Polsce została natomiast odrzucona, bo ujrzano w niej zachętę do groszoróbstwa i pazerności. Kompletne nieporozumienie!

Podróżując do Turcji przez Bułgarię i Rumunię pisarzowi udało się spotkać wielu Polaków. Byliśmy już wtedy narodem mobilnym?

Tak, bardzo, konieczność wyzwala mobilność. To wspomniana wcześniej „emigracja zdolności”. W Bułgarii i Rumunii – państwach wtedy „nowych”, na wielką skalę wcześniej w Rosji, Polacy są wszędzie. Pracują na kolei, na poczcie, w hotelach, bo tu znajdują pracę, która ich satysfakcjonuje. W Polsce byli wykształceni i niepotrzebni. Stanowili w większości tzw. „proletariat umysłowy”. Mogli umierać z nędzy, emigrować, albo radykalizowali się. Bo socjalizm był dla nich wtedy bardzo atrakcyjny.

Czy można powiedzieć, że lata 1944-89 powstrzymały nasz pęd do podróży?

Myśli Pan o Polakach w ogóle? Ależ skądże! Im bardziej byliśmy izolowani, tym bardziej chcieliśmy podróżować. Pamiętam, że w pierwszych latach mojej pracy na uczelni, miałam okazję pojechać prywatnie do Italii, na Sardynię i odmówiono mi paszportu. Interweniowała w mojej sprawie ówczesna Pani Dziekan Wydziału, znakomita historyczka pani prof. Wipszycka-Bravo. Niestety nic to nie dało. Do tej pory czuję żal.

Kiedy w 1987 roku wyjechałam jako pierwsza osoba w moim instytucie do Paryża na krótkie stypendium, to wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Wszyscy mi zazdrościli, choć ja tam przysłowiowo klepałam biedę. Ale ile widziałam, ile przeżyłam. Bo rzeczywiście, mimo że czułam się tam na początku jak uboga krewna, ten krótki wyjazd dał mi potężnego kopa. Do dzisiejszego dnia mogę o nim opowiadać. Więc ja bardzo dobrze rozumiem, co Sienkiewicz ma na myśli, gdy pisze, że podróż to napełnianie „dzbanka życia”.

To określenie pojawia się przy opisie podróży do Afryki. Po Listach z podróży do Ameryki korespondencje afrykańskie (Listy z Afryki) to potężna rozmiarowo książka. Czym się różniły te wyprawy i gdzie leży różnica pomiędzy korespondencjami z tych wypraw?

Różnica pomiędzy nimi jest zasadnicza. W Ameryce Sienkiewicz jest dwa lata, wchodzi w życie amerykańskie głęboko, stając się członkiem społeczeństwa, a nie kimś, kto tylko wizytuje kraj i opisuje go, np. z wieży kościoła w prowincjonalnym miasteczku. Sienkiewicz odbywa podróż koleją przez olbrzymi kontynent, zna miasta wschodniego wybrzeża, interior, zachodnie wybrzeże. Może o wszystkim napisać, bo nie tylko jest przygotowany do tego opisu teoretycznie, np. przez lekturę słynnej rozprawy o demokracji amerykańskiej Alexisa de Tocqueville’a, ale dzięki temu, że doświadczył tego osobiście. Ważne wydaje się także, że był wtedy młody, nie odniósł jeszcze sukcesu, to sprzyjało otwartości w wielu sprawach.

Do Afryki wyjeżdża niemal dwadzieścia lat później (na przełomie 1890/91) z marzeniami o wyprawach myśliwskich, ale plany kompletnie nie wypaliły i to już na samym początku. Z powodów zdrowotnych musiał zrezygnować z dłuższego pobytu, najpierw pękł mu wrzód w gardle, potem zapadł na malarię. Był za krótko, by stać się częścią tego świata. Na Zanzibarze i podczas krótkiej wyprawy w głąb kontynentu zobaczył łagodną twarz kolonizatorów we wschodniej Afryce. Odwiedzał głownie misje chrześcijańskie, które ratowały ludzi przed porwaniami i wyrywały z rąk handlarzy żywym towarem. Był przekonany, że mieszkańcom Afryki mogą pomóc tylko Europejczycy, bo lepiej wiedzą, jak powinna wyglądać cywilizacja. Nie ma wątpliwości, że jego spojrzenie jest doskonale europocentryczne i …kolonizatorskie! O ohydzie kolonizacji, którą udokumentował Joseph Conrad w Jądrze ciemności chociażby, dowiedział się później, ale i tak, jak sądzę, nie zmieniłby w tej kwestii zdania. W Listach z Afryki nie ma pogardy białego Europejczyka wobec czarnych, jest natomiast utopia. Sienkiewicz snuje projekty o Afryce urządzonej na kształt Stanów Zjednoczonych! I wie, że kiedyś rasa biała i czarna będą się mieszały. Jest też pełen podziwu dla ludzi, którzy w warunkach absolutnie temu niesprzyjających potrafią np. uprawiać ziemię.

Z punktu widzenia literaturoznawcy Listy z podróży do Ameryki to nowoczesna książka reportażowa, pełna przygód, opisów przyrody, napisana żywym, barwnym językiem. W Listach z Afryki przygód mniej, bo ich w istocie nie było, za to wspaniałe literackie, bardzo sensualistyczne opisy natury. Na Afrykę Sienkiewicz patrzy oczami Petroniusza, bo ten bohater nienapisanej jeszcze wtedy powieści, już wtedy mocno siedzi w jego głowie.

Fantastycznym pomysłem tej książki jest to, że prócz czytania, chce się ją oglądać. W albumie świetne zdjęcia Johna Lawsona Stoddarda z opublikowanego w 1900 roku we Lwowie albumu „Świat w obrazach”. Wydawca opatrzył je podpisami amerykańskiego podróżnika i opiniami o tych samych miejscach Henryka Sienkiewicza. Czy to znaczy, że obaj widzieli świat podobnie?

Tego nie da się powiedzieć jednoznacznie, ale podróżowali w tym samym czasie, równolegle, więc te zdjęcia to znakomity wgląd w to, jak w II połowie XIX wieku ten świat wyglądał. Dzisiaj, kiedy istnieje cały przemysł turystyczny, a podróżować można także nie wychodząc z domu, bo większość zabytków obejrzymy klikając w swoich komputerach, podróżowanie nie było ani bezpieczne, ani wygodne, nie mówiąc już o dostępie do oglądanych miejsc. W czasach, w których Sienkiewicz i Stoddard zwiedzali świat, nawet te najbardziej znane i godne obejrzenia miejsca wyglądały zupełnie inaczej. Podam dwa przykłady. Jeszcze na początku XIX wieku w Colosseum były gigantyczne slumsy, gdzie gnieździła się w sposób absolutnie niekontrolowany rzymska biedota, dopiero po uporządkowaniu całego terenu dookoła, obiekt ten udostępniono zwiedzającym, podobnie jak Forum Romanum czy Via Apia. Po drugie - na Akropolu za czasów tureckich stacjonowały wojska, nikt niczego nie zwiedzał, jeszcze w czasach Sienkiewicza wycieczki do starożytności mogły skończyć się porwaniem dla okupu, albo okradzeniem. Proszę to sobie wyobrazić, przecież to cud, że to wszystko dotrwało do naszych czasów, te zabytki, dopóki nie zostały objęte protektoratem i celową ochroną, były rozkradane kamień po kamieniu…Przez wszystkich, także przedstawicieli zachodnioeuropejskich, wysoko kształconych narodów..! Idea muzealnictwa, ochrona zabytków to idee nie takie więc stare. No i dzisiaj też powinny być w mojej opinii weryfikowane, bo słyszy się tu i ówdzie o protestach mieszkańców np. Barcelony, by powstrzymać niekontrolowany napływ turystów…

Po lekturze Pani „Życia na walizkach” nabrałem ochoty na podróżowanie zamiast na czytanie noblisty – spodziewała się Pani takiego odbioru?

Navigare neccesse est. Sama jestem ciągle „na walizkach”. Wcale mnie to nie dziwi. Ale podróżowanie jest bogatsze, jeśli coś wiemy o zwiedzanych krajach. Ja po napisaniu książki i w trakcie jej przygotowania przeczytałam całe mnóstwo rzeczy. I kilka mogę polecić szczególnie. Niezmiernie interesującą książką jest praca Božidara Jeziernika Dzika Europa o obrazie Bałkanów w oczach podróżników z Zachodniej Europy, albo książka Blażeja Brzostka Inne Paryże Europy – o Warszawie i Bukareszcie w XIX wieku. Potem można przeczytać współczesny reportaż Małgorzaty Rejmer o stolicy Rumunii, bo znamy historyczne tło. Znakomitą pracą dotyczącą naszych wyobrażeń o mapie jest Poruszona mapa Przemysława Czaplińskiego, książka dostrzeżona i wielokrotnie nagradzana, a wreszcie Międzymorze Ziemowita Szczerka – niemiernie intrygująca książka-reportaż dotycząca naszych urojeń o wielkości i fantazmatów. Bardzo ciekawa, choć napisana irytującym stylem. Ale Szczerek już taki jest.

Cóż, sami z siebie niewiele wiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny