Na przeprowadzonych niedawno w Bielsku Białej mistrzostwach Polski planowo zdobyłeś złoto na 200 metrów i wraz z kolegami z Podlasia Białystok w sztafecie 4x100 metrów. Ale chyba najbardziej ucieszył się srebrny krążek w sprincie?
Kamil Kryński: Zdecydowanie tak. To mój pierwszy medal na sto metrów, ale ważniejsze jest to, że drugie miejsce przesądza o moim wyjeździe na Igrzyska Olimpijskie do Londynu. Trener kadry narodowej zapowiedział bowiem, że dwaj pierwsi zawodnicy mają pewne miejsce w sztafecie 4x100. No i udało się.
Z wyjątkiem sprintu medale zdobywasz w ostatnich latach prawie etatowo. Kiedy było najtrudniej?
- Teraz. Mamy przecież rok olimpijski i konkurencje stały na zdecydowanie wyższym poziomie. Bywały przypadki, że czas, który rok temu dawał złoto, teraz nie starczyłby nawet do miejsce na podium. Poza tym w związku z kwalifikacją olimpijską musiałem większość sił włożyć w start na sto metrów i przyznam, że sporo mnie to kosztowało. Eliminacje na 200 były moim trzecim, a finał piątym startem w Bielsku-Białej. Przyznam, że trochę to odczułem.
Mimo to poprawiłeś rekord życiowy i to o 0,24 sekundy. Nieźle, jak na osobę zmęczoną.
- Czułem się bardzo dobrze podczas zawodów, trafiłem z formą i było widać efekty tego. Szkoda tylko, że nie udało mi się wypełnić indywidualnego minimum olimpijskiego.
No właśnie. Pobiegłeś 20,56 sekundy a minimum PZLA wynosi 20,55. Może centrala nie będzie aż tak aptekarska i przymknie oko na ten ułamek sekundy?
- W ostateczności będę na to liczyć. Ale czuję się na siłach wypełnić normę. W Bielsku-Białej miałem nareszcie dobre warunki do biegania, bo wcześniej nie było z tym różowo. Pozostała mi jednak jeszcze jedna szansa - pod koniec miesiąca na mistrzostwach Europy w Helsinkach. I tam postaram się uzyskać minimum do startu indywidualnego.
Warto też wspomnieć o dominacji klubowej Podlasia w sztafecie.
- Oczywiście. Moi koledzy - Kamil Bijowski, Damian Czykier i Grzegorz Kossakowski spisali się na swoich zmianach fantastycznie i mi wypadło tylko na koniec dopełnić formalności. Nasz klub wywalczył w Bielsku-Białej dziewięć medali i wykorzystaliśmy praktycznie wszystkie nasze szanse. To był bardzo dobry start Podlasia Białystok.
Czy wiadomo już na której zmianie pobiegniesz w olimpijskiej sztafecie?
- Trener nie odkrył jeszcze kart i podczas przygotowań będziemy pewnie próbować różnych ustawień, by na koniec wypracować to optymalne. Ale najbardziej lubię biegać na ostatniej zmianie. Tam jest największa konkurencja i największa adrenalina.
Na co stać Was w Londynie?
- Sztafeta to konkurencja nieobliczalna. Wystarczy moment zawahania, złe przekazanie pałeczki i jest po wszystkich. Dlatego nie chcę nic obiecywać. Ale przecież na ostatnich mistrzostwach świata zajęliśmy czwarte miejsce, więc mierzymy wysoko.
Nie ma ważniejszych startów niż na igrzyskach. Nie boisz się tremy?
- Wiadomo, że występ na olimpijskiej bieżni to coś wyjątkowego. Na mnie jednak takie wielkie starty działają pozytywnie, dodają energii i jeszcze bardziej się wtedy mobilizuję. Nie spalę się psychicznie w Londynie.
Będziesz miał jakieś wakacje?
- O tym przed igrzyskami mogę zapomnieć. Obóz kadry, mistrzostwa Europy i kolejny obóz. W Białymstoku będę okazyjnie, w zasadzie po to, by się przepakować. Ale tak to już bywa i nie narzekam.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?