MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jezioro Hańcza. Nurkowie będą mieli tylko kawałek swojego raju

Agata Masalska
- Na dnie jeziora znajdujemy różne przedmioty i wyciągamy je z wody - opowiada Andrzej Markiewicz, wieloletni instruktor nurkowania
- Na dnie jeziora znajdujemy różne przedmioty i wyciągamy je z wody - opowiada Andrzej Markiewicz, wieloletni instruktor nurkowania Andrzej Markiewicz
W Hańczy koniec z nurkowaniem byle gdzie. Wkrótce dla tych, którzy chcą sięgnąć dna zostanie wyznaczona w jeziorze specjalna strefa. Tyle tylko, że nikomu ona nie pasuje

Nurkowie psioczą, że strefa znacznie ograniczy liczbę osób schodzących pod wodę. A właściciele kwater agroturystycznych, że to odbije się na ich kieszeni.

- Decyzja jest zbyt pochopna - uważa Elżbieta Niedziejko, prezes Suwalskiej Izby Rolniczo-Turystycznej w Suwałkach. - Myślę, że trzeba usiąść do stołu i porządnie problem przedyskutować, by nie wylać dziecka z kąpielą.

Bo środowisko jest bardzo ważne. Ale nie mniej istotne są bezpieczeństwo, turystyka, czy rozwój gospodarczy.

- Obawiam się, że po wdrożeniu zmian dotyczących sposobu korzystania z akwenu wiele osób może pójść z torbami - dodaje prezes.
Strefy mają obowiązywać od początku przyszłego roku.

Dzwoneczek na tyczce

Hańcza to raj dla płetwonurków. Aby dotknąć dna jeziora, muszą zejść na ponad sto metrów. A po drodze ominąć ilaste ściany, głazy oraz jaskinie. Trudno więc się dziwić, że jest oblegana przez amatorów podwodnych wypraw z całego kraju. Szacuje się, że w ciągu roku w Hańczy nurkuje ponad dwa tysiące osób. A nie raz pod wodą przebywa nawet sto jednocześnie. To uczestnicy obozów, różnego rodzaju szkoleń, ale nie tylko. Także pasjonaci, którzy próbują odkryć w jeziorze kolejne atrakcje. A jest czego szukać. Ten najgłębszy (108,5 metra) zbiornik w kraju posiada przepięknie ukształtowane dno. Są tam jaskinie, dolinki i wielkie głazy narzutowe. W ocenie płetwonurków to jedyne, prawdziwe jezioro w Polsce.

- Pozostałe to kałuże, tyle tylko, że duże - uważa Andrzej Markiewicz, szef jednego z najstarszych klubów nurkowych w Suwałkach. - Woda w Hańczy jest krystalicznie czysta i przypomina tę, która znajduje się w norweskich jeziorach. Na dodatek to piękne jezioro znajduje się za przysłowiową stodołą, a nie kilka tysięcy kilometrów od kraju.

Nurkowaniu w Hańczy sprzyja również fakt, że już przy samym brzegu jest głęboko. A to dobrze, ponieważ czas schodzenia pod wodę jest bardzo krótki.

Jezioro kryje także różne eksponaty. Na przykład, na głębokości około 28 metrów leży zatopiona łódź wiosłowa. O dziesięć metrów głębiej znajdują się trzy, pochodzące z XVI wieku, ręcznie wyciosane z pni drzew łódki rybackie zwane dłubankami. A ci, którzy zejdą 62 metry pod powierzchnię wody, będą mieli okazję obejrzeć zatknięty na tyczce dzwoneczek i porcelanową figurkę Matki Boskiej. W zbiorniku występują też niezwykle rzadko spotykane skorupiaki i znane z zimnych wód północnej Syberii widłonogi.

- Wiele atrakcji pewnie jeszcze nie zostało odkrytych - przypuszcza Andrzej Markiewicz. - Nie sądzę, by ktoś opłynął już cały akwen pod wodą. Podczas nurkowania jest bowiem tak, że schodzi się i wraca niemal w to samo miejsce.

A jeśli nie opłynął, to już tego nie zrobi. Za porządkowanie akwenu zabrali się bowiem odpowiedzialni za ochronę środowiska urzędnicy.

- Od 1963 roku jezioro jest rezerwatem - przypomina Lech Magrel, szef Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku. - A to oznacza, że nie można korzystać z niego tak, jak z innych. Tymczasem w Hańczy nie ma żadnych zasad. Ludzie wchodzą do wody gdzie chcą, kąpią się, pływają i nurkują. Tak być nie może.

Choćby dlatego, że zbiornik jest zanieczyszczany. Dyrekcja Suwalskiego Parku Krajobrazowego, na terenie którego Hańcza się znajduje zaproponowała więc, by nurkom wyznaczyć specjalną strefę.

- Pani dyrektor jest mistrzynią w schodzeniu pod wodę - ironizuje jeden z nich, Mariusz Tynecki - Szkoda, że nikt nie zapytał o zdanie tych, którzy schodzą pod wodę.

Markiewicz zapewnia, że płetwonurkowie nie zarzucają jeziora odpadami, a wręcz przeciwnie. Często je zbierają. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Minionej zimy w jeziorze utonął dzik. Pewnie długo by tam pozostał, gdyby nie nurkowie, którzy natknęli się na martwe zwierzę i przy pomocy strażaków wyciągnęli je z wody. - A przedmiotów, które wybieramy z wody trudno zliczyć - mówi Markiewicz.
Jego zdaniem, większe spustoszenie w wodzie czynią rolnicy. Gleby w tamtym rejonie są bowiem przepuszczalne i nawozy idą w dół.

Dostępna w połowie

Ale klamka już zapadła. Dyrektor Magrel mówi, że projekt zarządzenia w tej sprawie jest już gotowy. Zostanie podpisany, gdy urzędnicy rozpatrzą wnioski, które od mieszkańców wpłynęły do RDOŚ. A jest ich ponad 60, różnych.

Nurkowie nie składają broni. Mają nadzieję, że jeśli nie uda się zapobiec strefie, to przynajmniej będzie większa, albo znajdzie się w bardziej atrakcyjnym miejscu.

- Faktycznie - przyznaje dyrektor Magrel. - Projekt zakłada, że obejmie ona średnio atrakcyjne rejony.

Markiewicz przypomina, że Hańcza, z tytułu ukształtowania terenu i tak wprowadziła ograniczenia. Połowa brzegu nie jest dostępna. Obawia się, że nurkowie będą wchodzili do wody poza strefą. A to może stanowić poważne zagrożenie.

- Po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje?

Urzędnicy mówią, że porządek musi być. Nawet w wodzie.

Wnioski można składać

Konsultacje społeczne w sprawie utworzenia strefy dla nurków na jeziorze Hańcza już się zakończyły. Ale Lech Magrel, dyrektor RDOŚ w Białymstoku zapowiada, że jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wnioski i prześle je do sekretariatu listem, albo drogą mailową, to na pewno zostaną one rozpatrzone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny