Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koło Literatów i Dziennikarzy Żydowskich

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Koło Literatów Dziennikarzy Żydowskich w 1929 roku
Koło Literatów Dziennikarzy Żydowskich w 1929 roku Archiwum
Do historii anegdoty wpisał się redaktor Ostatnich Wiadomości Białostockich, Ancerewicz. Określano go mianem ananasa beletrystycznego, bo jak nikt potrafił opisać bardzo kwieciście nawet całkiem błahe wydarzenia.

Nagroda literacka im. Wiesława Kazaneckiego za 2011 rok już jest historią. Kolejni literaci, aby dostać się do niej powinni już chwytać za pióra. Historia literatury po białostocku czeka na następnych laureatów. A historykowi pozostaje tylko odgrzebywać dawne literackie wzloty i upadki.

Oto i jeden z nich. Na początku lat 20. XX wieku powstało w Białymstoku Koło Literatów i Dziennikarzy Żydowskich. Jego prezesem został szanowany przez całe środowisko dziennikarz i wydawca Pejsach Kapłan. W pierwszych latach działalności organizacja ta była elitarnym klubem. Z upływem czasu z tą elitą było już nieco gorzej.

Skandal wybuchł na początku 1928 roku. W kole liczącym ponad 30 osób zdecydowaną większość stanowili co najwyżej miłośnicy literatury. Plotkowano więc, że jeden z literatów prominentny członek elity Efim Zylberblatt "jest z zawodu handlarzem szmatami, a ponieważ ze szmat wyrabia się pewien gatunek papieru, więc p. Zylberblatt ma pewien stosunek do papieru, no a zatem i do literatury". Z kolei inny literat Mosze Trzonowicz do koła zapisany został z racji posiadania kuzyna, "który lat 15 temu wydrukował jakieś wiersze w jakimś dzienniku".

Po przeanalizowaniu dorobku twórczego wszystkich członków koła okazało się, że zaledwie 8 - 10 z nich ma cokolwiek wspólnego z pisarstwem. Zbulwersowany tym stanem rzeczy prezes Kapłan podał się do dymisji. W ślad za nim poszedł Aron Albek, członek zarządu. Albek cieszył się też dużą popularnością. Był kupcem, co nie przeszkadzało mu być wydawcą największej żydowskiej gazety w mieście "Dos Naje Łebn", w której też pisywał.

Dymisja tych dwóch liderów wywołała istne trzęsienie ziemi. Ster w kole przejął Mojżesz Wysocki, redaktor Der Bialystoker Telegraf. Jego prawą ręką został "literatnik za przeproszeniem" Trzonowicz - ten od kuzyna. Czternastu członków koła widząc, co się dzieje i nie godząc się z tym, zażądało od prezesa Wysockiego usunięcia z organizacji "literaciarzy od szmat, pisarzy od etykiet i cenników i innych okołoliteratów". Bezradny w tej sytuacji Wysocki wolał podać się do dymisji. I wówczas uruchomiła się istna karuzela, gdzie na każdym krzesełku siedział albo przyszły albo były już prezes.

Zarząd Koła po dymisji Wysockiego zbierał się przez kolejne pięć dni. Na początku zebrania dokonywano wyboru nowego prezesa, który na zakończenie posiedzenia składał dymisję. Radzono w redakcji Dos Naje Łebn przy ul. Kilińskiego 23, a po nocach naradzano się w popularnej restauracji Akwarium Mendelbauma przy Rynku Kościuszki 6. W kilka tygodni Koło stało się pośmiewiskiem całego miasta. Tym większe było oburzenie opinii publicznej, gdy urzędujący enty prezes, inżynier Michał Zabłudowski, wystąpił do magistratu z wnioskiem o przyznanie subwencji dla czytelni gazet. Dowodził, że czytelnia owa obsługuje całe miasto i powinna cieszyć się szczególną opieką magistratu. Groteskową sytuację opanował powrót Pejsacha Kapłana. Potrafił on skupić wokół siebie spore grono dziennikarzy, którym nieobca była i literatura.

Prym w tej grupie wiódł znany poeta, zawodowy dziennikarz redaktor Dos Naje Łebn Mendel Goldman. Pewną rolę odgrywali też Jeruchem Bachrak, Elizjer Fajgin, Abram Kotik, Izrael Steinszapir. To połączenie dziennikarstwa i literatury przybierało czasem zabawne rozmiary.

Do historii białostockiej anegdoty wpisał się redaktor Ostatnich Wiadomości Białostockich, Ancerewicz. "Styl, ozdobne słownictwo - i w ogóle krasno pisarstwo tego pana - nie miały sobie równych". Określano go mianem "prawdziwego ananasa beletrystycznego". Ten owoc "cieplarni - ananasarni" jak nikt potrafił opisać nawet całkiem błahe wydarzenia.

Ot choćby w kwietniu 1934 roku na ulicy Bażantarskiej "na tle nieporozumień osobistych" doszło do bójki. Ancarewicz tak to opisał: Ach ty drewniany frajerze, w dziąsło drutem szarpany, glans papierem pod żebro łechtany, za rodziny rozstawianie ciężko u mnie będziesz przegrany - mruczał p. Alfons Zdanowicz ( Angielska), rytmicznie bijąc butelką po twarzy p. Czecha Czesława (Kochanowskiego 8)".

Białystok zaśmiewał się z tej gazetowej literatury, kpiąc, że nasz ananas wyrósł na miejscowym zagonie kapuścianym. n

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny