MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok: Nie ma się z czego za bardzo cieszyć

Tomasz Dworzańczyk [email protected] tel. 85 748 95 34
Jednym z niewielu pozytywów w grze Jagi ze słabeuszem z Bełchatowa była postawa Niki Dzalamidze (z piłką)
Jednym z niewielu pozytywów w grze Jagi ze słabeuszem z Bełchatowa była postawa Niki Dzalamidze (z piłką) Anatol Chomicz
Nie ma co ukrywać, że w meczu z Bełchatowem liczyliśmy na więcej. Nie tak miało to wyglądać i na pewno nie cieszymy się z wyniku 2:2. To w pewnym sensie nasza porażka - mówi Rafał Grzyb, pomocnik żółto-czerwonych po remisie z PGE GKS.

W białostockim zespole trudno było znaleźć w piątkowym wieczór kogokolwiek w dobrym humorze. Piłkarze oraz cały sztab szkoleniowy byli mocno zawiedzeni, gdyż zakończą rundę jesienną z zaledwie jednym zwycięstwem na własnym boisku.

- Nie wiem od czego zależy nasza niemoc w Białymstoku. Widocznie jakieś fatum tutaj krąży i trzeba wiosną szukać przełamania - komentuje Tomasz Bandrowski, pomocnik Jagi.
Trudno jednak wszystko zrzucać na brak szczęścia, bowiem słabe wyniki żółto-czerwonych u siebie nie mogą być dziełem przypadku. Mecz z Bełchatowem, czyli drużyną, która jesienią przegrała do piątku wszystkie spotkania wyjazdowe, tylko to potwierdził.

- Szkoda słów. W sumie nie graliśmy źle, nasze akcje od początku się zazębiały i wydawało się, że strzelenie pierwszego gola jest tylko kwestią czasu. Tymczasem dostajemy gong i znowu to samo - kwituje Michał Pazdan, obrońca żółto-czerwonych.

Obrońcy nie popisali się

Na pierwszy rzut oka można byłoby znaleźć winnych właśnie w formacji obronnej, bowiem obie stracone bramki mocno obciążają konto defensorów. Trzeci z rzędu słaby występ zanotował Ugo Ukah, który w ogóle nie przypomina zawodnika z pierwszych meczów w barwach Jagi. Nigeryjczyk z włoskim paszportem zamienił solidność na elektryczność, nie wspominając już o tym, że łapiąc głupie żółte kartki naraża swój zespół na osłabienie.
Meczu z Bełchatowem nie zaliczy też do udanych Luka Pejovic, który o ile przed tygodniem dał dobrą zmianę we Wrocławiu, to tym razem nie postawił szczelnej tamy po swojej lewej stronie, gdzie dawał ogrywać się Łukaszowi Madejowi. Skrzydłowy gości wypracował zresztą obie bramki dla rywali, a jak sam przyznał niewiele brakowało, by grał w tym sezonie w Białymstoku.

- Praktycznie już wszystko z klubem było dogadane, jednak do podpisania kontraktu nie doszło. W sumie nie wiem dlaczego i mogę się tylko domyślać - przyznaje Madej.
Podobno byłego gracza Śląska Wrocław nie chciał w swoim zespole Tomasz Hajto. Jeśli to prawda, to można tylko żałować, bo patrząc na dyspozycję Madeja trudno oprzeć się wrażeniu, że w Jagiellonii raczej by nie odstawał.

Po przerwie białostoczanie zagrali o wiele lepiej, ale trzeba też zauważyć, że mieli ułatwione zdanie. Goście po czerwonej kartce Tomasza Wróbla grali w dziesiątkę i skupili się w drugich 45 minutach tylko na obronie. To był jeden impuls, a drugim było z pewnością pojawienie się na boisku Tomasza Frankowskiego, który już w pierwszym kontakcie z piłką strzelił gola na 1:2.

- Dobrze, że Franek nie wyszedł od początku - kwituje Madej.

- Trener nas uczulał na Frankowskiego, że piłka odbije się w polu karnym na przykład od czyjegoś kolana i na pewno spadnie mu pod nogi - dodaje Paweł Buzała, napastnik GKS.
Tak się właśnie stało i kapitan Jagi zdobył już swoją 165. bramkę w ekstraklasie. Do trzeciego w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w historii - Gerarda Cieślika traci już tylko dwa gole.

- Ale to marna pociecha, skoro znowu nie potrafimy wygrać. Musimy jak najszybciej wrócić do takiej gry, jaką pokazaliśmy w Warszawie, czy w Poznaniu - kwituje Franek.
38-letni napastnik do gola dołożył także piękną asystę przy wyrównującym trafieniu Niki Dzalamidze. Gruzin tym samym został najskuteczniejszym graczem Jagi, notując czwarte trafienie w tym sezonie. Bardziej cieszy jednak fakt, że w kolejnym meczu gra dla zespołu i wyrasta na prawdziwego lidera drużyny.

Niestety, na tym można zamknąć pozytywne aspekty spotkania z Bełchatowem, choć piłkarze podkreślają, że na pochwałę zasługuje też fakt, że w kolejnym meczu odwrócili wynik, mimo, że przegrywali.

- Nawet przy 0:2 wierzyliśmy, że wygramy. Przy 2:2 wszystko wskazywało, że strzelimy też tego trzeciego gola - tłumaczy Pazdan.

Zabrakło dobicia rywala

Niestety, kropki nad "i" zabrakło, bo i też sytuacji na to zbyt wiele już nie było. Owszem, można mówić, że Jadze należał się na przykład rzut karny za faul na Tomaszu Kupiszu, ale trudno po tym meczu mieć przecież pretensje do sędziego. Gospodarzom zabrakło przede wszystkim podkręcenia tempa gry, zmuszenia rywali do błędów (tak samo zresztą jak w poprzednich spotkaniach u siebie). W ostatnim kwadransie akcje były schematyczne, grane w poprzek, albo do tyłu. Nie wspominając, że w 90 procentach przez środek boiska.

- Może z boku faktycznie nie wyglądało to najlepiej, ale musieliśmy grać spokojnie i cierpliwie, żeby nie narazić się na kontrę rywali, bo mogło skończyć się przegraną - odpiera zarzuty Grzyb.

Białostockim piłkarzom nie udało się więc pożegnać z własnymi kibicami zwycięstwem. Na pociechę pozostaje siódmy mecz z rzędu bez porażki. Oby ta seria została podtrzymana w piątek w Chorzowie, kiedy żółto-czerwoni zmierzą się z Ruchem w ostatnim meczu tej jesieni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny