Kielczanie w niczym nie przypominali drużyny, która została niedawno rozgromiona przez Lecha Poznań, i byli groźni. Tym bardziej możemy się cieszyć, że udało się ich pokonać.
- I co z tego? Liczy się tylko to, co wpadło do siatki, i nikt nie będzie pamiętał, w jakim stylu przegraliśmy - ocenia obrońca Korony Łukasz Nawotczyński, jeden z czterech byłych jagiellończyków, którzy wystąpili w barwach Korony. "Biały", Jacek Markiewicz, Dariusz Łatka i Paweł Sobolewski zostali ciepło przyjęci przez białostockich kibiców, pamiętających, ile dobrego byli gracze żółto-czerwonych zrobili w Białymstoku.
- Chcę podziękować kibicom, bo czułem się jak w domu - mówi Łatka.
Zapłacili frycowe
Na boisku nie było żadnych sentymentów, a Jagiellonii wyraźnie nie szło. Goście byli groźni szczególnie przy stałych fragmentach gry. Każde dośrodkowanie Ediego Andradiny "pachniało bramką" i chwała białostockiej defensywie, że zachowała czyste konto.
Korona to jednak beniaminek i przyszło jej zapłacić frycowe. Właśnie na większy spryt jagiellończyków zwrócił po meczu uwagę trener przyjezdnych Marek Motyka. Ten spryt pozwolił gospodarzom w trudnym momencie wykorzystać pomyłki rywali i wyjść na prowadzenie. Wystarczyły brak zdecydowania przy łapaniu rywali "na spalonego" i niepewne wyjście Radosława Cierzniaka, by Igor Lewczuk strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie.
- Jestem szczęśliwy. Może i nie była to bramka z gatunku "stadiony świata", ale najważniejsze, że piłka wpadła do siatki - cieszy się Lewczuk.
Warto też odnotować doskonałe podanie Kamila Grosickiego.
- Nie dogrywałem konkretnie do Igora, chciałem tylko posłać piłkę za linię obrońców. No i wyszła z tego niezła asysta - opowiada "Grosik", który w trzecim kolejnym meczu otwiera kolegom drogę do bramki i wyrasta na czołowego "asystenta" ekstraklasy.
- Fajnie, że mam taką passę, ale najważniejsze, że na horyzoncie mamy już odrobienie ujemnych punktów i wkrótce możemy dopaść pierwszych przeciwników - dorzuca Grosicki.
Tylu bramek, ile lat
Powody do świętowania miał Lewczuk, miał je też Tomasz Frankowski. Kapitan "Jagi" obchodził wczoraj 35. urodziny i przed meczem życzył sobie, by strzelić gola i zwyciężyć. Spełniło się co do joty.
- Sztuką jest wygrać taki mecz, w którym nie idzie. W Bełchatowie graliśmy ładnie dla oka, przeważaliśmy, a przywieźliśmy tylko punkt. To już wolę takie spotkania - uważa "Franek". Kibice przed meczem zaśpiewali kapitanowi "Sto lat", a po ostatnim gwizdku sędziego wywiesili transparent "Tylu bramek, ile lat". Oby się spełniło.
Frankowski odwdzięczył się fanom trafieniem, do jakich przyzwyczaił jeszcze z występów w Wiśle Kraków. Będąc sam na sam z bramkarzem, nie "podpalał się", nie uderzał na siłę, tylko techniczną "podcinką" zaskoczył Cierzniaka.
- Jest zwycięstwo. Teraz na pewno będzie dobra impreza. Wszyscy znajomi są w Białymstoku, więc będzie ciekawie - zapowiedział tuż po meczu jubilat.
Reich pokazał, co umie
Dobra impreza należy się też Marco Reichowi, który dał znakomitą zmianę. Jeśli ktoś nie miał przekonania do Niemca, to po spotkaniu z Koroną musi zmienić zdanie. Białostocki pomocnik pokazał, że pamięta jeszcze sporo z występów w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. Imponował dryblingiem, przeglądem sytuacji i dokładnymi podaniami. To on idealnie obsłużył Frankowskiego przy golu na 2:0, a jeśli nie będzie miał kłopotów zdrowotnych, to prawdopodobnie w starciu ze Śląskiem Wrocław wystąpi w podstawowym składzie Jagi.
Wyróżniającym się ogniwem żółto-czerwonych był też Hermes. Brazylijczyk nie miał żadnych względów dla byłych kolegów klubowych z Korony i walczył na całego. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach był niezrównany w destrukcji, przerywając wiele groźnie zapowiadających się ataków przeciwników.
A minusy sobotniej potyczki? Chyba tylko słaba postawa arbitra Sebastiana Jarzębaka z Bytomia, który wiele razy wykazał się niewłaściwą oceną sytuacji i brakiem konsekwencji. Na szczęście, nie wypaczył wyniku, a mylnymi decyzjami obdzielił obie drużyny.
Kielczanie mieli, co prawda, wiele pretensji o pierwszego gola, który, ich zdaniem, padł ze "spalonego", i nieuznane trafienie Markiewicza, ale telewizyjne powtórki pokazały, że akurat w tych akcjach sędzia się nie pomylił. Mimo to pan Jarzębak powinien przemyśleć parę spraw i szybko poprawić swoją dyspozycję, bo tak sędziować w ekstraklasie nie przystoi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?