MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Karol Kramkowski z naukowca zmienia się w XVII-wiecznego szlachcica

Julita Januszkiewicz [email protected]
Karol Kramkowski świetnie się czuje galopując w stroju szlacheckim na koniu
Karol Kramkowski świetnie się czuje galopując w stroju szlacheckim na koniu Archiwum prywatne
Karol Kramkowski jest naukowcem na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. Ale interesuje się historią XVII-wiecznej Polski. Fascynują go zwyczaje i tradycje szlacheckie. Sam też wciela się w postać szlachcica. Ma strój z epoki i broń. Bierze udział w rekonstrukcjach wydarzeń historycznych.

Dumna postawa, sumiasty wąs. Zapinany na guzy i przewiązany pasem długi żupan . Ozdobiona futrem czapka, do tego buty z wysokimi cholewami, a w ręku majestatycznie uniesiona szabla. Tak prezentuje się 35-letni Karol Kramkowski jako szlachcic. Na co dzień jest adiunktem w białostockim Uniwersytecie Medycznym. Specjalizuje się w farmakologii i toksykologii, właśnie przebywa na sympozjum naukowym w Brukseli. Historia XVII-wiecznej Polski to jego pasja, której poświęca każdą wolną chwilę.

- Te zamiłowania zaczęły się w dzieciństwie. Tata pokazywał mi albumy z obrazami Wojciecha Kossaka, oglądałem je zafascynowany - wspomina pan Karol.

Zaczytywał się w "Trylogii". Jego ulubionym bohaterem jest Jan Skrzetuski z "Ogniem i mieczem". - Lubię go, bo został przez Sienkiewicza ukazany jako człowiek wręcz kryształowy, taki idealny i silny - uśmiecha się.

Pochodzi ze szlacheckiego rodu

Pan Karol od dziecka pasjonował się też historią swojej rodziny. Ojciec dużo mu opowiadał. A on później pogłębiał te wiadomości, przeglądał księgi parafialne w kościele w Goniądzu, skąd pochodzi, dokumenty, archiwalia. I tak dotarł do informacji, że jeden z przodków rodu, Wojciech Kramkowski w XVII wieku ufundował istniejącą do dziś kaplicę św. Antoniego w goniądzkim kościele. Ma też wypis z ksiąg szlacheckich z początku XIX wieku, gdzie są wymienieni jego krewni.

Naturalnym więc było, że zainteresował się polską szlachtą, jej zwyczajami oraz tradycją. - Polacy wytworzyli tak silną i wielką kulturę, że przetrwała ona do dzisiaj. To co obecnie uważamy za tzw. "dobry obyczaj", wypracowane zostało wtedy właśnie, przed wiekami. Opowieści o tępej, wiecznie pijanej i samolubnej szlachcie trzeba włożyć między bajki - tłumaczy Karol Kramkowski.

Już po studiach farmaceutycznych dużo czytał o historii szlachty, dyskutował z jej pasjonatami na wielu forach. Poza tym uczył się jeździć na koniu, trenował sztuki walki. Kręcił się też wokół rekonstruktorów. Podziwiał turnieje szlacheckie oraz odtwarzane przez nich bitwy. Tak mu się spodobały, że sam postanowił wziąć w nich udział. W końcu odważył się i skompletował szlachecki strój.

Żupan jak u hetmana Żółkiewskiego

Wierne odtworzenie ubioru zgodnego z epoką wymaga wiele poświęceń. Potrzebne są specjalne materiały, a te trudno jest zdobyć. - Włóczę się więc po hurtowniach, sklepikach, pytam znajomych - wylicza pan Karol. Krawcowych, które potrafią uszyć ubiory zgodnie z dawnym stylem w Białymstoku jest tylko kilka.

Żupan, który sobie sprawił jest elegancki, a jednocześnie dostojny. Całość starannie uszyta: ręcznie robione i ozdobione turkusami srebrne guzy. Lniana podszewka. Szata jest karmazynowa. Nieprzypadkowo. - Dawniej karmazynami nazywano zamożną szlachtę, co wynikało właśnie stąd, że ubierali się oni na czerwono. Ta barwa jest odzwierciedlenim statusu materialnego moich przodków w XVII wieku - mówi z dumą Karol Kramkowski.

Odpowiedniego kroju szukał aż dwa lata. W końcu zainspirował go żupan hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Tkaninę żakardową sprowadzał aż z Indii. Za jej metr płacił 100 dolarów. I to dzięki znajomościom. Ale to nie wszystko. Strój rekonstruktora szlachcica to: buty husarskie, obojczyk stalowy zdobiony ręcznie rytym brązem, koszula, portki, kontusz, oraz pas, a także różne inne części ubioru o nieco dziwnych nazwach, jak np. magierka.

- Do tego jeszcze kaletka, czyli coś w rodzaju torby, gdzie można schować telefon komórkowy, portfel czy zapalniczkę, rzeczy szlachcica niegodne - uśmiecha się pan Karol.

Każdy z rekonstruktorów stara się mieć coś wyjątkowego i ciekawego. A to niemały wydatek. Podstawowy strój kosztuje 2 tysiące złotych, ale za te bardziej pokaźne trzeba zapłacić nawet 15 tys. złotych.

Najlepiej wyposażeni rekonstruktorzy mają bowiem zbroje husarskie, kolczugi, oprawione skóry zwierząt drapieżnych. I oczywiście konia z rzędem. Chociaż jak mówi znane powiedzenie, nie szata zdobi człowieka, to każdy stara się dobrze prezentować.

- Jednak im skromniejszy, ale bardziej szczegółowo wykonany ubiór, tym bardziej doświadczony i obeznany z historii jest rekonstruktor - zwraca uwagę Karol Kramkowski. - Żeby wszystko było zgodne z prawdą historyczną, dużo czytamy, włóczymy się po muzeach, wpatrujemy się w kolorowe albumy aż do granic przyzwoitości. Ta pasja nie ma końca, wciąga coraz bardziej - dodaje.

Ważna jest broń

Szabla, nóż, a także krócica - bez broni rekonstruktor nie może się obejść. Jest wprawdzie łatwiej dostępna niż tkaniny na strój, ale też kosztowna. Ta używana przez pasjonatów to replika broni z epoki. Robią ją wyspecjalizowani artyści-rzemieślnicy.

Karol Kramkowski jako swoje bojowe uposażenie upodobał sobie polską ciężką szablę bojową, zwaną często szablą husarską oraz noże do rzucania. Głownie szabli zrobił mu kowal w Sandomierzu, jeden z najlepszych w tym fachu w Polsce. A władania nią uczył się dziesięć lat. Broń oraz zbroja są wykonane z prawdziwej stali. Dlatego rekonstruktor musi być wyszkolony w posługiwaniu się nią.

Sympatyzuje z Komputową Chorągwią Stefana Czarneckiego. Wraz z innymi miłośnikami historii uczestniczy w różnych turniejach, pokazach, bitwach. Są one widowiskowe i starannie wyreżyserowane.

- To niesmowite przeżycie, spotkanie z innymi pasjonatami, okazja do wymiany doświadczeń, ale też możliwość pokazania swoich umiejętności - wylicza Karol Kramkowski. Wspomina, że pierwszą poważną imprezą, w której brał udział, była Vivat Vasa - rekonstrukcja historyczna bitwy pod Gniewem, która się rozegrała w dniach 22 września - 1 października 1626 roku pomiędzy wojskami Rzeczypospolitej i Szwecji. Uczestniczył też w inscenizacji przedstawiającej zdobycie Tykocina przez wojska hetmana Pawła Sapiehy. No i zdarzyły mu się niebezpieczne przygody jak w prawdziwych walkach. Dwa razy kula armatnia upadła niedaleko od niego. - To były naprawdę sytuacje mrożące krew w żyłach -przyznaje. Nie zniechęciło go to jednak do pasjonowania się szlacheckimi walkami i brania w nich udziału.

Do pełni szczęścia brakuje mu tylko własnego konia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny