MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok - GKS Bełchatów 1:1 (zdjęcia i wideo)

Tomasz Dworzańczyk
31. minuta meczu. Piłkę otrzymuje Bruno, który za chwilę wyprowadzi Jagiellonię na prowadzenie.
31. minuta meczu. Piłkę otrzymuje Bruno, który za chwilę wyprowadzi Jagiellonię na prowadzenie. Fot. Wojciech Oksztol
Jagiellonia Białystok zremisowała na wyjeździe z GKS Bełchatów 1:1. Żółto-czerwoni byli zespołem lepszym, ale mogli równie dobrze przegrać, bo gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego.

[galeria_glowna]

Jagiellończyków uratował Rafał Gikiewicz, który wyczuł intencje Mariusza Ujka i obronił "jedenastkę".

- W poprzednim meczu z Odrą Wodzisław zawaliłem gola, ale wówczas zespół uratował mi tyłek. Teraz było na odwrót - żartuje bramkarz białostoczan.

Sytuacja z końcówki spotkania prawdopodobnie byłaby jednak bez znaczenia, gdyby wcześniej udało się wykorzystać przynajmniej połowę znakomitych okazji, jakie stworzyli w tym meczu żółto-czerwoni.

- Dotychczas skuteczność była naszym atutem. Szkoda, bo poza wykończeniem akcji graliśmy naprawdę nieźle - przyznaje Tomasz Frankowski, kapitan Jagi.

Rywale mogli pomarzyć

Białostoczanie nieoczekiwanie zdominowali groźną ekipę Bełchatowa i od początku byli stroną przeważającą. Gospodarze nie mieli sposobu na stworzenie jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką Gikiewicza, a ich jedynym pomysłem na grę były długie wrzutki na rosłego Ujka.

- Co z tego, że mieli ileś tam dośrodkowań, z których nic nie wynikało. My graliśmy piłką i dochodziliśmy do klarownych okazji, o których rywale mogli tylko pomarzyć - mówi Kamil Grosicki, napastnik Jagi.
Przyjezdni zasłużenie objęli prowadzenie po strzale Bruno, który zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach białostockiego klubu. Ekipa Michała Probierza powinna już do przerwy prowadzić znacznie wyżej, bo przeciwnicy po stracie gola całkowicie oddali pole.

- Jak Andrius Skerla trafił w poprzeczkę, to zacząłem się obawiać. Wiedziałem, że Bełchatów jest klasowym zespołem, który wcześniej czy później będzie miał swoją okazję - tłumaczy Probierz.
Gospodarze zagrażali w zasadzie jedynie po stałych fragmentach gry i właśnie w ten sposób padło wyrównanie. Toczący od początku meczu pojedynki główkowe z Pavolem Stano Ujek w końcu okazał się lepszy.

- Długo zastanawiałem się, kogo wystawić przeciwko chyba najlepiej grającemu głową zawodnikowi w polskiej lidze. Zdecydowałem się na Stano, który grał dobrze, ale tym razem przegrał pojedynek - przyznaje Probierz.

Utrata gola nie załamała białostoczan, którzy szybko otrząsnęli się i dalej stwarzali sobie okazje do zdobycia bramek.

- Nie jest wielkim wstydem przegrywać pojedynki biegowe z Grosickim. Jeszcze nieraz da się we znaki lepszym obrońcom niż ja - tłumaczy Edward Cecot, który wraz z Mate Lacicem często oglądał plecy białostockiego napastnika.

Niestety, jagiellończycy wciąż marnowali sytuacje i niewiele brakowało, by srodze to się zemściło przy rzucie karnym. Na szczęście wojnę nerwów wygrał Gikiewicz, któremu pomogły nie tylko umiejętności.

- Przed strzałem podszedł do mnie "Grosik" i rzucił kilka słów otuchy, które rozluźniły atmosferę. Na pewno też zdeprymował trochę Ujka i jakaś zasługa za obronioną przeze mnie "jedenastkę" jest po stronie Kamila - tłumaczy golkiper Jagi.

"Frankowi" zabrakło mocy

Wydawało się, że remis w takich okolicznościach będzie sukcesem i pewnie by tak było, gdyby nie sytuacja z ostatnich minut spotkania. Wprowadzony chwilę wcześniej Remigiusz Jezierski znakomicie prostopadle podał do Frankowskiego, który w takich sytuacjach nie chybia.

- Specjalnie zostawiłem Tomka, bo wiedziałem, że tak doświadczony zawodnik może jednym strzałem czy podaniem zadecydować o wyniku - tłumaczy szkoleniowiec białostoczan.

Niestety, mimo doskonałej sytuacji "Franek" wciąż pozostał bez zdobyczy bramkowej na obcych boiskach w barwach Jagi.

- Biegłem już ostatkiem sił i dlatego zabrakło mocy, i tym samym celności - uważa kapitan Jagi. - Poza tym nie była to tak idealna okazja, jakby się zdawało, bo wcześniej miałem, moim zdaniem, lepszą, kiedy zagrywał Paweł Zawistowski - dodaje.

Żółto-czerwoni byli blisko, jak nigdy, przełamania fatalnej niemocy wyjazdowej. Na osłodę pozostaje jednak poprawienie bilansu spotkań z wybitnie niewygodnym Bełchatowem.

- Mamy po tym meczu już tylko sześć ujemnych punktów, ale mam nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku nie zabraknie nam tych dwóch, które straciliśmy na boisku w Bełchatowie - podsumowuje Frankowski.

Więcej w papierowym wydaniu "Kuriera Porannego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny