MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kamień Pomorski: Kobieta dwa lata błagała urzędników o pomoc. I nic. Tragiczny pożar oszpecił jej twarz.

Agnieszka Grabarska
W pożarze domu socjalnego w Kamieniu Pomorskim zginęło 21 osób. Emilia i Wiesław Staniszewscy i trójka ich dzieci cudem się uratowali. Mieszkają na razie w dwupokojowym mieszkaniu teściów. Z darów przynoszonych przez mieszkańców Kamienia wybrali kilkanaście worków odzieży. Nic więcej nie mają.
W pożarze domu socjalnego w Kamieniu Pomorskim zginęło 21 osób. Emilia i Wiesław Staniszewscy i trójka ich dzieci cudem się uratowali. Mieszkają na razie w dwupokojowym mieszkaniu teściów. Z darów przynoszonych przez mieszkańców Kamienia wybrali kilkanaście worków odzieży. Nic więcej nie mają. Fot. Agnieszka Grabarska
Kobieta od dwóch lat błagała urzędników o pomoc. Nie chciała mieszkać w budynku, w którym niemal co noc wybuchały pijackie burdy. Bała się o zdrowie swoich dzieci. W walce o godne warunki życia wspierała także sąsiadów.

Dziś opłakuje ich śmierć. Choć sama z tragicznego pożaru wyszła z oszpeconą twarzą, zapowiada, że nadal będzie walczyć. Tym razem o to, aby ludzie, którzy jej zdaniem, przyczynili się do tragedii, zostali ukarani.

Azbest w płucach

O tym, że budynek na Wolińskiej nie nadaje się do zamieszkania przez ludzi, kobieta przekonywała od dwóch lat. Podczas remontu w jej mieszkaniu jeden z budowlańców zaczął podejrzewać, że w ścianach może znajdować się azbest. Mieszkańcy na swój koszt zlecili zbadanie pobranej próbki. Przeprowadzone przez Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie badania potwierdziły podejrzenia. Mieszkańcy budynku wdychają azbest - wynikało z analizy. - Dokumenty, które przedstawiłam w magistracie, zostały zlekceważone - mówi kobieta. W zamian za to burmistrz zlecił własną ekspertyzę. Ta miała wykazać, że toksyczny pierwiastek jest, ale w śladowych, niezagrażających ludziom ilościach.

Bali się mieszkać

- Nie przekonało mnie to. Bałam się o zdrowie swoich dzieci. Córka choruje na mukowiscydozę, syn cierpi na astmę. Jestem przekonana, że to przez ten azbest - twierdzi kobieta. Przyznaje także, że strach był nieodłącznym towarzyszem życia jej i mieszkańców. Największy paraliżował ich podczas pijackich burd. Niemal codziennie w niektórych mieszkaniach odbywały się libacje. Często pojawiały się na nich osoby z miasta.

- W budynku mieszkali pijaczkowie, którzy notorycznie nadużywali alkoholu. Jak tylko usłyszeliśmy, że w pobliżu piją, nie pozwalaliśmy dzieciom samym wychodzić na korytarz ani do toalety - mówią Staniszewscy.

Ich obawy nie były przesadzone. Kilka dni przed tragedią kompletnie pijany mężczyzna zepchnął ze schodów kobietę, która próbowała uciszyć awanturnika.

Dzieci stały na dachu

Feralnej nocy z niedzieli na poniedziałek w budynku też miała odbywać się zakrapiana alkoholem impreza.

- Moje dzieci były już w łóżkach. Ja też szykowałam się do spania. Nagle poczułam swąd spalenizny. Kiedy wybiegłam na klatkę, zobaczyłam płonącą szafę. Zadzwoniłam po straż i zaczęłam krzyczeć, że się pali - relacjonuje tragiczne wydarzenia pani Emilia.

- Spałem już, kiedy dostałem od synowej dramatyczny telefon. Dzwoniła z płonącego mieszkania i błagała o ratunek. Droga ucieczki była już odcięta - wspomina teść kobiety. - Nie mogę zapomnieć tego jej przeraźliwego krzyku: Tato, ratuj dzieci, bo się palimy - mówi ze łzami w oczach.

Kiedy Kazimierz Staniszewski dojechał na miejsce, troje jego wnucząt było już bezpiecznych.

- Kiedy okazało się, że cały korytarz jest już w ogniu, a my nie możemy wydostać się z mieszkania, łapałem w popłochu dzieci i wystawiałem je na daszek. Na szczęście był tuż pod oknem ich pokoju - wspomina ze łzami w oczach ojciec maluchów.

Krzyczące dzieci na ziemię ściągnęli strażacy. - Dziękowałem Bogu za ten daszek, bo dzięki temu moje dzieci żyją - uważa Wiesław Staniszewski.

On i jego żona także uratowali się z płomieni. Pani Emilia z poparzoną twarzą trafiła do szpitala.

- W pewnym momencie doznałam szoku, bo zapomniałam, gdzie są moje dzieci. Dopiero mąż uświadomił mi, że wszyscy żyjemy - wspomina kobieta.

Boi się twarzy mamy

Pani Emilia w kamieńskiej lecznicy spędziła dwa dni. Ma poparzone dłonie i twarz. Zapewnia, że rany, które wyrządził jej ogień, nie bolą.

- Moja rodzina żyje i to jest najważniejsze - zapewnia. - Nie przejmuję się tym, że mam oszpeconą twarz. Martwię się tylko tym, jak tragiczne wydarzenia odbiją się na moich dzieciach.

Obawy matki mogą być słuszne. Najstarsza córka od chwili, gdy zobaczyła opuchniętą twarz, nie chce się nawet do niej zbliżyć.

- Choć ma już 8 lat, na widok żony dostaje histerii. Przerażona odwraca głowę i płacze - opowiada ojciec. Młodsze dzieci, choć mówią otwarcie, że domek im się spalił, lgną do matki.

- Byłam na spacerku i zerwałam mamusi kwiatuszki. Jak je dostanie, to będzie jej wesoło - mówiła młodsza córeczka.

Próbują zacząć od nowa

Po wyjściu pani Emilii ze szpitala Staniszewscy z ośmioletnią Kornelią, pięcioletnią Karolinką i trzyletnim Konradem zamieszkali u rodziny. W dwóch maleńkich pokoikach, wśród worków z darami, koczuje siedem osób.

- Jutro będziemy prosić o jakieś lokum, bo tutaj się nie pomieścimy - mówi pani Emilia.

Nie ukrywa, że kolejna przeprowadzka do obcego miejsca nie będzie dla niej łatwa.

- Długo nie mieliśmy gdzie mieszkać. Tułaliśmy się po różnych miejscach. Kiedy dzisiaj pojechałam pierwszy raz zobaczyć zgliszcza, łkałam jak dziecko - opowiada. - Nie mogę zrozumieć, jak można było zlekceważyć nasze ostrzeżenia. Tyle razy mówiliśmy przecież, że tam się nie da mieszkać - mówi oburzona.

Zapewnia jednak, że musi i chce jak najszybciej się pozbierać.

- Głównie po to, aby moja rodzina mogła rozpocząć nowe życie. Ale zapewniam też, że będę walczyć dalej. Aż ktoś za tę tragedię zapłaci. Bo temu nieszczęściu można było zapobiec - uważa kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny