Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handel żywym towarem. Białostoczanki wysyłali do Ameryki Południowej

sxc.hu
białostoczanki mogły być zwabiane do Ameryki Południowej
białostoczanki mogły być zwabiane do Ameryki Południowej sxc.hu
W okresie międzywojennym popularne były książki Antoniego Mroczyńskiego, pisarza raczej trzeciorzędnego. Tematem ich było porywanie i wywożenie pięknych Polek do Ameryki Południowej. Proceder ów rzeczywiście istniał.

Liberalny na ogół przedwojenny kodeks karny przewidywał dla handlarzy żywym towarem wyroki szczególnie surowe - od 6 do 15 lat więzienia. W ówczesnym woj. białostockim zdarzały się również przypadki działania paraj parających się tym haniebnym zajęciem szajek. Jedna z nich została zlikwidowana w 1939 r. przez żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza w powiecie suwalskim. Na jej czele stał niejaki Ryszard Kupień, pochodzący z Kwidzynia.

Złoczyńcy pod pretekstem sprzedaży losów na loterię odwiedzali wsie i miasteczka, gdzie wyszukiwali ładne dziewczęta. Proponowali im dobrze płatną pracę w pruskich fabrykach włókienniczych. Następnie przerzucali jej przez zielona granicę. Panienkom z lepszych domów oferowano posadę opiekunki do dzieci lub sekretarki podróżującego handlowca.

Trudno ocenić ile takich, naiwnych dziewuszek z Białegostoku i okolic dało się nabrać oszustom. W tym czasie przerzucanie ludzi prze granicę i nielegalna emigracja była na porządku dziennym.

Fałszowaniem paszportów i organizacją niezgodnych z prawem wyjazdów zajmowały się dziesiątki cwaniaczków. Klientów mieli w bród. Szybko i potajemnie chcieli opuścić kraj poszukiwani listami gończymi przestępcy, dezerterzy z wojska czy poborowi, Żydzi udający się do Palestyny, albo po prostu emigranci szukający zarobku poza Polską.
Ameryka Południowa przyjmowała legalnie tylko rolników i to wyłącznie w charakterze kolonistów na dzikie, niedostępne tereny. Wymagano też przy tym, oprócz wizowych i okrętowych, wysokich opłat, sporego kapitału w dolarach (do 600 zielonych). Mało kogo z Polski było na to stać. W latach międzywojennych działało w Białymstoku co najmniej 8 biur okrętowych, będących filiami zagranicznych linii żeglugowych.

Ludzie orientujący się w sprawie dobrze wiedzieli, że niektóre z nich zajmowały się fałszowaniem paszportów i organizowaniem wyjazdów do Ameryki. Dużą, ogólnopolską sławę zdobyło w tej branży towarzystwo "królewsko-Holenderski Lloyd". W Białymstoku jego filią kierowali Chaim Rabinowicz i Jeszua Telcher.

Obejmowali oni swoją działalnością całe Kresy Wschodnie. Mieli do dyspozycji blankiety paszportów pochodzące z kradzieży. Fałszywe były na nich podpisy i pieczątki. Urzędnicy w konsulatach Argentyny, Brazylii czy Urugwaju łatwo dawali się zmylić tym papierom, dawali bez trudu wizy.

Taki dokument kosztował odbiorcę kilkaset dolarów. Przez wiele lat policja nie mogła zrozumieć, gdzie podziali się tak pilnie poszukiwani przez nią złodzieje czy oszuści. Dopiero jeden, dociekliwy urzędnik z konsulatu amerykańskiego zwrócił uwagę na niezbyt udolnie podrobiony paszport. Dał znać na policję. Fałszersko-przemytnicza afera musiała się zakończyć.

Proces przedsiębiorczych przemytników rozpoczął się w sierpniu 1939 r. Na ławie oskarżonych zasiadło 9 osób. ich obrońcy zaprzeczali jakiejkolwiek organizacji, mówili co najwyżej o pojedynczych przypadkach pomocy w przekroczeniu granicy. Szajce postawiono zarzut przerzucania do Prus Wschodnich i dalej ok. 100 osób. Niestety nie udało się udowodnić, że byli wśród nich poszukiwani przestępcy.
Wyroki były nieduże - od 3 do 8 miesięcy, i to w zawieszeniu.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny