Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Józef Makowski. Pracowity kapelan

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Prymicja ks. Józefa Makowskiego, 1962 r.
Prymicja ks. Józefa Makowskiego, 1962 r.
Dobry, pracowity, zaradny gospodarz. I wspaniały kapłan - chwalą parafianie. Nie znałem osobiście ks. Józefa Makowskiego, większość swej posługi pełnił on w Konowałach, licząc w kilometrach, niedaleko Białegostoku, ale pewnie mało kto wie, gdzie dokładnie znajduje się ta parafia.

Pani Helena Mikiciuk prosiła, bym o niej nie pisał, ale siła wyższa, jak ma być autentycznie i ciekawie, to muszę rozpocząć narrację od rozmowy w kamienicy przy ulicy Promiennej w Białymstoku. Zaczęło się od bardzo smacznego kapuśniaku, a potem popłynęły opowieści. Przecudne w formie, zaskakujące w treści. Pierwsza była o Bronku, "śpiewaku po umarłych", który wracając zmęczony po ceremonii żałobnej zamiast skręcić w prawo, poszedł w lewo.

Szło mu się lekko, z poczuciem dobrze spełnionej powinności, aż nagle zaczęła się palba, wystrzeliły w górę rakiety. Nie był na tyle wypity, by nie zrozumieć, że wpakował się na granicę, bo - przepraszam, tego jeszcze nie powiedziałem - działo się to pod Krynkami. Ujęli przestępcę czerwoni pogranicznicy, ale finał był zaiste sielski. Bronek wrócił nie za długo w rodzinne strony, nakarmiony dobrze, choć tłusto i w podarowanych skarpetkach. Najważniejsze, że tylko trochę okrężną drogą, przez Kuźnicę i Sokółkę. Chwała Bogu, że nie przez na ten przykład Irkuck lub Archangielsk.

Tamte Krynki to była jedna wielka egzotyka. Pani Helenka mogła się napatrzeć i nasłuchać. Pracowała w geesie (gminnej spółdzielni), robiła bilanse i przeszła nawet kurs boksu, co chyba trzeba przetłumaczyć na zajęcia z samoobrony.

Mieszkała - jak większość - w domu pożydowskim, uczciwie zakupionym, a tuż przy węgle wybijała woda: zimna jak chaliera, biała od bulbonków, smaczna, choć jeszcze wtenczas nie rozreklamowana. Po wyznawcach mojżeszowych pozostały i receptury. Kiełbasę robiono z dobrze pokrojonego boczku doprawionego cebulką, pieprzem i mąką. Kugiel wyglądał mniej zachęcająco, ale bardziej zbliżał się do koszerności: brukiew albo marchew posiekana (starta), do tego cielęcinka i ziemniaki.

Ma się rozumieć, to wszystko zapieczone w garnku czuhunnym (żeliwnym). Tatarów reprezentowały dwie rodziny Murawskich, czasem dołączył ktoś zza granicy, częściej przenosili się na lepsze życie parafianie z okolicy, tutejsi, z pnia białoruskiego, rozpoznawani po języku, zwanym prostym.

Tajemnice na początku drogi

Urodził się Józef Makowski 1 listopada 1934 r. - co do dnia dziesięć lat wcześniej ode mnie - w Kuczynie pod Mońkami. Dzieciństwo syna gospodarza przypadło jeszcze na czas sanacji, dorastanie na dwie okupacje i "wojnę po wojnie". Czy bezeceństwa tych lat miały wpływ na decyzję wychowanka szkoły podstawowej? Może to jednak rodzice chcieli go uchronić przed szerzącym się złem? A może katecheta pobudził powołanie? Nie ma sensu mnożyć pytań, faktem jest, że młodzieniec trafił do zakonu franciszkanów. Śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa złożył 5 lipca 1953 r. Jak skończył małe seminarium, to niespodziewanie zawitał do domu, trochę pomyszkował i zapukał do drzwi seminarium białostockiego. Święcenia kapłańskie otrzymał 17 czerwca 1962 r. z rąk bp. Władysława Suszyńskiego. Pierwszy wikariant wypadł w Dobrzyniewie, następny w Janowie, a trzeci w Krynkach, co potwierdza zdjęcie pierwszokomunijne z 1968 r.

Tak i my możemy powrócić do Krynek. Ks. Józef pokazał, że wsio potrafi zrobić, obłapił blachę i przykrył dach kościoła. Umacniał i ekumenizm, duchowni obu wiar chrześcijańskich bywali u siebie od wielkich świąt. W świątyni katolickiej chór prowadził Stanisław Półtorak, a śpiewała w nim i pani Helena.

Zasługi białostockie

Duże miasto Białystok potrzebowało budowniczych, to i ks. Józef pasterzował u św. Kazimierza (pozostały po nim "bunkry" i alejka), potem u św. Rocha (wznosił dom, obecnie ze sklepami). Tu go zapamiętano, jak zabiegał o materiały deficytowe i jak odgarniał śnieg z rana. Może z gospodarstwa mu to zostało, że wstawał z kogutem, albo jeszcze wcześniej. Nie ulega wątpliwości, że był pracusiem, zaradnym, gospodarnym. I do tego odważnym.

W Podlipkach jak kaplicę budował, to z leśniczym zawarł umowę na drewno. Ksiądz ją dotrzymał, partner nie, więc skończyło się zatrzymaniem przez SB i długim więzieniem. Najważniejsze jednak, że stanęła tam okazała stodoła, a pewnej nocy cudownie zamieniła się na kaplicę.

Ks. Józef miał kilka innych jeszcze zalet, mówił krótko (kazania też), ładnie śpiewał. Budził zaufanie, grosza nie stracił, wszystko podliczył. W jedzeniu niewybredny, gorzej tylko wypadał jako kierowca. A czy był dyplomatą? Nie odmówił, gdy wskazano mu probostwo w Konowałach. Ks. Alojzy Maziewski przekonywał, że jak nie pójdzie tam, to parafia upadnie. To i stało się, abp Karol Wojtyła został Ojcem Świętym, a w ten czas ks. Józef Makowski - proboszczem w Konowałach.

W widłach Narwi

W 1935 r. abp Romuald Jałbrzykowski erygował nową parafię Śliwno, staraniem ks. Władysława Saracena i parafian zbudowano kościół drewniany, podrzędnej klasy. Przetrwał wojnę, a po niej ludowi tamtejszemu zamarzyła się świątynia murowana w Kruszewie. Nie chcieli ryzykować odbudowy mostu, bo pamiętali dobrze, że jak tylko takowy spiął oba brzegi Narwi, to zaraz wybuchała kolejna wojna. Ale kościół, czemu nie? Odmiennego jednak zdania była władza ludowa. Z tej przyczyny przeniesiono nabożeństwa do Konował. W 1972 r. (za Gierka) nadeszła zgoda na budowę, dwa lata później ks. Czesław Matys zaczął inwestycję, ale zmarł z przeziębienia. Następca, ks. Wincenty Grzybowski, zginął w wypadku. To i nic dziwnego, że chętnych na sukcesję brakowało.
Parafia to zresztą mała: poszlacheckie Rogowo (i kolonia), Pańki, przydworskie niegdyś Śliwno (kościelne i "od szosy"), ogórkowe Kruszewo z zabytkową szkołą, podtopione Izbiszcze. Kiedyś był to raj dla rybaków, jak jednak zbudowali cukrownię w Łapach, to płotki dostały czarnych plam. Dziś ryby wracają, a co ważniejsze przestała się zmniejszać liczba mieszkańców. Przybywa uciekinierów z Białegostoku, choć dobra droga kończy się tuż za Choroszczą.

Proboszcz Makowski

44-letni, doświadczony ks. Józef rączo wziął się do roboty. Wyliczę tylko najważniejsze fronty prac: kościół w Konowałach (przebudowa i ponowne poświęcenie w 1992 r.) i piętrowa parafia, punkt katechetyczny w Rogowie, kaplica na cmentarzu w Izbiszczach, pod nią grobowce fundatorki Leokadii Korpacz. To ks. proboszcz zdecydował się wejść na dach rozwalanego domu, dwa razy omal nie zginął przy betonowaniu (rażony prądem).

Wciąż brakowało funduszów, więc ks. Józef chwalił ofiarnych i ganił opieszałych, rozwinął hodowlę, a jak trzeba było grosza na obraz, to szczęśliwie kartofle porosły duże jak prosiaki. Świetnie spisywał się majster Aleksander Dziejmy: akuratny, tani i pobożny, wprost jak niebo. A pani Helena po powrocie z Ameryki krzątała się, pomagała liczyć, karmiła, jednała sojuszników, ochraniała swego proboszcza. Bo i w tej stronie trafiali się gady, nie ludzie, z piekła rodem.

Łachudry ugotowane w jednym garnku donieśli na proboszcza w stanie wojennym za kazania. Skończyło się na doprosach (przesłuchaniach), jeden z kablowników esbowskich dostał talon na kopaczkę, drugi na rozrzutnik nawozu.

Epilog

W 2009 r. ks. Józef Makowski został kanonikiem honorowym Kolegiackiej Kapituły Krypiańskiej, a w rok później emerytem. Bardzo przeżył ten drugi fakt, przyszło w pośpiechu zostawić plon 31 lat harówki. Odtąd wspomagał parafię w Dobrzyniewie i finalizował inwestycję w Białymstoku, tą przy ul. Promiennej. Starannie ją zaplanował i z należną dokładnością wykończył, werandę przerobił na kaplice św. Józefa. Trochę tylko dziwi wielka szklarnia, którą trzeba było jednak postawić, by kierowca towarzysza sekretarza nie przeprowadził drogi przez podwórze.

Schorowany ks. kanonik zapisał kamienicę dla Wyższego Seminarium Duchownego, będzie tu miała swą przystań i pani Helena. Ta płacze, wspominając księdzunia Józefa, którego pielęgnowała po udarze przez sporo ponad rok. "Dobry był człowiek, mógłby jeszcze pożyć, ale sam siebie zagonił; zgasł 16 lutego 2014 r., 35 minut po północy. Śni mi się czasem." Dziękuję za opowieść pani Helenie Mikiciuk i za dopowiedzenia pani Ewie Dziejmie ze Śliwna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny