MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Innowacje 2010: Nauko, idź do przemysłu - mówi profesor Jan Koch

Maryla Pawlak-Żalikowska
Prof. zw. dr hab. inż Jan Koch jest założycielem i kierownikiem  Centrum Transferu Technologii na Politechnice Wrocławskiej
Prof. zw. dr hab. inż Jan Koch jest założycielem i kierownikiem Centrum Transferu Technologii na Politechnice Wrocławskiej
Jak pan ocenia współpracę między biznesem i uczelniami w Polsce? Czy ona w ogóle istnieje, czy to tylko nasze pobożne życzenie?

Prof. Jan Koch:Istnieje. Pytanie jednak, czemu jest tak słaba. Otóż dlatego, że przedsiębiorcy i naukowcy to są dwie zupełnie różne mentalności. Naukowiec chce zdobyć prestiż i awansować, a więc musi badać i publikować.

I zdobywać tytuły naukowe...

– Tak. Wobec tego robi to, co buduje jego karierę. Jeśli wdrożenie nie buduje jego kariery, to przecież nie jest nieprzytomny – nie realizuje tego wdrożenia.

A dlaczego wdrożenie nie buduje jego kariery?

– Dlatego, że jak do tej pory zgodnie z naszym z prawem nie liczy się w dorobku naukowca. Sam byłem wielokrotnie opiniodawcą różnych ludzi do tytułów profesorskich, doktorskich czy habilitacyjnych i wiem, że na końcu pisało się: ma też wdrożenia. I tyle.

Jak coś mało istotnego?

– Otóż to. Wracając do poprzedniego wątku: mentalność przedsiębiorcy jest inna. Jego interesuje namacalny zysk. Chce współpracować z kimś, kto da mu wynik szybko. Ludzie na uczelni są zaangażowani w dydaktykę. Nie muszą się spieszyć. Natomiast przemysł chce mieć to wszystko na wczoraj. Jak pani widzi, mamy do czynienia z zupełnie różnymi mentalnościami.

Zobacz także. Promotech Białystok: innowacyjna strategia wyjścia z kryzysu

To co z tym zrobić? Oprócz tego, że można dokonać zmian prawnych i spowodować, że wdrożenia będą miały znaczenia dla kariery naukowca?

– Ważne jest jeszcze, że naukowiec podejmując tematykę badawczą nie interesuje się, czy to będzie miało przełożenie na praktykę. A potem skarży się, że nikt tego nie chce. Dzieje się tak, bo pracownicy naukowi nie mają dostatecznego przygotowania praktycznego. To się zaczyna już od studiów. My prawie zlikwidowaliśmy praktyki studenckie! W rezultacie można zostać profesorem nauk technicznych nie będąc nigdy w fabryce!

Dlaczego to się zmieniło. Mówi pan, że było inaczej.

– Było. Bo naukowcy interesowali się nie tylko dydaktyką. Proszę zauważyć, że liczba studentów wzrosła cztery, pięciokrotnie, a liczba nauczycieli zaledwie o 30 procent.
Po co więc podejmować jakiś temat badawczy, jeżeli mnie w czterech uczelniach zapraszają do prowadzenia zajęć i dobrze za to płacą.
I tak mamy boom ekonomiczny, który zahamował prace badawcze.

No ale boom za długo nie potrwa, jeżeli nauka go nie wesprze i nie będzie prowadziła na nowocześniejsze tory. Będziemy albo stać w miejscu, albo prześcigną nas ci, co te badania prowadzą.

– To jest tak, jak w tragedii greckiej: wszyscy widzą, że musi nastąpi ć tragiczny koniec, ale nikt nie jest w stanie nic zrobić. Wszyscy mają związane ręce.

Ale przecież świat jakoś sobie z tym radzi. Na konferencji w NOT Białystok jeden z inżynierów przywołał przykład swojej współpracy z uczelnią amerykańską, gdzie rektor dobiera współpracowników według takich ich umiejętności, jakie pozwolą uczelni zarobić. I rozwija się i uczelnia, i jej pracownik, i biznes.

_– Przez 20 lat, co roku przez miesiąc, wykładałem w Niemczech. Tam, żeby zostać profesorem w dziedzinach technicznych, trzeba mieć minimum pięć lat praktyki w przemyśle. I wyrosnąć na kogoś w tym przemyśle. Wtedy wygrywa się konkurs na profesora. I gdy u nas się mówi, że trzeba nawiązać współpracę z przemysłem, to tam ona jest już dawno nawiązana. Proszę zwrócić uwagę, jakie to proste._ 

Zobacz także. Białystok / Innowacje 2010: Poznajcie laureatów (zdjęcia i filmy)

To czemu nie możemy takiej praktyki zastosować u nas?

– Bo my jesteśmy ujednoliceni. Językoznawca czy biolog musi zrobić doktorat, potem mieć habilitację i zostać profesorem, tak samo jak ten, kto zajmuje się mechaniką, budową mostów, obrabiarek czy samochodów.

Czy z tego wniosek, że prowadzimy transformację ustrojową, gospodarcza, a nadal tkwimy w starych schematach dotyczących nauki?

– W tej chwili zaczynają się pewne zmiany. W nowej ustawie mówi się, że można pracować w drugim miejscu pracy za zgodą rektora. Do tej pory trzeba ją było mieć, chcąc pracować w trzecim miejscu pracy. A pięć czy dziesięć lat temu nie trzeba było nikogo pytać. Znani byli ludzie, którzy mieli zajęcia na kilkunastu uczelniach.

Pana zdaniem stworzy to szansę, że naukowcy przestaną się napawać samą dydaktyką. Takim chyba jednak łatwym pieniądzem.

– Tak, to jest łatwy pieniądz, bo jeśli mogę to samo wykładać na politechnice wrocławskiej, opolskiej i w Zielonej Górze, to jest to ułatwienie.

Skoro jesteśmy przy finansach. Często się powtarza, że na wsparcie państwa nie ma co długofalowo liczyć. Głównym napędem innowacyjności na rzecz biznesu powinien być kapitał tkwiący w firmach. A tego kapitału za bardzo nie mamy. Więc co?

– Jest jeszcze jeden problem: uczelnie nie są atrakcyjne finansowo. Wypromowałem 23 doktorantów. Najlepsi przychodzili do mnie i mówili: bardzo pana kochamy, i uczelnię kochamy, ale w sąsiedniej fabryce dają mi wielokrotność tego, co pan mi oferuje. Bo w Polsce adiunkt może maksimum zarobić 4900 zł brutto. Nie znam zresztą takiego, który tyle zarabia. Ale za to znam takich, którzy odchodząc do fabryki dostali 8 tysięcy brutto.

Rezultat: negatywny dobór ludzi na uczelni. Zostają albo ci, którzy boją się przemysłu, albo tacy, którzy mają zacięcie naukowe, a duże pieniądze z różnych względów ich nie interesują. Tylko, że oni z kolei nie uczą studentów praktyki.

Co pan wobec tego radzi?

– Trzeba zacząć inaczej uczyć. Wdrożenia będą wtedy, gdy naukowcy pójdą do przemysłu, zobaczą jego potrzeby i zastanowią się, co mogą dla niego zrobić. Wtedy przemysł z tego skorzysta.

Jak miałoby to wyglądać praktycznie? Jaki model, by nas cieszył?

– Robisz doktorat i idziesz do przemysłu. Jeśli tam zostaniesz kimś, wybijasz się, to możemy cię ściągnąć z powrotem na uczelnię. Masz duże doświadczenie i masz przygotowanie naukowe.

A czy w ogóle jest ssanie ze strony firm na współpracę z uczelnią?

– Bardzo często polega to na tym, że promotor daje studentowi temat wymagający współpracy z przemysłem, a firma chce go potem zatrzymać, żeby kontynuował swoją pracę nad danym rozwiązaniem.

A co pan powie na problemy takich regionów jak choćby Podlaskie. Naukowcy mówią, że podejmują się badań podstawowych, bo te są tanie. Wdrożenia są drogie, a firmy są generalnie zbyt biedne na ich finansowanie. Rezultat: naukowcy siedzą po uczelniach, a przedsiębiorcy w większości po przedsiębiorstwach. I co?

– Z całą pewnością ośrodki, gdzie nie ma dużego przemysłu mają trudniej. Ale i małymi przedsiębiorstwami można się interesować. Ja w moim centrum mam kontakty z 600 przedsiębiorstwami. Doradzamy im. Szukamy dla nich rozwiązań. Ułatwiamy nawiązywanie kontaktów.

Czyli otwartość i otwartość.

– Proszę zwrócić uwagę, co robi przedsiębiorca. Często nie jest to człowiek bardzo wykształcony. Boi się przyjść na uczelnię, bo dokąd ma iść: do rektora? sekretariatu? dziekana? Nie wie. Generalnie nie stworzyliśmy komórki na polskich uczelniach, gdzie przedsiębiorca idzie i mówi: Mam taki a taki problem. Te role pełni u nas nasze centrum. Moi ludzie szukają, kto i gdzie może pomóc przedsiębiorcy rozwiązać jego kłopot. Jaka uczelnia. Jaka inna firma. Czyli staramy się być tym ogniwem pośrednim. Robimy szkolenia, seminaria. Ułatwiamy wyjazdy na targi.

To takie proste i oczywiste rzeczy.

– Bo tak naprawdę to nie jest trudne. Tylko po prostu trzeba to robić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny