Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok - Korona Kielce 2:0. Żółto-czerwoni mają już tylko trzy punkty na minusie (wideo)

Wojciech Konończuk
W takich okolicznościach Tomasz Frankowski strzelił gola na 2:0, sprawiając sobie prezent urodzinowy.
W takich okolicznościach Tomasz Frankowski strzelił gola na 2:0, sprawiając sobie prezent urodzinowy. Fot. Wojciech Oksztol
Już tylko trzy punkty na minusie ma Jagiellonia Białystok. Stało się tak po zwycięstwie drużyny Michała Probierza 2:0 z Koroną Kielce. Triumf przyszedł jednak w niemałych bólach.

Kielczanie w niczym nie przypominali drużyny, która została niedawno rozgromiona przez Lecha Poznań, i byli groźni. Tym bardziej możemy się cieszyć, że udało się ich pokonać.

- I co z tego? Liczy się tylko to, co wpadło do siatki, i nikt nie będzie pamiętał, w jakim stylu przegraliśmy - ocenia obrońca Korony Łukasz Nawotczyński, jeden z czterech byłych jagiellończyków, którzy wystąpili w barwach Korony. "Biały", Jacek Markiewicz, Dariusz Łatka i Paweł Sobolewski zostali ciepło przyjęci przez białostockich kibiców, pamiętających, ile dobrego byli gracze żółto-czerwonych zrobili w Białymstoku.

- Chcę podziękować kibicom, bo czułem się jak w domu - mówi Łatka.

Zapłacili frycowe

Na boisku nie było żadnych sentymentów, a Jagiellonii wyraźnie nie szło. Goście byli groźni szczególnie przy stałych fragmentach gry. Każde dośrodkowanie Ediego Andradiny "pachniało bramką" i chwała białostockiej defensywie, że zachowała czyste konto.

Korona to jednak beniaminek i przyszło jej zapłacić frycowe. Właśnie na większy spryt jagiellończyków zwrócił po meczu uwagę trener przyjezdnych Marek Motyka. Ten spryt pozwolił gospodarzom w trudnym momencie wykorzystać pomyłki rywali i wyjść na prowadzenie. Wystarczyły brak zdecydowania przy łapaniu rywali "na spalonego" i niepewne wyjście Radosława Cierzniaka, by Igor Lewczuk strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie.

- Jestem szczęśliwy. Może i nie była to bramka z gatunku "stadiony świata", ale najważniejsze, że piłka wpadła do siatki - cieszy się Lewczuk.

Warto też odnotować doskonałe podanie Kamila Grosickiego.

- Nie dogrywałem konkretnie do Igora, chciałem tylko posłać piłkę za linię obrońców. No i wyszła z tego niezła asysta - opowiada "Grosik", który w trzecim kolejnym meczu otwiera kolegom drogę do bramki i wyrasta na czołowego "asystenta" ekstraklasy.

- Fajnie, że mam taką passę, ale najważniejsze, że na horyzoncie mamy już odrobienie ujemnych punktów i wkrótce możemy dopaść pierwszych przeciwników - dorzuca Grosicki.

Tylu bramek, ile lat

Powody do świętowania miał Lewczuk, miał je też Tomasz Frankowski. Kapitan "Jagi" obchodził wczoraj 35. urodziny i przed meczem życzył sobie, by strzelić gola i zwyciężyć. Spełniło się co do joty.

- Sztuką jest wygrać taki mecz, w którym nie idzie. W Bełchatowie graliśmy ładnie dla oka, przeważaliśmy, a przywieźliśmy tylko punkt. To już wolę takie spotkania - uważa "Franek". Kibice przed meczem zaśpiewali kapitanowi "Sto lat", a po ostatnim gwizdku sędziego wywiesili transparent "Tylu bramek, ile lat". Oby się spełniło.

Frankowski odwdzięczył się fanom trafieniem, do jakich przyzwyczaił jeszcze z występów w Wiśle Kraków. Będąc sam na sam z bramkarzem, nie "podpalał się", nie uderzał na siłę, tylko techniczną "podcinką" zaskoczył Cierzniaka.

- Jest zwycięstwo. Teraz na pewno będzie dobra impreza. Wszyscy znajomi są w Białymstoku, więc będzie ciekawie - zapowiedział tuż po meczu jubilat.

Reich pokazał, co umie

Dobra impreza należy się też Marco Reichowi, który dał znakomitą zmianę. Jeśli ktoś nie miał przekonania do Niemca, to po spotkaniu z Koroną musi zmienić zdanie. Białostocki pomocnik pokazał, że pamięta jeszcze sporo z występów w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. Imponował dryblingiem, przeglądem sytuacji i dokładnymi podaniami. To on idealnie obsłużył Frankowskiego przy golu na 2:0, a jeśli nie będzie miał kłopotów zdrowotnych, to prawdopodobnie w starciu ze Śląskiem Wrocław wystąpi w podstawowym składzie Jagi.

Wyróżniającym się ogniwem żółto-czerwonych był też Hermes. Brazylijczyk nie miał żadnych względów dla byłych kolegów klubowych z Korony i walczył na całego. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach był niezrównany w destrukcji, przerywając wiele groźnie zapowiadających się ataków przeciwników.

A minusy sobotniej potyczki? Chyba tylko słaba postawa arbitra Sebastiana Jarzębaka z Bytomia, który wiele razy wykazał się niewłaściwą oceną sytuacji i brakiem konsekwencji. Na szczęście, nie wypaczył wyniku, a mylnymi decyzjami obdzielił obie drużyny.
Kielczanie mieli, co prawda, wiele pretensji o pierwszego gola, który, ich zdaniem, padł ze "spalonego", i nieuznane trafienie Markiewicza, ale telewizyjne powtórki pokazały, że akurat w tych akcjach sędzia się nie pomylił. Mimo to pan Jarzębak powinien przemyśleć parę spraw i szybko poprawić swoją dyspozycję, bo tak sędziować w ekstraklasie nie przystoi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny