MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Idol. Al Pacino vs John Lennon

Jerzy Doroszkiewicz
Al Pacino skupia na sobie całą uwagę widzów. Ale nie tylko on jest gwiazdą tego obrazu.
Al Pacino skupia na sobie całą uwagę widzów. Ale nie tylko on jest gwiazdą tego obrazu. Mat. dystrybutora
Al Pacino gra podstarzałą gwiazdę muzyki pop, która postanawia odzyskać dawną wrażliwość, rodzinę i odrzucić precz zgubne nałogi. Efekt łatwy do przewidzenia, ale jak podany.

Można zjeść na kolację ugotowane wcześniej ziemniaki, odsmażyć je na patelni bądź wykorzystać jako składnik do jakiejś barwnej, acz niekoniecznie dietetycznej sałatki. Dan Fogelman postanowił oczywiście dobrze nam znane kartofelki ubrać w piękne barwy. Jego "Idol" ma prywatny samolot, czerwonego mercedesa cabrio, willę z obowiązkowym basenem i wewnętrzną windą (Harry Angel?) i podręczny przybornik z ładunkiem kokainy - zresztą ukryty w schowku, jakiego nie powstydziłaby się przed laty Madonna. Reżyser i scenarzysta miesza te wszystkie składniki z typową amerykańską rodziną z New Jersey - obowiązkowy rozwalający się domek, piękna i wierna mężowi - robotnikowi budowlanemu żona, która wie tylko, że ważne sprawy załatwia się w koszuli "na guziki". Miesza, bo owa rodzina to synowa, wnuczka i jedyny syn naszego idola. Zaczynał od pisania wrażliwych tekstów, miał być kolejnym Dylanem, ale kiedy publiczność tego nie kupiła, stał się estradowym błaznem śpiewającym debilną piosenkę "Baby Doll". Piosenkę, która teraz ekscytuje jego rówieśniczki w okolicach 60. wiosny.

W sałatce musi wymieszać się chęć zmiany życia, nawiązania więzi z rodziną, powrotu do tworzenia piosenek. A wszystko za sprawą listu, który do owego songwritera miał napisać John Lennon u zarania jego kariery. List dotarł do dziennikarza, który zwietrzył interes na autografie eks-Beatlesa i nie przekazał go adresatowi. Będą prezentem na 64. Urodziny porusza lawinę wydarzeń, w której znajdzie się miejsce nawet na walkę z białaczką i szkołę dla dzieci z ADHD.

Wiele w tej sałatce filmowej znanych ingrediencji, ale łączy je świetny jak zawsze Al. Pacino. Wybacza mu się i pijaństwo i chwilowy powrót na "białą ścieżkę". Bo nie nadyma się, jest wyluzowany, wręcz ciepły i szczery, a jednocześnie sam siebie traktujący z ironią. Jest też sos, który nadaje smak całości. Poszczególne sceny ilustrują hity Lennona - od obowiązkowego "Imagine" po sardonicznie wykorzystany "Working Class Hero". Pewnie 30. lat wcześniej te piosenki budziłyby żywą reakcję, jeszcze 20 lat temu wersje progresywne nagrywał zespół Collage, w 2015 roku ani młodzież, ani widzowie zbliżający się do 40. roku życia nie zwracali na nie uwagi. Bez tej wrażliwości, pewnie też nieźle bawili się oglądając zapasy Pacino z życiem, kobietą sukcesu "z jego przedziału wiekowego" i z samym sobą, ale pewną część przesłania stracili. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Pacino zobaczyć warto, a i wsłuchać się w prosty przekaz pieśni Lennona nikomu raczej nie zaszkodzi.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny