Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok - Korona Kielce w sobotę

Tomasz Dworzańczyk [email protected] tel. 85 748 95 34
Dawid Plizga
Dawid Plizga Archiwum
Będziemy pewnie jeszcze długo wspominać nasze zwycięstwo nad Legią w Warszawie, ale nie możemy żyć tylko pochwałami po tym meczu. Wygrana znowu pójdzie na marne, jeśli nie pokonamy w najbliższej kolejce u siebie Korony Kielce - mówi Dawid Plizga, pomocnik żółto-czerwonych.

Strzelec pierwszego z dwóch goli dla białostoczan przy Łazienkowskiej jest świadomy historycznego wyniku. Nigdy wcześniej Jagiellonia nie zdobyła dwóch bramek w wyjazdowym meczu z Legią. Nidgy dotąd nie wygrała też z Wojskowymi w stolicy.

- Dla mnie w zasadzie też jest to dopiero pierwszy triumf nad Legią na jej terenie. Co prawda, jeszcze kiedy byłem zawodnikiem Zagłębia Lubin, to wygrało ono w Warszawie w mistrzowskim sezonie, ale ja wówczas akurat nie grałem. Teraz już mam w tym jakiś udział - mówi Plizga.

Ofensywny pomocnik żółto-czerwonych w 36. minucie wyprowadził swój zespół na prowadzenie, wykorzystując świetne podanie Tomasza Frankowskiego. Na jego sprytny strzał nie zdążył zareagować golkiper miejscowych Duszan Kuciak.

- Oglądałem tę sytuację już po meczu na spokojnie i powiem szczerze, że dobrze się stało, że bramkarz nie poszedł w ciemno i nie rzucił się w ten róg, bo wtedy pewnie by ten strzał obronił - zauważa Plizga. - Najważniejsze, że wpadło. Ten gol był potwierdzeniem naszej dobrej gry w pierwszej połowie - dodaje.
Znowu prowadzenie ich uśpiło

Niestety, białostoczanie dużo gorzej weszli w mecz po przerwie, kiedy dali się zdominować legionistom. W efekcie szybko padł gol wyrównujący.

- Trudno powiedzieć, w czym tkwi problem, ale faktycznie druga połowa była nieco gorsza w naszym wykonaniu i to nie jest pierwszy raz. Nie wiem, może to efekt tego, że prowadziliśmy i znowu nas trochę to uśpiło - przyznaje Plizga. - Po stracie bramki pojawiła się jakaś myśl, że znowu powtarza się sytuacja z meczu z Widzewem Łódź. Nie zwątpiliśmy jednak w zwycięstwo. Mieliśmy Tomka Frankowskiego, który znalazł się tam, gdzie powinien i strzelił zwycięskiego gola - dodaje.

Trzy punkty zdobyte w Warszawie czynią Jagiellonię nadal niepokonanym zespołem na wyjeździe. Przy Łazienkowskiej żółto-czerwoni mogli jednak poczuć się trochę jak u siebie, bowiem tamtejsi kibice, podobnie jak białostoccy fani, także nie prowadzą zorganizowanego dopingu.

- Grało nam się tam całkiem w porządku, ale nie ma co ukrywać, stadion Legii raczej mocno różni się od tego w Białymstoku. Nawet kiedy przyjdzie mniej kibiców, to trudno znaleźć podobieństwa - uśmiecha się 27-letni piłkarz Jagi.

Plizga zwraca uwagę, że trafienia jego oraz Frankowskiego nie zdałyby się na wiele, gdyby nie dobra gra całego zespołu, zwłaszcza w defensywie.

- Trzeba powiedzieć, że o ile w pierwszej połowie Legia pozwoliła nam na wiele, to później zostaliśmy zepchnięci do obrony. Słowa uznania dla Jakuba Słowika, który kilka razy pokazał klasę. Ale też sporą pracę wykazali pozostali koledzy, tocząc twarde boje na przykład z Danijelem Ljuboją - tłumaczy Plizga.

W końcu wygrać też u siebie

W najbliższej kolejce żółto-czerwoni podejmą Koronę i liczą, że przełamią się i zwyciężą również w roli gospodarza.

- Chyba wszyscy w zespole marzą teraz o wygranej u siebie, by postawić tę kropkę nad "i" - kończy Plizga.

Mecz z kielczanami Jagiellonia rozegra w sobotę, o godz. 15.45.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny